Gon siedział na skraju łóżka odtwarzając sobie w głowie ten dziwny poranek. Jego ciotka zdążyła wrócić z nocnej zmiany, przespać się kilka godzin, ogarnąć i znów wyjść do pracy.(mimo, że była to sobota) Oczywiście nie powiedział jej jeszcze o niczym. Natomiast odkąd nastolatek wyszedł wtedy z pokoju nie zobaczył więcej białowłosego chłopca, a zbliżał się już wieczór. Przez cały dzień nie mógł się rozluźnić, chodził pospinany, myśląc i rozważając czy powinien zadzwonić na policję. Nie wiedział jednak nic o dziecku - skąd przyszło, co mu się stało lub chociaż jak się nazywa. Ale ten pomysł też nie wydawał dobry i nie chciał z tym na razie nigdzie dzwonić. - Mogę popytać sąsiadów albo innych okolicznych, może ktoś go zna? - mruknął do siebie przygryzając paznokieć w skupieniu. Postanowił, że gdy deszcz przestanie lać, pójdzie na mały rekonesans.
Wstał w celu udania się na kolejną bezcelową przechadzkę po mieszkaniu, sprawiając, że jego myśli jak i on, zataczały następne i te same koła. Zaczynało się już ściemniać. Zapalił światło, nastawił wodę, tym razem siadając w kuchni. Podparł leniwie brodę o wierzch zwiniętej dłoni, zaraz zdając sobie sprawę ze swojego zmęczenia. W końcu poprzedniej nocy nie spał za dużo. Powieki powoli zaczęły opadać, a głowa zjeżdżać w dół. Nagle jego świadomość pobudził odgłos z dworu, jego oczy rozwarły się w małym szoku. Pomyślał, że mimo nieco lżejszy, brzmiał jak...
Zerwał się, wręcz biegnąc do drzwi ze swego rodzaju, nie do końca świadomą nadzieją, potykając się w pośpiechu. Otworzył.
Przed nim leżał niewiele młodszy od niego, białowłosy chłopiec.
***
Obudził się w ciemnym pomieszczeniu, gdy jego obraz się wyostrzył zobaczył, że znajduje się w swoim pokoju. Był oparty o ścianę, wstał i zaczął iść do lekko rozwartych drzwi. Za nimi było wyraźnie jaśniej, ale zanim do nich dotarł, upadł. Próbując się podnieść usłyszał - ...aciszku - Zaraz potem o mało się czymś nie zakrztusił, mimo to wreszcie mógł stanąć. Nagle stał się dzieckiem, ale czemu? Jak to się stało? W tamtej chwili go to nie obchodziło. I wtedy jego ręka natrafiła w końcu na klamkę, wcześniej będącą poza jego zasięgiem...
Gwałtownie otworzył oczy. To znów był tylko sen. Jego oddech był nierówny i czuł się ociężały. - Szybko się obudziłeś... Jak się czujesz? - zapytał cichy, spokojny oraz jakby słaby głos. Spojrzał w bok, zobaczył czarnowłosego chłopaka, tego z dzisiejszego ranka, a może wczorajszego. Zerwał się do siadu, ale zatrzymała go para rąk, a z jego czoła coś spadło, spadając z małym plaśnięciem na kolana. Starał się wyrwać, jednak nie miał siły.
- Nie! Nie będę za tobą biegał. Miałem dziś ciężki dzień i rozumiem, że przeszedłeś coś strasznego, ale pozwolę ci przez to umrzeć, rozumiesz? - powiedział poważnie, z pewną dozą desperacji i wyraźnej troski. Ta ostatnia część zdania poruszyła coś w chłopcu, przestał się opierać i pozwolił się z powrotem położyć. Jego reakcja nieco zaskoczyła czarnowłosego. Nie sądził, że pójdzie tak łatwo, ale jego wyraz złagodniał, a na twarz wstąpił delikatny uśmiech. - Jak się czujesz? - powtórzył.
Wtedy białowłosy zauważył, że jest przykryty bardzo ciepłą i bardzo miękką kołdrą, to było naprawdę przyjemne uczucie. Wahał się czy odpowiedzieć, ale w końcu zdecydował - Dob... - Nie dokończył tego prostego kłamstwa, ponieważ napotykając wyczekujący wzrok drugiego zwyczajnie nie mógł tak powiedzieć. - Okropnie... - stwierdził wreszcie ochryple. Znów uzyskał lekkie zaskoczenie rozmówcy spowodowane niespodziewaną szczerością, jak i tym razem już trochę zmartwiony uśmiech.
Wyciągnął rękę w stronę jego czoła, na co chłopiec drgnął wpatrując się z nieufnością w ową kończynę. Czarnowłosy spostrzegł to i zabrał dłoń, za to wstał mówiąc - Przyniosę ci herbatę oraz termometr. A na razie leż z tym na głowie - wziął wilgotną szmatkę, która wcześniej spadła na pościel, zanurzył ją w stojącej na szafce misce z wodą, wyżął i na wszelki wypadek podał drugiemu. - Zaraz dostaniesz też coś do jedzenia, dobrze? - Chłopiec tylko pokiwał głową. Prawdę mówiąc, na wzmiankę o jedzeniu jego brzuch stał się dziwnie pusty.
- I byłbym wdzięczny gdybyś tym razem nie uciekał - dodał na odchodnym, po czym zniknął za drzwiami. Białowłosy nie miał już nawet siły na ucieczkę, zamiast tego, czując delikatną falę zimna, automatycznie wtulił się w mięciutki materiał. Przez chwilę zastanawiał się czy w ogóle powinien stamtąd uciekać. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ten czarnowłosy chłopak będzie jego wybawieniem.
Hej, hej! Trochę mnie nie było, ale znowu mam wenę. Rozdział dłuższy i nie sprawdzony, więc za błędy czy powtórzenia przepraszam. Swoją drogą mam pytanie - istnieje coś takiego jak romans kryminalny lub kryminał romantyczny?
Dobrej nocki, pijcie herbatkę i do następnego!

YOU ARE READING
Na pustej ulicy ||Killugon||
Fanfictionaktualizuję gdy mam wenę i czas - czyli na razie niezbyt często