Jego martwe spojrzenie

68 10 0
                                    

To nie mogła być prawda. Nawet się z nim nie pogodziłam, nawet nie powiedziałam mu, że go kocham, nawet się nie pożegnałam. On musiał tam być, zaraz wyjdzie zza tej kotary. Ale chwile mijały a on nie wychodził. Spojrzałam na Bellatrix walczącą z Dumbledorem, odbiła jego zaklęcie i zaczęła tak po prostu jak gdyby nigdy nic uciekać. Chęć zemsty dodała mi sił. Stanęłam na równe nogi i wyrwałam się z uścisku Tonks biegnąc w stronę czarownicy widząc Harry'ego biegnącego tuż obok. Nie obchodziły mnie zaklęcia latające tuż obok mnie i krzyki wszystkich dookoła. Jedyne czego pragnęłam to zniszczyć Bellatrix. Zniszczyć za odebranie mi ostatniego członka rodziny, za nie danie  mi możliwości pożegnać się, za nie rzucenie zaklęcia szybciej by zdążyło trafić mnie, nie jego. Byłam już blisko, wybiegłam z pomieszczenia z mózgami ale nagle poczułam palący ból w karku tak jakby ktoś wyrywał mi tam skórę. Niekontrolowanie straciłam władzę w nogach i padłam na kolana sycząc z bólu i zalewając się łzami. Harry pobiegł dalej prawdopodobnie nawet nie zauważając, że upadam. Po chwili piekielny ból zamienił się w chłód, chłód i strach. Oparłam się o ścianę siadając i głęboko oddychając. Przeleciał zimny wiatr przeszywający moje ciało i nagle pojawił się on, Voldemort. Kucnął naprzeciwko mnie łapiąc mój podbródek i unosząc moją głowę w górę. Nie byłam w stanie podnieść różdżki i rzucić jakiekolwiek zaklęcie, po prostu patrzyłam w to jego mroczne spojrzenie bojąc się powiedzieć cokolwiek. Moje policzki zalewały się po prostu z każdą sekundą coraz bardziej łzami. 

- Moje najlepsze dzieło... A jednak takie wrażliwe, takie.... Ludzkie. - powiedział prawie szeptem i otarł kciukiem mój prawy policzek z łez. 

- Nie jestem Twoja i nigdy nie byłam - odpowiedziałam starając się zachować zimną krew

- W takim razie czy mogę kontrolować w taki sposób coś co nie jest mym? - powiedział i przyłożył palec do mojego czoła mocno dociskając. Nagle pojawiłam się we własnym wspomnieniu. Byłam z moją mugolską rodziną na spacerze w lesie z naszymi psami. Śmialiśmy się z żartu powiedzianego właśnie przez moją siostrę. Nagle doszło do czegoś czego nie pamiętałam z tamtego momentu. Trójka ludzi, którzy właśnie przechodzili obok z rowerami wyciągnęła różdżki i skierowała w stronę mojej mamy, brata i siostry

- Avada ke- chcieli rzucić zaklęcie ale przerwałam im stając przed moją rodziną. Sięgnęłam do kieszeni znajdując swoją różdżkę. Już chciałam wycelować w te trzy postacie gdy usłyszałam śmiech a ich nie było już przede mną. Odwróciłam się a tam leżały jedynie ciała... Martwe ciała mojej rodziny. Od razu padłam na kolana przerażona. Chciałam dotknąć mojej siostry ale nagle wszystko się zmieniło i znalazłam się gdzie indziej. Siedziałam na łóżku w domu Blacków trzymając butelkę wódki. Tuż obok mnie był Fred. Wiedziałam co się zaraz stanie. Odstawiłam butelkę i sięgnęłam po różdżkę. Rudowłosy patrzył na mnie zdziwiony

- Wszystko dobrze Marta? - spytał odchylając się do tyłu i opierając o ścianę

- Nie Fred, nic nie jest dobrze - powiedziałam zapłakana - Nie mogę Ciebie stracić, rozumiesz? 

- Czemu miałabyś mnie stra - wypowiedzi chłopaka przerwało mocne szarpnięcie za klamkę. Od razu się odwróciłam w tamtą stronę. Nic się nie działo. Odwróciłam się ponownie w stronę chłopaka i zobaczyłam jedynie jego martwe spojrzenie patrzące na mnie. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać i się odsuwać gdy nagle powierzchnia pod moimi dłońmi i cały obraz ponownie się zmienił. Byłam znowu na polu bitwy, ojciec walczył z Bellatrix, tym razem musiałam pomóc, chociaż jego uratować. Wstałam i pobiegłam w jego stronę. Niestety, Bellatrix wycelowała w niego różdżkę i ponownie ugodziła go tym czerwonym promieniem prosto w pierś a on spadł za kamienny łuk. Poczułam jak znowu ktoś mnie łapie, powstrzymuje. Spojrzałam na dłonie oplatające mnie i mocno trzymając przy sobie. Nie były to te delikatne kobiece dłonie Tonks. Spojrzałam na twarz tej postaci, był to znowu on, Voldemort.

- Rodzina, tak? I miłość, jak przykro, że będą musieli odejść by moja perfekcja zaczęła być sobą, przeklęci mugole, wszystko ich sprawka. Teraz ludzie będą ginąć i obiecuje, że z czasem w końcu to docenisz - powiedział a Bellatrix zaczęła się głośno śmiać, on także do niej po chwili dołączył. Chwycił mnie za ramiona i popchną tak, że wleciałam za zasłonę, do której przed chwilą wpadł mój tata. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Ponownie byłam pod ścianą w tym korytarzu. Jego tam nie było ale usłyszałam kroki i gdy spojrzałam w bok zobaczyłam biegnącego w moją stronę wujka Remusa, Neville'a i Tonks. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić, drżałam ze strachu i patrzyłam na nich nie wiedząc co zrobić. Bez słowa Remus wziął mnie na ręce i poszedł w jakimś kierunku. Nie zobaczyłam gdzie bo nagle przed moimi oczami zrobiło się czarno i zapewne zemdlałam słysząc na koniec jeden szepczący i tak dobrze mi znany głos

- Jak zawsze kochanie 

Przekręciłam głowę na bok przebudzając się. Poczułam mocny uścisk na mojej dłoni. Otworzyłam oczy próbując przyzwyczaić się do oślepiającego wręcz światła, po chwili wszystko stało się wyraźne. Spojrzałam dookoła. Po mojej prawej stał obok mnie Fred i to właśnie on trzymał moją dłoń. Tuż obok niego był Harry a po mojej lewej był Lupin i... Vic. Usiadłam rozglądając się od razu za różdżką, jeśli to była kolejna taka sytuacja nie mogłam dopuścić by ponownie coś się stało moim najbliższym. 

- Marta, spokojnie, jesteś tu bezpieczna - powiedział uspokajająco wuj

- Nie, wy nie rozumiecie. Jak oni się zaraz pojawią ja musze - nie skończyłam gdyż przerwał mi Fred

- Zapewniam Cię, że tutaj jesteś w pełni bezpieczna. Jesteś w Hogwarcie, już jest ok Marta - powiedział zmartwionym tonem Fred. Trochę się uspokoiłam, on tu był a przecież już zginął. Musi być dobrze. Podsunęłam się pod oparcie i postanowiłam zadać to jedno najważniejsze pytanie. Spojrzałam na Harry'ego licz nim cokolwiek powiedziałam jego zaszklone oczy dały mi odpowiedź

- Marta... Tak mi przykro - powiedziała Vic przytulając mnie a ja znowu zalałam się łzami odwzajemniając mocno uścisk. To było straszne, jego tak po prostu niebyło. Mój jedyny ojciec, ostatni członek rodziny. Jeszcze nawet nie zdążyłam go przeprosić za to wszystko, za tą całą kłótnie. Wiem przecież, że nie miał tego na myśli a zachowywałam się jak 10 - latka. To jeszcze w dodatku moja wina. Gdybym nie poszła mu pomóc nie musiałby przyjmować na siebie zaklęcia. Zginął przeze mnie. Nie chce wierzyć w to, że zaprzepaściłam moją jedyną szanse na poznanie do końca mojej prawdziwej rodziny. Znowu przeze mnie zginął mój rodzic, kto będzie następny? Czułam się okropnie, po prostu siedziałam tam i wypłakiwałam się za wszystkie czas, ale czemu w ramię przyjaciółki a nie właśnie jego? Po dłuższym czasie puściłam dziewczynę i przetarłam rękawem policzki patrząc na każdego dookoła mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć ani zrobić. 

- Odpocznij jeszcze trochę - powiedział Harry na co tylko przytaknęłam ponownie kładąc się i po chwili odpływając w krainę snów

Naznaczona ~ Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz