ROZDZIAŁ 1

40 2 0
                                    

Dzień jak co dzień. Znowu ta sama poranna rutyna. O 8:00 dawka lekarstw, podanych przez pielęgniarkę, kontrolne badania, toaleta w obecności opiekuna oddziału, powrót do pokoju i śniadanie. Reszta to czytanie książki bądź oglądanie telewizji, wizyta dyrektora oddziału, czyli albo pani Evans lub pana Miller. Obiad, kolacja, spanie i w między czasie kilkukrotna kontrola pielęgniarek oraz zastrzyki czy leki.

Oto moja codzienna rutyna od kilku miesięcy. Całe dnie w szpitalu. W białych ścianach, sterylnych pomieszczeniach, w tym złym smrodzie, którym pachną każde szpitale i ta totalna nuda jaka tu panuje. Może czasami jest jakaś próba samobójcza lub ucieczka, ale nigdy to nie doszło do skutku, bo personel interweniował w ostatniej chwili i było piękne zakończenie tak tragicznych czynów.

Dziewczyna dzieląca ze mną sale nie odzywa się, całymi dniami leży na łóżku i zajada się słodyczami, którymi się nie podzieli, gdy mam na nie ochotę, a mi się skończyły. Więc nie ma różnicy, gdy jestem w pokoju zamkniętym, bo jestem po chemii, bo i tak mój towarzysz się nie odzywa. Tylko wtedy nie odwiedzają mnie rodzice. Ale w sumie to dobrze robi, gdy jest się samym ze sobą. Ma się dużo czasu na myślenie, zastanawianie się, wspominanie dawnego życia i dziękowaniem za to, co się ma.

Gdybym wiedziała, że będę tu, kilka lat temu, przeżyłabym dotychczasowe życie całkiem inaczej. Żyłabym, ryzykowałabym i buntowała, bo teraz jedynym buntem jaki mam, to odmówienie zjedzenia obiadu i tym podobnym. Więc za dużo to ja zrobić nie mogę, ale cóż...

- Dzień dobry Emily. - Do sali weszła Teresa, pielęgniarka. Ma około 45 lat i krótkie blond włosy. Jej postura jest drobna, nie to co Amy... Podeszła do okna i odsunęła żaluzje. Podniosłam się z łóżka i usiadłam, przez co moje chude nogi zwisały bezwładnie.

- Dzień dobry Tereso. - Odpowiedziałam kobiecie, uśmiechając się słabo. Każdy wie, że ten dzień nie będzie dobry. Dla nikogo z naszego oddziału. Podała mi dawkę tabletek i zmieniła kroplówkę.

Obdarowała mnie ostatnim uśmiechem i życząc mi dobrego dnia, wyszła, aby ponowić swoją czynność w innych salach.

Nie długo później mieliśmy śniadanie. Gdy skończyłam ruszyłam do pokoju pielęgniarek, czego nie powinnam robić, ale one się przyzwyczaiły, że to ja do nich przychodzę na pobranie krwi, a nie one do mnie.

- Wiesz, że nie powinnaś do nas wpadać ciągle? To naszym obowiązkiem jest chodzenie do Ciebie - Rzekła Lili, gdy mnie zobaczyła.

- Tak wiem, ale wiesz później są długie kolejki do łazienki, a mała Katy lubi długo siedzieć w niej. Dalej jestem zdruzgotana, dlaczego ludzie starsi mają własne łazienki w swoich pokojach, a my - MŁODZIEŻ oraz DZIECI- nie. To jest niesprawiedliwe! - Żaliłam się podczas pobierania krwi, a  kobiety zachichotały.

- To nie jest śmieszne! To niesprawiedliwe! Napisze list do dyrektora z prośbą o prywatną łazienkę...- Zaśmiałam się z nimi. - No, co? Jeszcze tu sobie posiedzę.

- Dobrze wiesz, że trzymamy kciuki żebyś stąd wszyła jak najszybciej. - Odezwała się Amy.

- Ale dobrze wiemy, że trochę jeszcze do Was tu rano poprzychodzę. Nie oszukujmy się. Nie mogę mieć operacji, bo rak jest w niestosownym miejscu i nie da się jej wykonać. Musze mieć tą chemioterapię, a jak ona nie pomoże to nara! Cholerne płuca... - Opowiadałam ważąc się i mierząc, po czym kierowałam się do wyjścia.

- Emily! Nie klnij! - Teresa zwróciła mi uwagę.

- Jak nie teraz to kiedy? Mogę nie mieć na to czasu. Do zobaczenia dziewczyny! - Powiedziawszy to udałam się do łazienki, gdzie załatwiłam potrzebne rzeczy, tym razem udając się tam sama przez poprawiony stan zdrowia.

Po obiedzie mieliśmy zajęcia na świetlicy z opiekunami. Przez to, że mam 17 lat dalej w grupie mamy dzieci od 12 lat, dopiero za rok przeniosą mnie na oddział dla dorosłych. Chociaż szczerze wolałabym zostać tutaj, bo tam nie będzie tylu pogodnych dusz, nie będzie moich ulubionych pielęgniarek i wątpię, żeby były jakieś zajęcia na świetlicy.


Dołączam do okręgu na podłodze obok Aidy - trzynastoletniej dziewczynki chorej na białaczkę. Jest przepiękna, w jej ciemnych jak węgiel oczach można się zatracić. Pamiętam jeszcze jej długie, czarne włosy. Teraz ma tylko do ramion, zapewne podczas leczenia musiała ściąć.

- Moi drodzy, dzisiaj zajmiemy się waszą duszą artystyczną. - powiedziawszy to, Connor rozdał nam kartki i farby. - Namalujcie szczęście na jednej kartce, a na drugiej wściekłość. Mogą to być postacie, miejsca czy coś co nie ma kształtu. Podążajcie za wyobraźnią. - opiekun mrugnął do nas i usiadł za biurkiem.

Szczęście. Czym jest szczęście?

See You On The Other SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz