Rozdział 6

170 9 2
                                    

Chwilę później cała trójka stała przed ladą i patrzyła na ofertę. Jak można było się spodziewać przeważała tam czekolada.

-Coś podać-dziewczyny usłyszały znajomy głos. Był to Zygmund Kaczyński ps. Wesoły. Ich dobry znajomy i kolega z konspiracji. Na jego twarzy widniał uśmiech.

-Serwus! Tak, poprosimy tabliczkę czekolady-odezwała się Broniewska. 

-Już się robi-powiedział i poszedł na zaplecze. Nie minęło dużo czasu, a ten znów stał przed nimi. Zuzanna sięgnęła do torebki, aby wyjąć portmonetkę, lecz głos chłopaka ją wyprzedził-Na koszt firmy-oznajmił z jeszcze większym uśmiechem.

-Ale...-nie mogła skończyć.

-Bez żadnego ale. Teraz idźcie bo właśnie gestapowcy przyszli-pospieszył je zerkając na drzwi, w których faktycznie stała dwójka Niemców w mundurach. Dziewczyny nie chciały przechodzić obok nich. I tak było ich pełno na ulicach i chciały sobie zaoszczędzić ohydnych spojrzeń. Usiadły przy wolnym stoliku na drugim końcu lokalu. Nie miały zamiaru zostawać tu długo, tylko do czasu, aż ci sobie pójdą. Wykorzystując chwile kontynuowały swoją niezobowiązującą rozmowę. Przeszkodził im w tym męski głos.

-Serwus Zuza-odrzekł. Dziewczyna jak poparzona odwróciła głowę w stronę młodzieńca stojącego przy ich stoliku.

-Adam?-wstała rozpoznając w nim swojego kolegę z klasy licealnej. Hala i Basia go nie znały, bo chodziły do szkoły przyjmującej jedynie dla dziewczęta. Brzoza zaś do liceum im. Stefana Batorego. (od autorki: Na potrzebę ff liceum, do którego uczęszczał Rudy, Alek, Zośka i wiele innych będzie przyjmować chłopców i dziewczęta)-Jak miło cię widzieć-powiedziała z entuzjazmem. Z chęcią by go przytuliła, ale mogło by to zwrócić zbędną uwagę Niemców-Siadaj-wskazała ręką wolne miejsce. Przedstawiła sobie każdego po kolei i zaczęła się nie długa rozmowa. Siedzieli we czwórkę nawet po wyjściu Niemców. W którejś chwili jednak uznali, że już wyjdą i nie będą zajmować miejsc. Zuzanna pożegnała się z Wesołym wciąż stojącym przy ladzie i zniknęli za drzwiami. Gdy byli na zewnątrz poczuli przyjemny chłodny wietrzyk na twarzach. Przeszli wspólnie kilka metrów, a po ich pokonaniu dołączyli do nich Alek i Zośka. Jak się okazało, przyszli oni po Halę i Basię chcąc zabrać je na coś na kształt podwójnej randkę. Po dwóch minutach dziewczyny poszły z dwójką chłopaków w jedną stronę, a Broniewska zaczęła zagłębiać się w przeciwległą część Warszawy. Przeszła kilka kroków, gdy dogonił ją Adam.

-W którą stronę idziesz?-zagadnął.

-Do mojego domu. Wiesz chyba gdzie mieszkam-odpowiedziała lekko się uśmiechając.

-To idę z tobą. Też idę w tamtym kierunku.

-No i świetnie. Przynajmniej się nie będziemy nudzić-zaśmiała się.

Jak do tej pory dzień Brzozy zapowiadał się idealnie (nie licząc oczywiście numeru z torebką), ale prawdziwe życie nie jest usłane różami, więc coś musiało zakłócić spokój. Tym bardziej żyjąc w czasach okupacyjnych. Z naprzeciwka nadchodziło dwóch szkopów. Byli coraz bliżej. Zuza starała się zachowywać tak naturalnie na ile było ją stać. Nie było to jednak łatwe przy stresie jaki jej wtedy towarzyszył

-Papiery proszę-powiedział jeden z nich. Jego głos był niski i szorstki. W żadnym stopniu nie był przyjemny. Adam podał już Niemcowi swoje dokumenty, jednak Zuzanna przeszukiwała swoją torebkę z niepokojem. Nigdzie ich nie było. W myślach miała już najgorsze scenariusze. 

-Szybciej!-naciskał drugi szkop. Ten także miał ostry i nieczuły ton głosu. Dziewczynie zaczęły cisnąć się do oczu łzy. Czuła jak szybko biło jej serce. Patrząc nadal w głąb swojej torby na ramieniu poczuła czyjąś dłoń. Z początku myślała, że należała ona do Niemca czekającego na jej papiery. Uścisk był jednak delikatny i czuły. Od razu podniosłą wzrok, kierując go na stojących przed nią szkopów. Oboje mieli ręce za plecami. Szybko przekręciła głowę i jej oczom ukazał się Janek. Wręczał on właśnie dokumenty swoje i jak się okazało Zuzy.

-Przepraszam, że musieliście panowie czekać. Narzeczona zapomniała wziąć ich ode mnie-wyjaśnił spokojnie. Mundurowi spojrzeli się na nas trochę podejrzliwie, ale wrócili do przeglądania danych.

Pov: Zuzanna

Słysząc głos przyjaciela bardzo się uspokoiłam. Minęła chwila zanim uświadomiłam sobie co dokładnie powiedział. Narzeczona!? Spojrzałam się na niego starając się nie ukazywać mojego zdziwienia. Uśmiechnął się tylko do mnie nadal trzymając rękę na moim ramieniu. Zerknęłam na stojącego z mojej drugiej strony Adama. Na jego twarzy też malowało się niemałe zaskoczenie. 

-Wszystko w porządku -stwierdził oddając nam dokumenty-Następnym razem proszę jednak mieć je przy sobie-dodał jeszcze patrząc na mnie. Skinęłam jedynie głową i całą trójką odeszliśmy. 

-To ja już będę lecieć-stwierdził Adam.

-Już?-spytałam.

-Nawet się nie przywitałem-zaśmiał się Rudy i wyciągnął dłoń w jego stronę.

-Rzeczywiście-odwzajemnił uścisk-Ale i tak już idę. Muszę pomóc jeszcze tacie-zostawał przy swoim.

-No dobrze-podeszłam żeby objąć go na pożegnanie. Przy uchu usłyszał jeszcze jego głos zapraszający mnie na spotkanie. Zgodziłam się kiwnięciem głowy. Dalej przez miasto ruszyłam w towarzystwie Janka.

-Gdzie ty go w ogóle spotkałaś?-spytał znikąd.

-W Wedlu. 

-Powinnaś na niego uważać.

-Z jakiej racji?-stanęłam w miejscu.

-Jest kobieciarzem. Sama wiesz-poszedł w moje kroki.

-Zmienił się.

-Skąd ta pewność?

-Intuicja.

-Dobra nie istotne. Bądź tylko ostrożna. Nie chcę żebyś cierpiała.

-Miło z twojej strony-uśmiechnęłam się- Skąd właściwie miałeś moje dokumenty? I skąd wiedziałeś gdzie jestem? 

-Wczoraj musiałaś zostawić je u mnie w domu gdzieś luzem leżące. Wcześniej ich nie zauważyłem. Co do drugiego pytania to był to czysty przypadek. Spotkałem po drodze Maćka, Tadka, Hale i Basie. Powiedzieli mi w którą stronę poszłaś i jakoś mi się udało dotrzeć na czas.

-No właśnie! Zapomniałam Ci podziękować. Gdyby nie ty nie wiem co by się stało.

-Nie masz za co dziękować. 

-Ależ jest. No może oprócz tego jak mnie nazwałeś-spojrzałam na niego udawanym oburzeniem.

-Chodzi o tą ,,narzeczoną"? Nie ma sprawy-wyszczerzył zęby.

-Nie uśmiechaj mi się tu teraz głupio. Ludzie patrzą. Poza tym nie mogłeś wymyślić czegoś innego? Siostry, czy czegoś tam.

-Musiałabyś mieć to samo nazwisko co ja. Jakby się teraz zastanowić bardzo by to do siebie pasowało-zaczął udawać zamyślonego-Zuzanna Bytnar.

-Oh, nie żartuj już sobie! Chodź już lepiej-powiedziałam kręcąc głową z uśmiechem.

Dalsza część dnia minęła spokojnie. Z Rudym postanowiliśmy pójść na lody. Po sytuacji z dziś nieustannie sprawdzałam, czy papiery mam przy sobie. Bytnar oczywiście się ze mnie śmiał, mówiąc, że histeryzuje. Ignorowałam to mając tylko uśmiech na ustach, który uparcie mi się na nie nasuwał.


____________________

Hej, Cześć! To znowu ja. 

W ramach jakichkolwiek nieścisłości. Dialogi mówione przez Niemców są zapisane po polsku, bo nie chciałam zrobić głupich błędów w moim i tak słabym niemieckim. To po pierwsze. Po drugie. Jan Bytnar zjawiał się czystym przypadkiem wtedy gdy był najbardziej potrzebny. Dziewczyna miała po prostu ogromne szczęście i tego się trzymajmy. Don't change my mind, okay?

Wprowadziłam także POV'y chcąc urozmaicić tego  ff. Dajcie znać czy podoba Wam się taka wersja.

Pozdrawiam serdecznie, kochani!

Córka dowódcy [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz