~4~

278 29 15
                                    

Zielonowłosy poczuł, jak ciepłe ciało blondyna oddała się od niego. Po dwudziestu minutach lekko uchylił powieki i od razu zalał się rumieńcem. Zobaczył widok, o którym marzył od dawna. W pełni okazałe, nagie plecy oraz klatkę piersiową czerwonookiego. Najprawdopodobniej wyszedł właśnie spod prysznica, na co wskazywał biały ręcznik owinięty w pasie, krople wody na jego torsie oraz jeszcze lekko wilgotne włosy. Blondyn obrócił się w stronę zielonookiego i lekko się uśmiechnął, by po chwili zabrać swoje wczorajsze ubrania i podążyć znowu do łazienki. Izuku w tej chwili spojrzał na zegarek znajdujący się na szafce nocnej, przy jego łóżku. Przetarł oczy i wtedy zobaczył, że jest już południe, a dokładniej 13.09. Katsuki po chwili wyszedł z łazienki i usiadł koło chłopaka. Przypomniała mu się wczorajsza sytuacja z Todorokim.

- Deku... Wiem, że to co się wczoraj stało jest dla ciebie ciężkie i pewnie nie chcesz o tym mówić, ale jakby co wiedz, że jestem przy tobie.-gdy skończył mówić przytulił niższego chłopaka i wyszedł z pokoju, zostawiając zielonowłosego w małym zakłopotaniu, z mętlikiem w głowie.

Izuku szybko wstał i ubrał się w czarną bluzkę z czerwonym smokiem w stylu japońskim i luźne shorty. Ułożył włosy i zszedł na dół, aby zjeść śniadanie, a raczej o tej godzinie to już obiad. W salonie, na kanapach siedziało kółko różańcowe i większość dziewczyn. W kuchni Katsuki robił omleta i rozmawiał w tym czasie z Kirishimą i Denkim. Zielonooki podszedł do lodówki, wyciągnął swój jogurt waniliowy i płatki miodowe z szafki. W tym czasie Kiri i Kami opuścili kuchnie, zostawiając Kacchana i Deku razem. Bakugo zgarnął widelcem omlet na talerz i udał się do stołu, przy którym już siedział zielonowłosy jedzący swoje śniadanie. Zaczęli ze sobą rozmawiać, śmiejąc się przy okazji. Żaden z nich na szczęście nie miał kaca po wczorajszej imprezie.

- Oi Deku, co robisz dzisiaj wieczorem?- spytał nagle blondyn.

- Nic nie planowałem, a co?

- Bądź gotowy o 18 przed akademikiem, ok?

- Ok.- ciekawe co planuje?

Po skończonym jedzeniu udałem się do mojego pokoju. Mimo to, że polepszyły mi się relacje z Katsukim, to i tak czuję, że moje problemy powracają. Już na pewno jak sobię przypomnę o wczorajszej sytuacji pod moim pokojem. Czuję obrzydzenie do samego siebie, że w ogóle na to pozwoliłem. Nie broniłem się, tylko stałem jak widły w gnoju. Jestem niczym. Przypomniałem sobie, że mam żyletki w łazience. Od razu skierowałem się w jej stronę. Wyciągnąłem jedną i zrobiłem kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt nacięć na udach, żebrach, biodrach i nadgarstkach. Krew lała się z ran strumieniami i skapywała na podłogę albo materiał moich spodenek je wchłaniał. Stałem na środku łazienki i płakałem. Zasłużyłem sobie na to. Odwróciłem się w stronę drzwi. Były otwarte a w nich stał przerażony Bakugo. Szybko podszedł do szafki i wyciągnął apteczkę. Zaczął przemywać moje rany. Wszystko robił w ciszy. Przez cały proces opatrywania, nie odezwał się nawet słowem. Wszystko robił bardzo delikatnie, żeby mnie nie bolało. Gdy na mnie spoglądał, widziałem w jego oczach przerażenie, szok i troskę. Nie chciałem, aby ktoś się dowiedział o moim sposobie na doznanie ulgi. Gdy skończył, złapał mnie za rękę i poprowadził do pokoju. Wskazał ręką na łóżko. Usiadłem na nim, a on zaczął szukać w mojej szafie ciuchów na przebranie, bo te, które obecnie mam na sobie są od plam z krwi. Bakugo dał mi luźne, czarne spodnie dresowe i luźną ciemno zieloną bluzę z nadrukiem liścia marihuany. Katsuki nadal się nie odzywał. Cisza stała się dla mnie niezręczna. Gdy chciałem udać się do toalety, Kacchan ją zajął i zaczął wycierać kałużę krwi. Z tego powodu zacząłem przebierać się koło mojego łóżka. Wszystko mnie bolało, gdy chciałem ściągnąć koszulkę, rany się rozeszły i zaczęły bardziej krwawić. Na bandażu, który miałem owinięty na żebrach, zaczęły pojawiać się szkarłatne plamy. Stałem w kącie bez koszulki, gdy blondyn wyszedł z łazienki. Od razu nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, by po chwili zjechać wzrokiem na przesiąknięty opatrunek na mojej klatce piersiowej. Podszedł do mnie i podniósł z łóżka bluzę. Pomógł mi ją założyć. Ze spodniami dałem radę.

- Wychodzimy, weź rzeczy które są ci potrzebne, gdy będziemy czekać na swoją kolejkę.- powiedział czerwonooki, z wyczuwalną w jego głosie troską.

- Ale gdzie jedziemy? Przecież mieliśmy wyjść o 18.

- Jedziemy do szpitala, żeby ci to zszyli, bo mi się wykrwawisz!

Niechętnie spakowałem do kieszeni telefon, słuchawki i portfel. Nie chcę, żeby mi to szyli. Aż tak głębokie nie są... chyba.

Kacchan chwycił mnie za rękę i wyprowadził z mojego pokoju. Zamknąłem go i udałem się z Bakugo do jego jaskini. Blondyn ubrał tylko bluzę i zabrał kluczyki, portfel i telefon. Powiadomił pana Aizawę, że wychodzimy i wrócimy późno. Przed akademikiem zaczęło mi się robić słabo. Katsuki to zauważył i wziął mnie na ręce, żebym nie zemdlał. Zaniósł mnie do swojego auta. Przed nim odstawił mnie na ziemię. Jest około 16, więc jeszcze świeci słońce. Jego nissan skyline gtr r34 jest boski. Karoseria pomalowana na czarno, poszerzany i ta maska. Wygląda wspaniale.

- Aż takie robi wrażenie, że szczena opada?- spytał Bakugo, podchodząć do mnie i przymykając moją szczękę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Aż takie robi wrażenie, że szczena opada?- spytał Bakugo, podchodząć do mnie i przymykając moją szczękę.

- Em.. a.. yy..- nie mogłem się wysłowić, sam nie wiem dlaczego-... tak.

- Dasz radę sam czy mam ci pomóc?

- Sam nie wiem...

Po tych słowach Bakugo otworzył drzwi od strony pasażera, potem podszedł do mnie, złapał mnie w tali oraz pod kolanami i pomógł mi wsiąść. Zamknąłem drzwi, a Kacchan usiadł za kierownicą i uruchomił silnik. Jechaliśmy, słuchając muzyki z pendrive Katsukiego. Jedna szczególnie przypadła mi do gustu.

Droga zajęła nam 17 minut. Dostaliśmy się na SOR, czekaliśmy 3 minuty i mnie przyjęli. W gabinecie trzymałem Kacchana za rękę. Szyli mi rany bez znieczulania, nawet miejscowego. Bolało bardziej niż robienie ich. Na szyciu lekarze spędzili około 3 godziny. Było tego dużo i nachodziły na siebie. Nie pomagały także blizny bo starych ramach. Jeszcze kręciło mi się w głowie od straty znacznej ilości krwi, ale ustawało. Katsuki po wszystkim zaprowadził mnie do auta i zaproponował, aby iść coś zjeść. Była już 20, a ja jestem strasznie głodny, więc na to przystałem. Pojechaliśmy do Mc Donalda i kupiliśmy jakieś jedzenie i picie na wynos. Wsiedliśmy do auta, a ja na kolanach trzymałem nasze zamówienie. Bakugo wjechał na wzgórzę. Przyznam, że jest tu pięknie. Kwitnące drzewa wiśni, blask księżyca, widok na miasto nocą, Katsuki, skyline i maczek. Żyć, nie umierać. Siedzieliśmy na masce samochodu i jedliśmy kupione burgery. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się z różnych powodów. Było cudownie.

- Deku.. bo ja sobie tak myślałem... Jesteś dla mnie naprawdę ważny, uwielbiam twój charakter, uwielbiam twoją urodę, uwielbiam twój szczery uśmiech, uwielbiam być blisko ciebie uwielbiam jak jesteś radosny i ehh...- mówiąc to patrzył mi głęboko w oczy, po chwili przysunął się do mnie bliżej. Nasze twarze dzieliły milimetry, blondyn jedną ręką chwycił mnie za podbródek, a drugą umieścił na moim policzku. Przybliżył się do mnie i złączył nasze usta. Od razu zacząłem oddawać pocałunek. Katsuki był bardzo delikatny, namiętny i czuły. Całował mnie tak delikatnie, jakbym miał się rozsypać. Było bardzo miło. Po chwili odsunął się ode mnie.- Kocham Cię Izuku.

- K-kacchan.. j-ja też Cię kocham.- poraz pierwszy od wielu lat szczerze się uśmiechnąłem. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. W końcu byłem szczęśliwy.

Przez dręczenie do miłości ||BakuDeku||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz