Rozdział 2

294 38 2
                                    

Cofam to co powiedziałem ostatnio. Albo jednak nie... potwierdzam. Nie jest źle. Jest okropnie. Mały gad płacze przez pół nocy, a jak w końcu zaśnie to góra na dwie godziny.
Tak, jesteśmy już w domu od wczoraj. Pierwsza noc, a ja planuję morderstwo. Albo samego siebie, albo brata. Muszę się jeszcze zdecydować.

Jutro wracam do szkoły i muszę się pouczyć na egzaminy. Niestety nie jest mi to dane w tym hałasie. Oczywiście poczwara bywa niekiedy urocza ale to tylko niekiedy.

- Stary, jak tak dalej pójdzie to mnie do wariatkowa wywiozą- żaliłem się koledze przez komunikator.
- A nie mówiłem? A teraz radzę ci, uciekaj z domu puki jest okazja - odpowiedział „dobrą radą". Nie żebym tego już nie rozważał wcześniej.
- Nie ma opcji. Starzy wyślą gliny i półtora pierdyliarda plutonów aby mnie odnaleźć. A jak to zawiedzie to i Szperaczy zwerbują.
- Przynajmniej im zależy...
- Soundy... przecież wiesz że nie o to mi chodzi - westchnąłem cicho. - Dobra kończę bo młody się drze...
- Czekaj! Jak on się nazywa? Bo zapomniałem zapytać - szybko powiedział kumpel zanim zdążyłem się rozłączyć.
- Szczerze? Nie wiem - mimo że w słuchawce nastała cisza jestem pewien że Soundwave właśnie wyświetla animacje mrugającego z niedowierzaniem emotikony. - Tak wiem, to brzmi dziwnie. Ale mamy taką tradycje, że imię ogłasza się dopiero czternaście cykli po narodzinach i to na uroczystym zebraniu rodzinnym. Nie wiem po co to komu...
- Jasne, jak tylko się dowiesz to od razu mi powiedz.
- Ma się rozumieć - zapewniłem po czym rozłączyłem się.
Poszedłem do dziecięcego pokoju i pochyliłem się nad łóżeczkiem płaszczącego brata. Gdy tylko mech mnie zobaczył od razu zaprzestał tej czynności i popatrzył na mnie swoimi błękitnymi ślipiami.
Podniosłem go i powąchałem. Oj. Poszła bomba.
- Mamo! Młody narobił pod siebie! - poinformowałem.
- To go przewiń! - usłyszałem w odpowiedzi.
No tak. Oczywiście. Tylko jak? Położyłem kreaturę na przewijaku.

Primusie, jak to dobrze, że mam refleks bo mech zaczął delikatnie się kręcić i przesuwać na skraj przewijaka. Gdyby nie to że go złapałem leżałby właśnie na podłodze.
- Głupek - mruknąłem pod nosem.
W odpowiedzi braciszek zakwilił cicho. Uśmiechnąłem się mimowolnie i szybkim ruchem przewinąłem brata.

Już zamierzałem wyjść ale zatrzymałem się w przejściu.
- I co poczwaro? Co byś beze mnie zrobił?

Transformers: czy brat czy wróg (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz