Rozdział 3

116 13 9
                                    

~kilka eonów później~

Siedzę jak debil na krawężniku. Nawet nie chce mi się stać w przeciwieństwie do botów stojących na wielkim przepełnionym placu. Siedzę i patrzę. Na co patrzę? Na blask i chwałę. Niestety nie moją. Wszyscy promienieją z radości. Rodzice też. Nie wiedzą że tu jestem. Nikt nie wie.

Wstaję i oddalając się powoli od placu słyszę donośny głos brata.

- Dopóki wszyscy nie staną się jednym!

Chór botów mu odpowiada. Ostatnie hałasy cichną gdy skręcam w szeroką, dobrze oświetloną i ruchliwą ulice. Moja twarz wyraża... nic. Nic nie wyraża. Pukam do znanych mi dobrze drzwi. Otwiera miło dłuższej chwili patyczkowaty bot bez twarzy. Nie mówi słowa. Od dawna nie słyszałem jego głosu. Tęsknię też za tą jego niewieścią mordką. To co zrobił mu senat...

Wchodzę do jego skromnego mieszkania.

- Jak się czujesz? - zaczynam rozmowę na co bot w odpowiedzi puszczami nagranie mojego „dobrze"

Patrzę niepewnie. Postanawiam nie drążyć tematu. Siadam na skromnej sofie i wbijam wzrok w ziemie. Tyle się dzieje ostatnio... Zerkam na swoje odbicie w lustrze. Nie jest dobrze i nie mówię tu o bliznach nabytych podczas walk na arenie w roli gladiatora.

Uderzam mocno pięścią w stół aż niemy lokator lekko podskoczył i spojrzał oburzony w moim kierunku. Jednak nóg stolika pękła z głuchym trzaskiem. Popatrzyłem skruszony na bota który zdawał się mordować mnie wzrokiem.

- Odkupię ci go... - miałem skrytą nadzieje, że ta obietnica udobrucha mojego kolegę.

Bot skinął głową i wrócił do zajęć.

Westchnąłem głośno i znowu wlepiłem wzrok w podłogę. Przyjaciel nie zwracał na mnie większej uwagi ale wiedziałem że czekał abym zaczął mój monolog.

- Złote dziecko się znalazło... - chowam twarz w dłoniach. - Przecież to ja miałem być Primem! Wszędzie się wtrąca! Nie może zamknąć tego pyska na kłódkę!

Przyjaciel zerka na mnie ukradkiem i powraca do czynności jaką było gapienie się w ścianę. Ja zamykam oczy. Wstaję. Niech się dzieje rewolucja...
Zmierzam w kierunku drzwi. Soundwave mnie nie powstrzymuje. Wie, że to i tak nie ma sensu.

Wychodzę i idę do miejsca gdzie mój... już sam nie wiem kto nadal przemawia do tłumów. Zamiast pchać się między botami wdrapuję się na pobliski budynek i obserwuję scenerie.

Ciche kliknięcie.

Broń przeładowana.

Kieruję ją w kierunku podestu gdzie on stoi. Teraz tylko nacisnąć na spust...

Głęboki wdech...

Raz...

dwa...

poszło...

Obserwuję jak blaster sunie w powietrzu w pierś przeszkody stojącej mi na drodze od dawna.

Tłum westchnął z trwogą gdy jeden z gwardzistów o błękitnym lakierze popchnął mocno Prima, a sam został ranny.

Słyszę kogoś za sobą. Świetnie... już po mnie przyszli.

Odwracam się tyłem do mojego dzieła i widzę przed sobą patykowatego bota o wątpliwej urodzie. (Przepraszam... musiałam xD)

- Na imię mi Starscream, Megatronie. Mam nadzieje na owocną współpracę - mówi skrzekliwym głosem. Na co momentalnie szczerzę zęby w upiornym uśmiechu.

Transformers: czy brat czy wróg (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz