I

28 5 3
                                    

Wstałem. Przepocony potem, mając nie przyjemne dreszcze. Spojrzałem na okno które było otwarte. Nic nie normalnego, pamiętałem jak je otwierałem. Zapaliłem światło w pokoju i rozejrzałem się po nim zapominając co miałem zrobić. A, no tak. Szkoła. Nie lubiłem tej placówki, ponieważ nie lubię tam chodzić bo jest tam wiele ludzi. Boję się ich, przez moje leki społeczne, jak i sama nauka dla mnie jest katorgą, nie znoszę się uczuć. Wbijać coś bez własnej woli do głowy. Dlaczego nie mam lekcji prywatnie? Cóż.. ta kwestia jest dość ciężka do wyjaśnienia. W tym domu są duchy. Tak. Od dziecka ze mną były, i nie. Nie komunikuje się z nimi, nie widzę ich, ja je czuję. Zawsze czułem. Przez to zainteresowałem się tematem duchów, ale nie o tym. To właśnie one powodują że większość osób się mnie boi, byłem u wielu psychiatrów, wiele egzorcyzmów było jak i na mnie jak i w moim mieszkaniu. Ale to przynosiło marne skutki. Z czasem przyzwyczaiłem się, że nic mi nie pomoże w tej kwestii, jak i duchów jak i moim lękom. W końcu na to już nie ma leku.

Nieco podniosłem się na duchu myślami że dziś nic mnie nie zestresuje.
Podszedłem do mojej komody i wziąłem spodnie, zwykłe czarne spodnie, koszulkę która charakteryzowała się czarną z płytą, taką czarno-białą. Założyłem pierścionek, który należał do mojej matki mimo tego że jej nie pamiętam, to czuje z nim mocną więź. Wziąłem nową bieliznę i szybko się przebrałem w pokoju. Mieszkam na ósmym piętrze. Nie miał kto mnie podglądać. Wyszedłem z pokoju wchodząc do kuchni i przywitałem się z babcią, tylko ona potrafiła czytać moje emocje jak z książki. Może dlatego że to ona mnie wychowała.

Przytuliłem starszą kobietę i od razu zrobiłem dla nas śniadanie. Kanapki z serem żółtym, pomidorem i koperkiem. Nasze ulubione kanapki, które razem często jedliśmy. Zjadłem śniadanie i wziąłem swój bordowy plecak. Ubrałem trampki i wziąłem klucze. Przeczesałem swoje brązowe włosy do tyłu i wyszedłem żegnając się z babcią. Do szkoły nie mam daleko, często chodzę skrótami aby po prostu było szybciej. Chodź i tak lubię się z natury spóźniać. Przyśpieszyłem trochę kroku widząc godzinę na telefonie i wszedłem w uliczkę wychodząc z głównej ulicy. Przeszedłem przez jezdnie i szedłem prosto ulicą zabudowaną.( Po dwóch stronach zabudowanie) Zazwyczaj jedyne jakie widoki tutaj miewałem to meneli albo porzucone psy lub koty. Po chwili wyszedłem na główną drogę zwaną centrum  i już widziałem budynek edukacyjny do którego chodzę 2 lata. Westchnąłem głośno i przeszedłem przez pasy. Założyłem słuchawki i puściłem muzykę, gatunku rap. Spokojnym krokiem szedłem na chodniku a po kilku chwilach byłem przed drzwiami budynku. Gdy do niego wszedłem zabił dzwonek, a ja poszedłem do automatu i kupiłem sobie wodę. Poszedłem do Klasy i jak wszedłem pani wychowawczyni sprawdzała obecność. Plecak walnąłem na odjeb przy ławce i się napiłem wody gazowanej. Gdy wyczytała moje nazwisko cicho mruknąłem "obecny" i  wyciągnąłem zeszyt od języka polskiego. Wpatrywałem się w tablice, pusto, oraz nieobecnie, moje myśli były w przeciągu sekundy o wszystkim i o niczym. Nie chciałem tu być, czułem się przytłoczony ludźmi, nie dobrze, ciasno. Spojrzałem na chłopaka o brązowych włosach, oczach zielonych niczym dwa szmaragdy i bladej cerze. Nie to że mi się podobał, lecz gdy siedziałem przy nim na przerwie nie czułem tego tłoku. (I know. Ticci toby już nie jest w cp. Lecz ja go robię jako legendę miejską, czyli nie do końca cp. Nie bijcie, okay? Dałbym tutaj masky'ego ale on nie pasuje do takich misji) Westchnąłem cicho i spojrzałem za okno.  Nic ciekawego, tylko kilka drzew i budynki.
-Może bym poszedł do parku?- przeszło mi przez myśl jednak szybko odgoniłem tą myśl, miałem się spotkać z moim najlepszym przyjacielem.

Lekcje się skończyły, dość szybko. Dziś tylko 3 lekcje, gdyż inne panie miały wolne. Dla mnie lepiej.(niczym na zdalnych. Dobra zamykam już dziób dop.autor) Wyparowałem ze szkoły i poszedłem tą samą ulicą co rano, nic ciekawego. Włosy przeczesałem do tyłu i zacząłem się bawić pierścionkiem na dłoni. Spojrzałem na niebo, i nie było nawet słońca a same chmury, chodź nie zapowiadało się na deszcz. Nie miałem dziś totalnie humoru, cóż. Moja depresja nie przechodziła jak u większości, cięcie się czy "Przeszłość". Ja po prostu czuje się wyruchany w dupe przez świat i nie mam chęci do życia, co nie oznacza że chce się zabijać, po prostu nie zależy mi na życiu totalnie. Zaczął dzwonić mi telefon. Wyciąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz, odebrałem i przyłożyłem urządzenie do ucha.

- Czego?

- Dasz się ojebać na deskę?

Chwile myślałem, nie wiedziałem czy się zgodzić, czy mam siłę jak i chęci do jazdy na deskorolce. Ale po chwili ciszy się zdecydowałem.

- Niech będzie.

I tak nic nie stracę, a babcia nie będzie się martwić że ciągle siedzę w pokoju albo że się tylko szwendam po domu. Rozłączyłem się i przeszedłem przez ulicę. Wszedłem na moje osiedle i wszedłem do wysokiego budynku, czyli mojego bloku. Wszedłem do windy i wcisnąłem od razu 8 piętro. Spojrzałem w lustro w windzie i zobaczyłem swój skwaszony ryj. Odwróciłem wzrok na przyciski które wskazywał numeracje pięter. Po niecałej minucie winda się zatrzymała i wyszedłem z niej. Podszedłem do drzwi mojego mieszkania i otworzyłem je, wszedłem do domu po czym zamknąłem za sobą drewniane drzwi i doczołgałem się do salonu. Nikogo nie było, Nie czułem nic więc nikogo nie było. Coś migło mi za plecami. Poczułem chłód i trzask w kuchni. Zajrzałem do niej lecz nic spektakularnego nie zobaczyłem, nic się nie zmieniło. Wkurwiające to. Wziąłem głośno wdech i poszedłem do pokoju. Odstawiłem plecak i wziąłem deske, po czym szybko wyszedłem z domu zamykając go i zawołałem windę. Wsiadłem do niej i widziałem tą nastolatkę " alternatywkę ". Nie że mam coś do nich, bo sam ubieram się na czarno no ale- Ah, nie ważne. Wyszedłem gdy winda była na parterze i od razu postawiłem deskę i zacząłem jechać na spotkanie z przyjacielem. 

Daleko nie miałem, a zachód słońca pięknie się komponował z moim momentem życia, Można by było robić sesje zdjęciową. Czułem taką przytulną energię która powodowała że czułem się lepiej na duchu. Delikatnie się uśmiechnąłem i przez pół sekundy poczułem się wolny. Przyśpieszyłem jazdę i skręciłem w bok, widząc już mojego przyjaciela. Zszedłem z deski i zatrzymałem ją, po czym podszedłem do chłopaka. Przybiłem z nim piątkę i uderzyliśmy się barkami trzymając się za ręce po czym puściliśmy się i od razu się cofnąłem o krok do tyłu.

- No to gdzie się wybieramy Max?

- Gdziekolwiek, byle w spokojne miejsce.- Westchnąłem i po chwili pojechaliśmy  w dal.

-------------------------------

I love u too <3  

A co jeśli zaznasz miłości?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz