35

2.5K 164 16
                                    

*rozdział tłumaczony przez awhmydirection
 
Nie mogłam przestać uśmiechać się do niego - on sprawiał, że się
uśmiechałam. Jego niepewność o zachowywanie się inaczej niż zazwyczaj -

jak wydawał się jasno niepewny jak zachowywać się bez tej fasady,
którą zdałam sobie sprawę, że zazwyczaj zatrzymywał taką samą. To
wszystko powodowało, że uśmiechałam się głupio jak cholerna
licealistka. On naprawdę próbował się zachowywać- i to nie było tak,
że próbował zastosować jedną z tych prawniczych odpowiedzi do mnie.
Przynajmniej nie jeszcze. On naprawdę próbował unikać pokazywania
manier, o których wspaniale wiedziałam, że posiadał.

„Myślę, że mam pomysł", jego czoło podniosło się w zaskoczeniu kiedy
odwróciłam się i zaczęłam odchodzić i nakładać rękawiczki. Zostawiając
go z tyłu jasno zdezorientowanego, nie mogłam powstrzymać się od
małego podroczenia się z nim. Kochałam obserwować jego reakcję, która
była podobna do... Miłości do naszych więzów. Kochałam widzieć jak to
nie byłam tylko ja, która chciała zatrzymać go blisko.

Mogłam usłyszeć jego szybkie kroki podążające za mną, jak przeszłam
ulicę z olbrzymim uśmiechem zakrywającym moja twarz. Dotarłam do
chodnika po drugiej stronie i czerwone, neonowe światło pojawiło się z
napisem w oknie sklepu muzycznego wykąpanego w kamienie w tym
czerwonym, pięknym świetle. Kochałam to miasto nocą- w ciemności kiedy
te wszystkie przeciwieństwa wydawały się być widoczne jeszcze bardziej
niż w świetle dziennym. Kiedy mogłeś schować się w cieniu lub pozwolić
swojej wyobraźni stwarzać części, które były ukryte w ciemności. To
zawierało okazje. Coś niejasnego, w ciemności, zmiennego. Wszystko
wydawało się możliwe.

„Więc... Ehm... Miałabyś coś przeciwko gdybym w takim razie dołączył?
Może?" Jego głos był jeszcze bardziej pokorny i niepewny, jak
zatrzymałam i odwróciłam się, patrząc na niego. Próbował krzywego
uśmiechu, w czasie gdy złapałam go, jak gdybym rozważała jego
sugestię. Jego zielone oczy desperacko patrzyły w moje, jak zaczął
nerwowo poruszać się przez moją ciszę. Przejechał ręką przez swoje
włosy i przygryzł dolną wargę- ta jedna, mała reakcja prawie
spowodowała, że wzięłam te dwa ostatnie kroki, zarzuciłam ręce dookoła
jego szyi i scałowałam jego zmartwienia.

„Cóż tak- miałam nadzieję, że tak zrobisz!" To spojrzenie było
magiczne- rozweselił się. Jego rysy twarzy, język ciała- to wszystko
rozjaśniło się jak kiedy cholerna choinka była podłączona do prądu i
dzieciaku mogły klaskać i chichotać w czystej radości.

„Oh! Ehm super" wydawało się, że niezwykle mu ulżyło, gdy podszedł
krok bliżej. Powodując, że było coraz ciężej zostać mi w miejscu,
„Ekhm, przypuszczam, że dziękuję" Potrząsnął głową z niedowierzającym
uśmiechem.

„Lubię z Tobą rozmawiać" to było całkowicie szczere. I chciałam, żeby
wiedział. Bardziej niż czegokolwiek. Chciałam rozmawiać z nim całą
noc, gdybym mogła- i 1001 nocy więcej.

Chichot wydostał się z głęboka jego wnętrza, kiedy zaczęliśmy
poruszać się w dół ulicy. Uwielbiałam jak z  każdym kolejnym krokiem był
coraz bliżej mnie- jakby nie mógł iść w prostej linii, ale
okazjonalnie musiał poruszyć się trochę w bok. Kochałam jak odpowiadał
mi tym zachrypłym, powolnym głosem mówiącym mi, że on też lubi ze mną
rozmawiać

Przez pewien czas szliśmy w ciszy, co było dziwne odkąd miałam więcej
pytań do niego niż prawdopodobnie mogłam policzyć lub zachować
kolejność. Ale to wciąż była komfortowa cisza- i wiedziałam co
trzymało mnie z dala od zapytania go. Od wypytywania. Ten sen. Ten
koszmar.

„Więc, wciąż masz ten dziennik, czy nie?"

Popatrzyłam na niego z ukosa- i ku mojemu zaskoczeniu, jego zielonkawe
oczy były zawieszone na mnie. Interesujące.

„Tak" posłałam mu ostrożny uśmiech, otwierając torebkę i wyciągając
dziennik, pokazując mu go. Jego oczy rozszerzyły się na ten widok i
popatrzył na mnie z niedowierzającym uśmiechem. Tym „nie-wierzę-w-to"
rodzajem uśmiechu.

„Zaskoczony?" Zachichotałam na jego reakcję, patrząc jak w połowie
wzruszył ramionami, w połowie przytaknął"

„Tak.. Może trochę... Nie. Cóż, wydawało się, że było Ci jeszcze
bardziej przykro, że zgubiłem ten dziennik, niż mi, ale... Naprawdę nie
wiem. Być może jestem tylko zaskoczony widząc go w rękach kogoś
innego?" Jego brązowe loczki rozwiewały na wietrze, ale on nie wydawał
się tego zauważać, jak dalej szliśmy przez miasto. Miałam pomysł gdzie
iść, ale ledwo zwracałam uwagę na samochody, lekko oświetlone okna
tych wszystkich sklepów, neonowe napisy, próbując dojrzeć gwiazd,
wiedząc, że to było niemożliwe. Wszystkie z tych rzeczy, które
zazwyczaj uwielbiałam w nocy, były zgubione w jego zielonych,
świecących oczach i w sposobie, jakim się poruszał.

„Tak, tak to ma jakiś sens, przypuszczam-" chciałam zadać tak wiele
pytań, ale nie chciałam go przestraszyć, będąc zbyt ciekawską.
Normalne pytania. Jakie to są normalne pytania do zadania, gdy dopiero
kogoś poznałeś.

„Więc studiujesz na uniwerku w Chicago, czy coś?" To było normalne
pytanie, prawda?

„Tak- nie, nie do końca. Tylko pracuję i gram z zespołem. Przyjechałem
tu na stałe, dosłownie kilka miesięcy temu. A Ty?" Jego odpowiedź była
niezwykle szybka i przepełniona niezwykle ciekawskim tonem, tak że
zachichotałam- co wydawało się, że zrobiłam już tysiące razy tej nocy.
Czy on w ogóle był prawdziwy?

„Już nie. Biorę nocne kursy i pracuję w kawiarni- nie wiem na prawdę. O
przyszłości mam na myśli" dlaczego miałby w ogóle być zainteresowany
tym co mam do powiedzenia? „Ale teraz to jest to co robię- Nie wydaje
mi się, że powinniśmy się martwić za bardzo o przyszłość, rozumiesz?
Wtedy zapomnisz, żeby żyć teraźniejszością."

„Lub przeszłością" Harry dodał zamyślony, zatracony na sekundę w jego
tajemniczym życiu. Kiwnęłam w zgodzie.

„Więc w swoim czasie studiowałaś?" Kontynuował zaskakując mnie jego ciekawością.

„Tak- ale ogólnie to naprawdę nie była moja rzecz. Za dużo rzeczy do
wywiązywania się, wiesz? Musisz poprawnie się ubierać, zachowywać w
określony sposób, oddawać prace o rzeczach, które jedynie sprawiają,
że się stresujesz..." Zaśmiałam się i potrząsnęłam głową. Czas kiedy
byłam na studiach wydawał się kompletnie innym życiem. Tak dużo się
zmieniło.

„ A Ty?" Wtrąciłam ostrożnie- pamiętając o pierwszej stronie z
dziennika wypełnioną datami. Chciałam sprawdzić ją znowu- ale
pamiętałam to opisując specyficzny okres z pasującą nazwą
geograficzną. Przypuszczam, że był w Waszyngtonie DC na początku roku-
następnie przeprowadzając się do „H.U." cokolwiek to znaczyło-
ostatecznie kończąc tutaj, w Chicago.

Zatrzymaliśmy się na przejściu czekając, aż zapali się zielone.
Samochody przejeżdżały, śmiech sobotniej nocy rozbrzmiewał przez
główną ulicę. Ale chciałam kontynuować iście do Loop area*...

„Ja? Tak, tak... Też studiowałem... To nie do końca moja rzecz. Też
zrezygnowałem. Za dużo książek. I pozerów." Uśmieszek pojawił się na
jego twarzy, kiedy opierał się o słup ze światłami. Jego oczy
zatrzymały moje w jego z tą dziwną magią jaką wydawał się posiadać. To
spowodowało, że motylki wyprawiły cholerną imprezę w moim brzuchu.

„Buszujący w zbożu?" Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na tą myśl. Nie
przeczytałam dużo klasyków, ale „Buszujący w zbożu" był jedną z tych,
które czytaliśmy w szkole. I byłam tak bardzo cholernie pewna, że
główny bohater tej książki, też rzucił szkołę- i dużo mówił o jego
nielubieniu „pozerów". Podobała mi się.

Pozwolił moim oczom uciec kiedy przelotnie spojrzał na ziemię,
chichotając, „Oh znasz to?" Popatrzył na mnie przez rzęsy, „Ale
tak-tak, dokładnie jak w tej książce, przypuszczam." Oparł głowę o
słup i nie przestawał się do mnie uśmiechać, ten rodzaj promiennego
uśmiechu, który sprawiał, że jego dołeczki się pokazywały. Ten rodzaj
uśmiechu mógłby zakończyć wojnę światową.

„Mogę nie być zbyt cholernie kulturalna i świetna w starożytnych
językach jak Ty, ale tak. Aktualnie znam tą książkę!" To było
powiedziane z szerokim uśmiechem, wesołością w moim głosie. Może nawet
z odrobiną żartobliwości.

„Oh daj spokój!" To, że nauczyłem się tych wszystkich rzeczy, nie było
moją dobrą wolą"

Nie mogłam przestać myśleć jak bardzo ten uśmiech do niego pasował. To
było znacznie lepsze niż patrzenie jak marszczy brwi- miałam nadzieję,
że mógłby tak się uśmiechać w każdej sekundzie dnia. Ten uśmiech
mógłby uratować życia.

Obydwoje śmiejąc się, włączyliśmy się do ruchu, kiedy zmieniło się
światło. Znowu spakowałam dziennik i włożyłam moje ręce głęboko do
kieszenie- tak jak on. I obydwoje szeroko się uśmiechaliśmy. Cały
czas. Naprawdę to lubiłam. Naprawdę, naprawdę lubiłam Harry'ego
Styles'a i jego stały, głupkowaty uśmiech.

~~~

*Loopa area - biznesowa dzielnica Chicago.

-----------------
(notka ode mnie? XD idk wypadałoby raz na jakiś czas, hahahahaha)

DWA SŁOWA: O KUŹWA

ONA GO LUBI SIODFHSIDHFSIODHFAIODHFISDOHFIOSDHFIOSD W SENSIE
WIEDZIAŁAM TO (JAK WSZYSCY XDD) ALE W KOŃCU TO PRZYZNAŁA HUSIDHFUSIDHF

I OGÓLNIE TO JA TEŻ POPROSZĘ TAKIEGO STAJLSA XD

I SOIDFHASIHFSDFI BYŁAM NA KONCERCIE OSIDHFSID WIDZIAŁAM CHŁOPCÓW
OSDIFHSID JEJKU NIE WIERZĘ W TO JESZCZE OIDFSHFSIOHDFIO

I chciałabym też Was przeprosić, że tyle musieliście czekać, ale
początkowo to nie był mój rozdział, a potem to tak mozolnieee szło i
cały czas COŚ wypadało.. Idk, przepraszam i obiecuję, że postaram się
nadrobić (:

Aga aka awhmydirection

The Journal - Harry Styles (Polish)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz