Tivan razem z Kayran przyjechał wynajętą dorożką pod rezydencję Farita na chwilę przed spotkaniem w restauracji Menażeria. Wcześniej zdążył jeszcze kupić w butiku rodziny Dalih żółte sherih i podarować je Kayran. Oczywiście ubrała się w nie na spotkanie i teraz siedziała obok Tivana, uśmiechając się z satysfakcją. Jej dobry humor potrwa pewnie kilka najbliższych dni, dopóki nie znajdzie sobie nowego ubrania albo biżuterii, a przez ten czas przestanie go męczyć o tak trywialne sprawy jak jego uczucia. On o wiele bardziej potrzebował teraz spokoju i kilku spotkań z Sercoszybkimi, na których mógł poczuć adrenalinę i zapomnieć o problemach. Rozmowy o jego samopoczuciu wcale by mu nie pomogły.
– Witajcie. – Drzwi do dorożki otworzyły się i Farit wsiadł do środka. Przekazał woźnicy adres restauracji i przygładził ciemnozielony mundur pomniejszego oficera Rhavad. Od dawna zajmował w straży miejskiej tę samą pozycję, która osiem lat temu pozwoliła mu uratować Tivana. W rzeczywistości jako reprezentant klanu Ogników Farit był ważniejszy niż wszyscy jego przełożeni razem wzięci, dlatego zawsze rezygnował z awansu. Jego władza była nieoficjalna i bez konsekwencji.
– Przejadę się z wami i w trakcie drogi porozmawiamy. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza? – powiedział Farit, chociaż już podjął decyzję. Mimo że uczył Tivana samodzielności w politycznych sprawach Sercoszybkich, nie mógł zmienić faktu, że to on miał ostatnie słowo.
– Panie Halimar, podróż z panem to będzie czysta przyjemność. – Kayran uśmiechnęła się słodko i podała Faritowi prawą rękę.
– Miło mi to słyszeć – odparł, z wrodzoną uprzejmością, która pozwoliła mu dostać się na szczyt. Od wielu lat starał się nauczyć jej też Tivana, ale z marnym skutkiem. Na szczęście gdy zdał sobie sprawę, że jego podopieczny nie do końca pójdzie w jego ślady, błyskawicznie zmienił podejście. „Skoro nie chcesz być miły, spraw, by postrzegali cię jako niebezpiecznego." Tę lekcję Tivan bardzo wziął sobie do serca.
– Mam do ciebie prośbę – zaczął Farit. – Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz dziś poruszyć kwestię śmierci Zoren.
– Gubernator chce znaleźć sprawcę? – zapytał Tivan spokojnie, ale w środku już poczuł ściskanie żołądka.
– Sprawa jest delikatna. – Farit przeczesał siwiejące włosy. – Oficjalnie nie możemy ukarać Sercoszybkiego, nawet liberalny gubernator się na to nie zgodzi. Ale jako elita laharskich Sercoszybkich powinniśmy wiedzieć, co się dzieje na naszym podwórku i sprawiać wrażenie kompetentnych. A samą śmierć możemy wykorzystać do naszych celów – skwitował beznamiętnie.
– Jakich?
Tak naprawdę Zoren w ogóle nie obchodziła Farita, co nie dziwiło Tivana. Sam starał się odgrywać rolę jak najbardziej niewzruszonego i opanowanego, bo właśnie to najbardziej cenił jego mentor. Ukradkiem otarł spocone dłonie w spodnie i pochylił się do przodu, żeby udawać choć trochę zainteresowanego całą sprawą. W końcu polityka Sercoszybkich zawsze go ekscytowała. Dlatego musiał jak najbardziej odciąć się od sprawy śmierci Zoren, potraktować ją jako zwykłą sensację w gazecie i bez emocji, jak prawdziwy lider, wyłożyć ją reszcie. Musiał zachowywać się rozsądnie, żeby udowodnić innym, a przede wszystkim Faritowi, że zasługuje na to, by przejąć jego miejsce w klanie.
– Pomyśl, Tivan. To ty musisz poprowadzić tę rozmowę, więc nie pomogę ci, tłumacząc, o co chodzi.
– Wszystko jest związane z polityką.
– Jak zwykle. – Farit założył nogę na nogę.
– Równość i Sprawiedliwość nie wystawiła swojego kandydata w wyborach, a Lepsze Jutro po wybrykach namiestnika też raczej nie zaryzykuje. Jeżeli poruszę najbardziej sporną kwestię, czyli ciepłowców, zobaczę, jak układają się sojusze.
CZYTASZ
Sercoszybki
FantasyNa wybrzeżu od wielu stuleci Sercoszybcy wielbieni są jak bogowie, a przestępstwa uchodzą im na sucho. Podpalają miasta w trakcie walk o władzę i bez wahania zabijają swoich ciepłowców - ludzi, z których pobierają ciepło, by wytwarzać ogień lub węgi...