Okolice Belluny, Helatierra
Wóz niespiesznie przemierzał skute lodem drogi. Mezmu udawało się jedynie przysypiać co jakiś czas. Jego drzemki były płytkie i krótkie, nieustannie przerywane przez śpiew ptaków, czy głośniejsze uderzenie koła. Od czasu do czasu wodził spojrzeniem po iglastych ramionach drzew, na których zasiadły ciężkie zaspy śniegu.
Dzień był słoneczny, ale zimowe, górskie powietrze przeszywało mrozem. Złociste promyki sączyły się przez delikatną mgłę, która otulała las jak biały welon.
W końcu udało mu się zasnąć na dłużej. Gdy słońce chyliło się ku horyzontowi, ostatnim tchnieniem rzuciło czerwoną poświatę na gęsty bór.
Dręczyły go oszalałe sny. Jego drobne ciało drżało w strachu, gdy w kolejnych koszmarach czarne szpony wbijały się w twardą korę drzewa. Piski, syczenie i szepty wypełniały uszy Mezmu. Chciał wrzasnąć, ale nie potrafił. Marszczył brwi przez sen, rozchylał wargi gotowy by krzyknąć. Zaciskał palce na wełnianym kocu, a do jego oczu cisnęły się łzy.
Nagle dobiegły go wrzaski. Wóz popędził z diabelską prędkością nie zważając na przeszkody. Podskakiwał gwałtownie na kamieniach i gałązkach. Dopiero wtedy całkowicie się zbudził i zrozumiał, że znalazł się w tarapatach.
Mezmu czuł jak strach paraliżuje całe jego ciało. Rozszerzył powieki, wpatrując się w prószący na jego twarz śnieg. Z całych sił chwycił się za skrzynie, przerażony prędkością z jaką wóz przemierzał przez leśną drogę. Słyszał głośne okrzyki w nieznanym mu języku i odgłosy gorączkowej szarpaniny.
– Weźcie pieniądze! Weźcie co chcecie! – krzyczał starzec.
Mezmu okrył twarz kocem. Tylko tyle był w stanie zrobić, gdy całe jego ciało zmroził strach.
Mężczyźni wrzeszczeli coś w obcym języku. Wóz skrzypiał pod ich ciężarem. Słyszał krzyk, odgłosy gorączkowej walki, a potem jak coś ciężkiego głucho uderzyło o ziemię.
Ktoś niezgrabnie wpakował się na miejsce woźnicy. Kolejni mężczyźni zasiedli na skrzyniach i workach, tuż przy głowie Mezmu. Serce podeszło mu do gardła.
Jeden z nich zawołał zaciekle w swoim języku, a wtedy wóz nieco zwolnił.
Ukradkiem wyjrzał zza koca i natychmiast tego pożałował. Widział z oddali jak na zlodowaciałej drodze leżał ten sam starzec, który pozwolił mu z nim podróżować. Jego oczy wpatrywały się w niebo. Głowę miał rozłupaną. Z krwistej, błyszczącej dziury w czaszce sączyły się strugi czerwonej posoki.
Chciał krzyknąć, ale zamiast tego zagryzł róg koca i zacisnął mocno oczy, do których jęły cisnąć się łzy. Ukradkiem spojrzał do góry. Mężczyźni siedzieli tuż za nim. Widział tył ich czarnych fryzur i plecy odziane w ciepłe kurtki.
Zaczął drżeć jeszcze bardziej. Wiedział, że gdy bandyci go zauważą, także go zabiją.
Nie wiedział jak długo podróżował w towarzystwie rozbójników, którzy właśnie porwali wóz i zaszlachtowali jego właściciela. Nie śmiał nawet pisnąć. Sparaliżowany w stachu wpatrywał się w bezkształtny mrok, wciąż kyjąc się pod kocem.
W końcu wóz się zatrzymał. Mezmu wciąż nie miał odwagi by wyjrzeć zza koca. Słyszał jak mężczyźni zeskoczyli z wozu, rzucając ciężkie pakunki na śnieg. Rozmawiali gorączkowo. Ich młode szorstkie głosy przepełnione były ekscytacją i nerwowością.
Nagle usłyszał, że jeden z nich nieubłaganie zbliża się do wozu. Wiedział, że nie ma szans na ucieczkę. Mógł się domyślić, że rozbójnicy z pewnością przejrzą zawartość wozu, skoro udało im się go przejąć. Wstrzymał oddech, oczekując na najgorsze.
CZYTASZ
Ziemia Królów || Jeźdźcy Nocy
FantasíaDziewiętnaście lat przed wybuchem drugiej wojny kontynentalnej w wiosce Thogir dochodzi do tragedii. Dziesięcioletni Mezmu Egonar - jedyny ocalały, wyrusza przed siebie, by walczyć o przetrwanie w świecie, którym rządzi brutalna siła i nienawiś...