White Horse (Taylor's Version)

26 2 0
                                    

Biegłam pomiędzy drzewami, słyszałam wiatr targający moje włosy, czułam pod bosymi stopami liście i trawę. Biegłam i nie mogłam przestać, gonili mnie...

Usłyszałam szczęk metalu, niespokojne rżenie koni, i znów szczęk. Nie mogłam się zatrzymać i obejrzeć za siebie, więc wciąż biegłam. Czułam, jak ogarnia mnie zmęczenie i drżę z zimna, a jednocześnie czułam strach i bezsensowną siłę do ucieczki.

W pewnym momencie potknęłam się o leżący na ziemi konar i upadłam. Cisza rozbrzmiewała przez jakiś czas, gdy wciąż leżałam nasłuchując. Nagle usłyszałam bicie serca... nie, to nie było serce, tylko dźwięk kopyt uderzanych o podłoże... Och nie! Znaleźli mnie! Usłyszałam jak jeździec zeskakuje ze swojego wierzchowca i powoli podchodzi do mnie. Zacisnęła oczy ze strachu, spodziewając się uderzenia, lecz poczułam tylko czyjąś dłoń delikatnie chwytającą mnie za ramię.

- Wszystko dobrze? Tamci już nie nie skrzywdzą cię, zlękli się, gdy tylko dobyłem miecza. Czy mogę jakoś pomóc ,mi lady?

No way... to nie mógł być... Jak najdelikatniej się podniosłam i spojrzałam na mego wybawcę. A jednak... Syriusz Black. Z mieczem. I w koronie. Klęka przy mnie. Pyta czy wszystko ok. Jak gdyby nigdy nic.

Postanowiłam grać twardą, nie mogłam ulec jego urokowi . Wstałam powoli i mimo mojego postanowienia starałam się wyglądać jak najlepiej.

- Dziękuję. Teraz poradzę sobie sama.

Taa, chciałabyś. Gdy tylko spróbowałam się obrócić i ruszyć Merlin wie gdzie, musiały pojawić się przed moimi oczami mroczki, a moje ciało odmówić posłuszeństwa. Super, chyba skręciłam kostkę. Osunęłam się, ale sir Black oczywiście na to nie pozwolił. Przytrzymał mnie jedną ręką za plecy, a drugą chwycił mnie w przegubie nadgarstka, patrząc się tymi głębokimi czarnymi oczami prosto w moje.

Cholera. Przepadłam.

- Pozwól, że zawiozę cię dokąd zechcesz, mi lady. Nie możesz iść ranna. - zaproponował wskazując dumnego karego rumaka i pomagając złapać mi równowagę.

- Och, no dobrze...

W momencie w którym zamknęłam usta, poczułam, że przestałam dotykać nogami ziemi, a Syriusz niesie mnie w stylu panny młodej. Pomógł mi dostać się na siodło i sam dosiadł karuska. Jego ciało było przed moim.

Postanowiłam nie dotykać go bardziej niż to konieczne, lecz kiedy koń ruszył z kopyta zachwiałam się i chwyciłam mojego wybawcę w pasie. Nagle poczułam się bezpiecznie. Przytulona do pleców Syriusza, smagana jego włosami po twarzy zamknęłam oczy... i usłyszałam głos mojej siostry.
Ta to zawsze wie kiedy przeszkodzić!

Obudziłam się leżąc na kocu w ogrodzie z twarzą Carli nad sobą.

- Czego? - jęknęłam.

- Zniknęła moja nowa sukienka, ta czerwona w białe kropeczki z dekoltem w serek.

- W co?

- No takim wciętym, co wygląda jak kawałek pizzy - zaśmiałam się ze sposobu tłumaczenia mojej siostry - To co, widziałaś ją?

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Na stacji King's Cross
na peronie 9 3/4 tłum rodziców żegnał swoje pociechy. Ja także dostałam buziaka w policzek od mamy i mocno ją przytuliłam, w końcu zobaczymy się dopiero w ferie.

Rozglądałam się za Chardonnay zmierzając powolutku do drzwi pociągu. Przekroczyłam niepewnie próg targając za sobą kufer. Postanowiłam znaleźć jakiś wolny przedział, skoro i tak Char się jeszcze nie pojawiła.

Byłam przyzwyczajona, że zawsze i wszędzie się spóźnia. Umówiłyśmy się piętnaście minut przed odjazdem pociągu, żeby znaleźć cały przedział dla siebie, ale ona i tak musiała się spóźnić.

Zaglądałam po kolei przez okienka, ale jako, że późno przyszłam, to nie było żadnych wolnych w całości przedziałów. W końcu znalazłam jeden, w którym siedziała tylko rudowłosa dziewczyna. Otworzyłam drzwiczki i wzięłam wdech. To tylko człowiek, spokojnie.

- Hej, może mogłabym się dosiąść? - zapytałam w końcu. Dziewczyna uśmiechnęła się życzliwie.

- Jasne, zapraszam.

Wtaszczyłam kufer na półkę na siedzeniem i usiadłam naprzeciwko rudej.

- Jestem Zara Hernandez, piąty rok, Puchonka - podałam jej rękę - a ty?

- Lily Evans, szósty rok, Gryfonka - heh, jest rok starsza - Miło poznać.

- Znam cię trochę z widzenia, przyjaźnisz się z Potterem, prawda? - kiwnęła głową troszkę się rumieniąc - Już dawno chciałam ci to powiedzieć, jesteś przepiękna. Zawsze chciałam mieć jasną cerę i rude włosy.

Zastanowiłam się, czy nie przesadziłam jak na pierwszy raz z komplementem, ale wyglądało na to że wszystko ok, bo Lily chwilkę później się zaśmiała.

- No co ty! Bardzo chętnie się zamienię! - jejku, miła laska.

Trochę pogadałyśmy o włosach i o postrzeganiu siebie i takich tam bzdurach. W pewnym momencie drzwiczki naszego przedziału otwarły się i stanęła w nich Chardonnay w całej swej okazałości z huraganem na głowie i wypiekami na twarzy.

- Cześć, jestem Chardonnay! - przywitała się z moją towarzyszką - Ty jesteś Lily, prawda? Siadasz czasami ze Snapem na śniadaniu.

- Uh, tak, to ja - uśmiechnęła się do Char podając rękę - Miło mi poznać.

Blondynka odpowiedziała jej tym samym, po czym zwróciła się do mnie.

- Przepraszam, moja droga, ale jakiś debil rozwalił się z wózkiem przed wejściem na peron i musiałam poczekać, aż rozejdzie się zbiegowisko, żeby mugole nie widzieli jak przechodzę przez ścianę. Z resztą, spójrz na mnie, z taką fryzurą musisz mi wybaczyć - to mówiąc pokazała na sobie - Dzisiaj był okropny wiatr, a myłam głowę przed wyjściem i tak się to skończyło.

Zaśmiałyśmy się z Lily z gadulstwa mojej przyjaciółki.
Cała droga do Hogwartu minęła nam w przecudowne atmosferze, ponieważ nasze charaktery bardzo się zgrały.

Spokój rudej oddziaływał na nas wszystkie, nawet ja przestałam się stresować rozmową z nieznajomą.
Wariactwo i śmiech Chardonnay zaraziły mnie i Lily, a gdy opowiedziałam im o moich ostatnich przemyśleniach na temat życia, nie mogłyśmy się nagadać.

To niesamowite, jak przypadek łączy bratnie dusze.


&
&
&


Hola

Tu znowu ja.

Rozdział miał być krótszy, ale wyszło jak wyszło. 

Pozdrowionka i do zaczynania <3

„Naucz mnie&quot; |Syriusz Black|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz