Rozdział 4

90 18 10
                                    

Wyszłam z mojego "mieszkania", którym był opuszczony budynek... albo jego resztki. Zdecydowałam się na niego tylko z jednego powodu, by chociaż częściowo oddzielić się od dawnego życia. Piekarnia za bardzo mi o nim przypominała nie mówiąc już o moim pokoju, w którym znajdowała się ta nieszczęsna szkatułka.

Zrobiłam kilka kroków jednak po chwili zatrzymałam się zrzucając z pleców mały plecaczek. Miałam w nim najpotrzebniejsze rzeczy, czyli jedyne rzeczy, które mi zostały. Wyciągnęłam z niego mój pamiętnik i zarzuciłam na plecy plecaczek. Zaczęłam wyrywać z niego kartki, które deptałam butami. W końcu wyrzuciłam resztki zeszytu w dal i spacerkiem zaczęłam iść w stronę resztek wieży Eiffla.

Stanęłam by odpocząć. Spojrzałam przed siebie na drogę, na której leżały chyba jakieś błyskotki. Zapominając o zmęczeniu podbiegłam do miejsca gdzie jeszcze przed chwilą widziałam jasne światełko. Miałam już sięgać po to coś gdy mój wzrok natrafił na... miracula. Spojrzałam zaskoczona na czarny pierścień i czerwone w czarne kropki kolczyki. Zrobiłam kilka kroków w tył czując jak moje serce przyśpiesza. Czułam się jakby to mnie prześladowało nie chcąc dać mi spokoju. Upadłam na kolana pozwalając łzą cieknąć po moich policzkach. Czy tak trudno było o tym wszystkim zapomnieć? Rozejrzałam się po okolicy przypominając sobie rozmowę z Czarnym Kotem.

Zeskoczyliśmy z dachów na środek drogi. Spojrzałam smutnym wzrokiem na przyjaciela, który patrzył na resztki wieży Aifla. Byłam ślepa, przyznaję, ale skąd mogłam wiedzieć, że miłość mego życia jest obok mnie? Teraz jednak było już za późno. Czułam się jak Czarny Kot w poprzednim życiu, odrzucaną, niekochaną. Tak, mój przyjaciel już mnie nie kochał. Stracił nadzieję dokładnie rok temu gdy nasza paczka się rozpadła, a ja wtedy zrozumiałam, że go kocham. Jednak mu tego nie powiedziałam. Nie wiedziałam czy chce to usłyszeć.

- Biedronko... - spojrzałam na jego zielone oczy. Lekko się uśmiechnęłam.

- Tak Kocie?

- Odchodzę. - spojrzałam na niego zaskoczona. Miałam nadzieję, że żartuje, ale ostatni psikus z jego ust usłyszałam dziewięć miesięcy temu przy szczęśliwym trafie. Potem zamknął się w sobie na kilka miesięcy aż udało mi się częściowo do niego dotrzeć. Jednak od tamtego pamiętnego dla nas dnia już się nie uśmiechnął.

- Nie możesz, ja nie dam sama rady z tym. - pokazałam ręką na otaczające nas miasto. - Kocie ja cię kocham, nie rób mi tego. - powiedziałam łamiącym się głosem. Spojrzał na mnie zaskoczony.

- Ja już nie daję rady Kro... Biedronko. - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Chciał mnie nazwać Kropeczką. Może i nie dokończył, ale dla mnie się liczyło to, że chciał.

- Kocie, ja jestem chora. - pokazałam głowę. - Bez ciebie zwariuję... a wiesz, że już wariuję.

- Dasz radę.

- Nie dam Kocie. To jest silniejsze ode mnie. - popatrzyłam na niego błagalnie. - Tylko przy tobie umiem się wyciszyć i zatrzymać tą chorobę, a bez ciebie... oszaleję. - szepnęłam.

- Żegnaj. - po policzku spłynęła mi łza. Nie chciałam by odchodził. Nie teraz gdy tak bardzo go potrzebowałam.

- Powiedz tylko dlaczego. - spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczyma przez co straciłam kontrolę nad płaczem. Spuściłam wzrok.

- Bo... to nie ważne. - podniosłam wzrok, ale jego już nie było. Na ziemi leżał tylko jego pierścień.

Podniosłam wzrok natrafiając na białą postać. Szybko ją rozpoznałam nie mogąc w to uwierzyć. Niebieskie tęczówki przyglądały mi się ze współczuciem, którego dawno nie widziałam u tej osoby.

- Czarny Kot? - zapytałam podnosząc się z kolan. Przyjaciel tylko pokręcił głową. - To... kto?

- Biały Kot. - uśmiechnął się czego od razu pożałowałam. Zrobiłam kilka kroków w tył jednak przewróciłam się o dziurę na drodze. Spojrzałam ze łzami w oczach na rękę przyjaciela. Tryskały z niej białe iskry podobne do kotaklizmu.

- Co ty chcesz zrobić? - zapytałam drżącym głosem. On jednak tylko się uśmiechnął i złapał mnie za nadgarstki wolną ręką. Drugą zaś trzymał nad moją głową. Po policzkach zaczęły cieknąc mi słone łzy.

- Ciii... wszystko będzie dobrze. - powiedział uspokajającym głosem. Wiedziałam jednak, że tylko udaje. - Wszystko będzie dobrze.

Spojrzałam na niego przestraszonym wzrokiem co chyba zauważył. Zetknął nasze czoła ze sobą każąc mi w ten sposób patrzeć w jego niebieskie oczy.

- Wszystko będzie dobrze Kropeczko. - skąd wiedział, że... chyba, że to on mnie śledził. Ale to by znaczyło, że został zakumizowany po naszej rozmowie... pożegnaniu.

Lekko się uśmiechnął i odsunął się. Nadal trzymał mnie za nadgarstki jednak zwolnił trochę uścisk. Spojrzałam na jego druga dłoń, którą powoli kierował w stronę naszych rąk.

- Nie rób tego. - szepnęłam do niego.

- Muszę Kropeczko. Ten świat się wali... przez ciebie. Dlatego musisz stąd zniknąć. A ja razem z tobą. - w tym momencie dotknął nas swoją dłonią. Obraz momentalnie mi się zamazał aż zmienił się na biały. Potem zapadła tylko ciemność.

......................................

Jutro już ostatni rozdział... i chyba najbardziej zaskakujący.

To tylko sen... || miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz