PROLOG

10 2 0
                                    

Szyderczo śmiał się ze mnie nie zostawiając żadnych nadziei na dawne, spokojne i poukładane życie. Nigdy nie domyślałam się, że w tym miejscu są tacy ludzie. Mówił o rzeczach, przed którymi sam szatan zastanowił by się dwa razy przed wykonaniem. On to robił. Bez zawahania czy jakiejkolwiek innej emocji.

Uważałam to za piekło.

Nadal siedząc na ślicznie ozdabianej kanapie w jego domu z zapłakanymi oczyma słuchałam o coraz gorszych grzechach, które popełnił. Nie czułam strachu. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi, albo miałam taką nadzieję. Czułam się oszukana przez niego, świat, ludzi i naszą naturę. Wiedziałam, że zawsze wygrywa silniejszy. Tutaj on nim był. Miał władze i dobrze o tym wiedział ale nie wykorzystał jej. Za to z coraz cichszym i spokojniejszym głosem podchodził do mnie nie jak drapieżnik po swoją zdobycz a jak wielokrotnie zraniony, załamany i przestraszony młody chłopak szukający pocieszenia w moich ramionach.

Nie, to nie było piekło.

Czy bałam się kiedy do mnie podchodził?

 Nie. 

Czy bałam się być z nim sama w jednym domu? 

Nie.

 Czy była bym w stanie wydać go policji? 

Nie.

 Dałabym rade żyć bez niego?

 Również kurwa nie. 

Kiedy nareszcie do mnie podszedł nie widziałam w nim tego samego pewnego siebie jak nikt inny młodego mężczyzny. Nie widziałam w nim potwora. Widziałam człowieka, który zrobiłby wiele dla osób które kocha.
Czy mnie kocha? Okazał to wiele razy ratując mój tyłek ale nigdy tego od niego nie usłyszałam. Nie przeszkadzało mi to. Nie każdy jest skory do wyznawania uczuć. Również nigdy nie powiedziałam mu co do niego czuję ale zaczynałam czuć to coraz bardziej

Usiadł obok niepewny mojej reakcji. Starł łzy z moich policzków i spojrzał w oczy. Jego niegdyś zimne spojrzenie zmieniło się w spojrzenie pełne smutku i ciepła. Położył ręce na mojej tali i sądząc po jego ruchach chciał przenieść mnie na jego kolana. Nie żeby coś lubiłam tam być ale nie ważyłam pięćdziesięciu kilo, które jak za pomocą magicznej różdżki nie było wyczuwalne na jego kończynach. On doskonale o tym wiedział jednak nadal chciał żebym tam siedziała. W tym momencie nie było sensu aby się opierać ale pomogłam mu i podniosłam się z mało wygodnej kanapy siadając na kolanach chłopaka. Patrzyliśmy na siebie chwile on błądząc w krainie swoich myśli a ja swoich. Cisza, która nas otaczała nie była uciążliwa wręcz odwrotnie. Była potrzebna nam dwojgu. Nadal trzymał ręce na mojej tali. Lubiłam kiedy to robił co również wiedział. Wiedział o mnie praktycznie wszystko. Ja o nim dowiadywałam się coraz więcej. Budowaliśmy relacje silną i niemożliwą do przecięcia. Robiliśmy to szczerze i z pełnym zaufaniem.

-Kocham cię kaczuszko.

💕













Save the Devil HimselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz