~||~

595 68 28
                                    

Ich miłość była jak motocykl, który naszkicował tamtego dnia. 

Piękna.

Pamiętał go dobrze - czerwony, wydawał się lśnić w blasku grzejącego słońca. Jaki model? Tego nie wiedział. Nie wiedział też dlaczego czuł taką potrzebę patrzenia na przedmiot.

Może była to wina postaci siedzącej na nim. Osoba płci nieokreślonej z powodu kasku motocyklowego wyglądała na silną, pewno siebie i odważną.

Albedo też chciał taki być.

Chciał umieć coś powiedzieć.

Chciał się oprzeć.

Ale nie potrafił.

Potrzebował kogoś, kto zarzuci mu sznur, na którego końcu nie byłoby fałszywych ludzi, tylko zaufanie.

Chciał komuś zaufać.

---

Ich miłość była jak jego oczy.

Uzależniająca.

Gdy pierwszy raz zobaczył ich właściciela, jak z notatnikiem w dłoni wpatruje się w jego motor, w pierwszej chwili miał ochotę odjechać. Ale zatrzymały go te oczy. Wielkie, błękitne niczym morze. Zawsze wydawało mu się, że do morza porównuje się wojowników, w których oczach szaleje ocean emocji. Jego oczy był spokojne jak jezioro.

Oczy nieznajomego nie były smutne. Były bez wyrazu.

Zupełnie jak kolorowanka, którą dziecko chciało pokolorować jak najładniej, więc wybierało kolory dokładnie.

Odjechał wtedy z myślą, że ten ktoś jeszcze wybierał kolory, i zaraz biała kartka zacznie nabierać wyrazu.

Kaeya nie wiedział, że chłopak nadal czekał aż ktoś kupi pudełko kredek.

---

Ich miłość była jak ich spotkanie w bibliotece.

Niespodziewana.

Albedo nie miał pojęcia kim był - nic dziwnego, w końcu widzieli się raz, a na dodatek Kaeya miał na sobie kask zasłaniający całą twarz.

Ale te piękne, niebieskie oczy były nie do zapomnienia.

Mógł się w nie wpatrywać godzinami...

Tylko że właściciel chyba nie był tym faktem specjalnie zadowolony, bo pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia parę razy obracając się, aby sprawdzić czy ten dziwak za nim nie idzie.

Nie szedł.

Zamiast tego przeglądał szkicownik, który blondwłosy zostawił na stole. Mimo czystej i schludnej okładki w środku były walające się luźno kartki, a parę z nich wyglądało jakby były wcześniej wyrwane i wrzucone do śmieci, a następnie wyciągnięte w połowi drogi na wysypisko.

Jedna z tych mniej pomiętych przedstawiała dziwnie znajomy motor.

Jeszcze bardziej znajoma była postać siedząca na nim.

Czyli nie tylko jego zainteresował nieznajomy spotkany tamtego upalnego popołudnia, co?

---

Ich miłość przyszła jak list przyczepiony do szkicownika.

Niespodziewanie.

Albedo nawet nie zauważył jego zniknięcia. Takich samych miał dużo.

Pewnego ranka zastał go na swoim krześle w sali matematycznej. Razem z nim kartka, a cała paczuszka owinięta była w płócienną torbę.

Our love is silence || kaebedoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz