Rozdział 2 - Daleko jeszcze?

256 33 41
                                    

Szliśmy już tak z dobrą godzinę. Nie obeszło się bez mojego marudzenia, że jestem głodny i że nudzi mi się niemiłosiernie. Ignorował to. A przynajmniej próbował co mnie śmieszyło, czasem nawet do łez.

— Daaleeekooo jeeeszczeeee? — zapytałem po raz kolejny, naumyślnie przeciągając samogłoski. Nie znosił tego, a ja jestem po prostu wredny. Niech nie myśli, że porywanie mnie jest takie proste.

Nie odezwał się. Więc kontynuowałem.

— Eeejjj, nieznajoomyyyy. Odeezwiiij sięęę dooo mnieeee — wymarudziłem tym oczywiście irytującym tonem głosu. Nie wiedzieć czemu ja się tak naprawdę dobrze bawiłem. Byłem świadom tego, że na końcu naszej drogi mogę skończyć martwy, lecz jakoś nie ruszało mnie to. Choć właściwie możliwym było skończenie martwym już zaraz. Po prostu nie mam dla kogo żyć.

— Pooryywaaaczuuu, gwaałcicieeeluuu, pedoofiiluuu — wymieniałem po kolei, czekając na jakąś reakcję z jego strony. Dalej nic.

— Foch — odparłem robiąc charakterystyczny ruch głową, czego ten i tak nie widział. Wciąż niósł mnie w ten sam sposób, co jednak nie powiem, było męczące nie tylko dla niego, ale i dla mnie.

Starałem się nie odzywać jak najdłużej potrafiłem, aby upozorować swoje obrażanie się, jednak straciłem poczucie satysfakcji gdy uświadomiłem sobie, że ten tylko na to czekał.

— Niewygoodnieee miii — wymarudziłem znowu, tym razem zmęczonym tonem głosu. Zaraz jednak poczucie ucisku w kostce zniknęło, a sam spadłem na twardą ziemię.

— Czy tobie kiedykolwiek się morda zamyka? — podpytał ironicznie, najprawdopodobniej patrząc na mnie. Nie byłem tego pewny, miał zasłoniętą dalej twarz swoimi firankami, czy też włosami.

— Ale nieś mnie dalej. To akurat było w porządku — wyciągnąłem ręce w kierunku drugiego jak małe dziecko. Nie pamiętałem drogi do domu, a podczas naszej podróży zabrał moje rzeczy i dokumenty.

— Nie jestem spadającą gwiazdką od spełniania życzeń. Nie próbuj uciekać bo i tak cię prędzej czy później znajdę — odpowiedział oschle na moje słowa, po czym ruszył dalej. Patrzyłem przez moment na niego, jednak zaraz również wstałem i podbiegłem do niego. Spadająca gwiazdka...gdzieś kiedyś słyszałem coś podobnego...Starałem się wyrównać tempo chodzenia, zachowując się trochę jak dziecko. Zwracałem szczególną uwagę na stawianie kroków w tym samym momencie, w dodatku tą samą nogą. Strasznie podobało mi się męczenie go. Choć moja reputacja znacznie spadła przez moją dość dziecinną postawę, mimo wszystko byłem z niej dumny. Mogłem wykorzystać ją wreszcie przeciwko komuś.

— W czym mam ci pomóc, gwałcicielu, porywaczu, pedofilu? — zapytałem, nie znając zamiarów wyższego. Nie uzyskałem odpowiedzi, w sumie czego ja się spodziewałem. Zrobiłem zawiedzioną i nieco zażenowaną minę na to. Mógłby chociaż jakiś kontakt utrzymywać. Matko, że jemu się tak nie nudzi...

Przy okazji te wszystkie określenia miały mi pomóc w poznaniu imienia drugiego. Najwyraźniej nie chciał się do tego przyznawać. A szkoda, śmieszny jest.

— Dlaczego zakrywasz twarz? — zapytałem po raz kolejny o cokolwiek. — W lesie widziałem, jak coś błysnęło za twoimi włosami.

Zauważyłem w tym momencie, że jego kroki stały się cięższe, a ręce zaciśnięte w pięści.

— Ale to może od słońca...też taki złoty kolor — wzruszyłem ramionami, znowu obserwując jego poczynania.

Widocznie się rozluźnił. Czyli w tym tkwił problem. Ukrywał coś i to nie tylko samą twarz.

— Dlaczego prowadzisz mnie tak daleko? — wymarudziłem po kolejnych godzinach męczącego spaceru przez autostradę.

— Żebyś nie miał jak za szybko wrócić do miasta i zgłosić mnie gdzieś — odpowiedział. W sumie sprytne, nie powiem.

— Ale tak naprawdę to po prostu mnie tak wkurwiasz, że chcę cię wykończyć jebanym spacerem, abyś wreszcie do cholery zemdlał i siedział, kurwa, cicho — w tym momencie chwycił mnie za fragment koszulki i podniósł nieco nad ziemią. Zaraz puścił mnie, a ja upadłem na ziemię.

Chwila ciszy. Zacząłem się śmiać.

Tamten już wyraźnie był tak załamany, że złapał mnie znowu za kostkę i zaczął ciągnąć po ziemi za sobą. Oj, będę miał zdarte dupsko...

— A ty fetyszysta jesteś, że tak do mojej kostki cię ciągnie? — tym tekstem tylko bardziej siebie rozśmieszyłem. Mój śmiech nie ustępował. Właściwie stawał się nieco opętany.

Poczułem zaraz silniejszy uścisk na swojej nodze. Poczułem również, jak zaczęła pulsować i domagać się prawidłowej pracy pewnych układów.

— No już, już, jestem cicho — wysyczałem przez ból  jaki poczułem po wbiciu przez niego paznokci w moją skórę. Miał je niebywale ostre, co mnie naprawdę zaskoczyło.

Ciekawe, co ludzie sobie myślą teraz na nasz widok. Raczej nie za często widuje się dwójkę facetów, którzy skaczą sobie do gardeł i idą przez autostradę w dość...nowoczesny sposób.

Oczywiście nie wytrzymałem za długo i musiałem się znowu odezwać.

— Jestem głodny — powtórzyłem swoje początkowe słowa krzyżując ręce.

— Śniadania żeś nie jadł, że tak marudzisz? — podpytał, co mnie zdziwiło. Lecz oczywiście i ucieszyło.

— Nigdy nie jem. Jestem zbyt leniwy na to. Kuchnia jest zawsze za daleko, wolę zacząć od obiadu. Wtedy natomiast jem dwie kolacje — odparłem niezwykle wtajemniczony w ten temat. Sam byłem zdziwiony, że tak się otworzyłem przed obcą osobą. Może to przez utracony kontakt z ludźmi. Mam problem ze stałymi relacjami. Bliskie osoby sprawiają, że staję się nienaturalnie sztywny przy nich. W odróżnieniu od nieznajomych. Ci zaś wydawali mi się zawsze przyjaźni.

Drugi zaraz chciał się odezwać, usłyszałem już jak coś wymknęło się z jego ust, jednak ostatecznie położył wolną dłoń na swoim czole.

— Dlaczego ja w ogóle z nim rozmawiam... — pokręcił głową wydychając powietrze.

— No widzisz? Wcale mnie nie musiałeś nigdzie ciągnąć. Z wielką chęcią powrócę do swojego domu. Mam kawę i dobre ciasto. Niedawno zrobiłem — wypowiedziałem się dumnie, jednocześnie proponując drugiemu wpadnięcie któregoś razu. W rzeczywistości oczywiście nie wpuściłbym go do siebie. Właściwie dobry sposób na manipulację. Będzie myślał, że jestem idiotą, który nie wie co go czeka. Pozostanę więc przy irytowaniu go.

Patrzyłem wciąż na niego, przypominał mi kogoś. Nie rozumiałem dlaczego czułem w środku taką wściekłość. Zarazem chciało mi się płakać. To było jak zamazany obraz, ukryte daleko wspomnienie.

Tam, na balkonie dzisiejszego dnia, nikt inny nie zwracał na niego uwagi. Nie bez powodu akurat mnie porwał. Muszę go skądś znać...

|| Gwiazdka z Nieba || III Rzesza × ZSRR || bxb ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz