pov: Barty Crouch Jr.
Kolejny dzień, kolejne obowiązki. Odkąd zostałem prefektem, nie miałem ani chwili spokoju, zresztą, przedtem też nie. Wszystko z powodu jednej osoby, która uwielbiała chaos i miała talent do tego, aby pakować się w kłopoty... Evan Rosier.
Odkąd tylko zaczęliśmy naukę w Hogwarcie, można było zauważyć, że jesteśmy zupełnymi przeciwnościami. Ja zwykle byłem pracowitym uczniem, zawsze zorganizowanym i pilnym. On natomiast, był naturalnie bardzo zdolny i dlatego pochłaniała go próżność i przesadna pewność siebie. Fakt, że nasze naukowe osiągnięcia były dość zbliżone. To oczywiście frustrowało mnie jeszcze bardziej, gdyż ja cały czas pracowałem na swój sukces, a do niego wszystko przychodziło z łatwością.
Do tego od zawsze był tak cholernie przystojny i czarujący...
Lecz oczywiście ktoś taki jak on, nigdy nie zwróciłby uwagi na kogoś takiego, jak ja. Twierdziłem nawet, że dopóki nie zostałem prefektem, to nie zauważał mojego istnienia. Ja natomiast... Trochę się w nim podkochiwałem i nic na to nie mogłem poradzić. Oficjalnie oczywiście bym się nie przyznał. Zazwyczaj nie okazywałem mu żadnej sympatii, więc wszyscy byli przekonani, że otwarcie go nienawidzę za te jego wybryki.
Przez parę miesięcy nawet toczyliśmy otwartą wojnę w naszym dormitorium. On cały czas robił coś, aby mnie zdenerwować, a ja jako prefekt po prostu wykonywałem swoje obowiązki i przekazywałem sprawę dalej, do opiekuna naszego domu. Evan więc dość często lądował na szlabanie, za co bardzo mnie nienawidził.
Tak mi się przynajmniej wydawało...
Gdy na błoniach znów zawitała wiosna, wtedy zadziało się coś dziwnego. Zacząłem po prostu dostawać krótkie liściki i znajdywałem je co jakiś czas w swoich pergaminach. Początkowo nie wiedziałem, od kogo są. Każdy z nich zapisane miał jedno zdanie i dostałem je właśnie w takiej kolejności:
"Rozpalasz mnie, gdy jesteś stanowczy."
"Od nienawiści do miłości jest dość blisko."
"Sądzę, że jesteś przystojny."
"Idź do lustra i się uśmiechnij, zobaczysz jak pięknie wyglądasz."
"Ewidentnie zawróciłeś mi w głowie."
"Rumienisz się, gdy to czytasz i wiedz, że to lubię.
W tamtym czasie Evan pakował się w kłopoty każdego dnia, ale miałem wrażenie, że robi to specjalnie. Nie dość, że po mojej głowie chodziły te liściki, nauka do egzaminów, to jeszcze on rozrabiał. Byłem więc w niezbyt dobrym stanie, gdyż to wszystko strasznie mnie przytłaczało i coraz trudniej było mi zachować spokój. Sam zdawałem sobie sprawę z tego, że prędzej czy później nie dam rady tych emocji stłumić w sobie.
— Barty. — Usłyszałem, gdy otworzyły się drzwi od dormitorium. Właśnie próbowałem się w spokoju uczyć, lecz jak zwykle, ktoś musiał czegoś ode mnie chcieć. Tym razem był to Regulus, który też mieszkał z nami w pokoju i z którym się od początku najlepiej dogadywałem. — Powinieneś chyba zajrzeć do pokoju wspólnego...
— Znowu Rosier? — Zapytałem, a on pokiwał głową.
Westchnąłem i ruszyłem w stronę drzwi. Razem z Regulusem poszliśmy do pokoju wspólnego, gdzie Evan właśnie malował srebrną farbą na ścianie coś, co wyglądało jak wąż, a pozostałe osoby po prostu się mu przyglądały. Nikt nic nie mówił, nikt nie interweniował, jak zwykle.
— Rosier... Co ty znów robisz, do cholery?
On odwrócił się i spojrzał na mnie z tym swoim typowym uśmieszkiem na ustach. Gdy widziałem tę minę, miałem ochotę mu przyłożyć, a szczególnie dzisiaj, bo już nie miałem do niego siły.
CZYTASZ
[ONE SHOTS] - HP
FanfictionKsiążka, w której będę publikować one-shoty z HP. Głównie era huncwotów. Więcej informacji w pierwszym wpisie ;)