Rozdział 7

95 5 1
                                    

Ranek był piękny, lecz od razu widać było, że także chłodny. Niebo było dosłownie czyste. Brak nawet najmniejszego obłoczka. Z okna w pokoju Zuzy widać było przechodniów ubranych w płasze. Większość z nich miała je, jednak porozpinane co oznaczało, że nie ma tragedii z dzisiejszą temperaturą.

POV: Zuzanna

Od mojej pobudki minęła dobra godzina. Nie mam dziś kompletnie energii. Nic mi się nie chce. O dwunastej mam zbiórkę w lesie, a na dokładkę po niej muszę lecieć na akcję.

Zbliża się dziewiąta. Tata wyszedł z domu dobre dwadzieścia minut temu. przed wyjściem kazał mi wstawać ze dwa razy. Jeśli zobaczyłby mnie teraz nadal leżącą na łóżku i tępo gapiącą się w sufit, nie był by zadowolony. Postanawiam, więc zebrać się do kupy i podnieść się z jakże wygodnej poduszki. Podchodzę do szafy. Patrzę się na nią, jakby objawił mi się tam Bóg. Po chwili rezygnuję z ubrania się i idę prosto do kuchni. Na śniadanie zaczęłam robić jajecznicę, czego gorzko pożałowałam, gdy od razu przypomniałam sobie, że będę musiała umyć patelnię. Usiadłam zrezygnowana przy stole i zjadłam jajecznicę. Po kilku kęsach trochę się ,,wyluzowałam". Potrzebowałam najwyraźniej coś zjeść. Już z ciut większym zapałem po sobie posprzątałam. Zerknęłam na zegar wiszący w kącie. Wskazówki pokazywały godzinę dziesiątą. Jak to możliwe, że minęła już godzina?! Z takim tempem w życiu nie zdążę dotrzeć do lasu na czas. Szybko wytarłam mokre ręce w piżamę i popędziłam do swojego pokoju. Tym razem nie wpatrywałam się znowu w szafę jak w święty przedmiot, tylko otworzyłam ją i wybieram sukienkę nie rzucającą się w oczy. Ze względu na krótki odstęp między zbiórka, a akcją sabotażową, nie będę miała czasu na powrót do domu, aby się przebrać. Kreacja jaką dziś wybrałam była ciemno zielona. Góra była dopasowana, zapinana na guziki z kołnierzykiem. Dół zaś był lekko rozkloszowany oraz bardzo zgrabnie i swobodnie opadał. Te dwie części oddzielał czarny pasek. Rękawki sięgały do połowy przedramienia. Położyłam ją na łóżku, które zaraz potem będę musiała pościelić. Ze spodu szafy wyciągnęłam świetnie ukryty mundurek harcerski. Składał się on z koszuli jasnozielonego przyćmionego materiału i spódnicy w tym samym kolorze. Doskonale pamiętam moment, gdy pierwszy raz przyszedł mi mundur. Był inny od wszystkich innych, bo zwierał zamiast spodenek właśnie spódniczkę. Od tamtej pory ,,Pomarańczarnia" w swoich szeregach miała dziewczynę. Z początku wszyscy byli tym trochę oburzeni, ale i tak przyjęli mnie ciepło. Mundurek schowałam do torby leżącej obok szafy. Będę musiała przebrać się na miejscu. Jest to jedyna rzecz, której nie lubię w tych zebraniach. Nie oszukujmy się. Zmienianie odzienia wśród samych chłopców może być TROCHĘ krępujące. Na szczęście mój najlepszy przyjaciel - Rudy, pomaga mi zasłaniając mnie całym sobą. Nie brzmi to najlepiej, ale taka prawda. Staje między dwoma drzewami, które są dość blisko siebie i mogę się w spokoju przebrać. Jeśli któryś z chłopaków się spojrzy, ten rzuca jakimiś głupimi docinkami. Czasem się dziwie jak oni się po tym na niego nie złoszczą. Jest chyba jedynym chłopakiem, przy którym się nie stresuję. Ale wracając. wzięłam w ręce sukienkę i poszłam do łazienki. Ubrałam się i zaczęłam czesać włosy, które dziś jak na złość nie chciały współpracować. Postawiłam więc dziś na wysokiego kucyka. Mimo niesforności moich włosów, wyszedł naprawdę dobrze.

Za pięć dwunasta byłam już w lesie. Rudy standardowo zakrył mnie całym sobą, bym w spokoju mogła przebrać odzienie. W pewnym momencie któryś z chłopców musiał się spojrzeć, bo usłyszałam uszczypliwe:

-Nie masz własnych gaci?

Zdanie oczywiście powiedział Janek. Zaśmiałam się pod nosem, na co chłopak obrócił głowę w moją stronę, lecz natychmiastowo się poprawił, gdy przypomniał sobie, że się przebieram. Nie miałam mu tego jakoś bardzo za złe. Sama nie wiem czemu. Może przez to, że wychowywaliśmy się razem. Za dzieciaka wspólnie kąpaliśmy się w baseniku, a jak to bywa w tak młodym wieku, najczęściej w samych pampersach. Zresztą Janka traktowałam jak brata, którego nigdy nie miałam.

Cała zbiórka przebiegła klasycznie i monotonnie. Omówienie podstawowych zasad bezpieczeństwa i podobne sprawy. Na sam koniec przypomniano nam nasze dzisiejsze stanowiska. Pierwotnie miałam stać na straży, lecz niefortunnie jeden z naszych został złapany w łapance. Został rozstrzelany. Nie znałam go dobrze, ale rozmawiałam z nim kilka razy. Miał na imię Robert. Wydawał się bardzo miły i na pewno nie zasłużył na taki los. Gdy pierwszy raz o tym usłyszałam zmroziło mi krew w żyłach. Widziałam wcześniej trupy niewinnych ludzi na ulicach, jednak żaden z nich nie był kimś kogo znałam. Ta sytuacja jedynie przypomniała mi i uświadomiła realia dzisiejszych czasów. Wiedziałam, że muszę być bardzo ostrożna, by nie skończyć tak samo. Tym razem moim zadaniem było pomagać Zośce wywieszać ulotki promujące walkę z zaborcą. 


______________________

Hej, cześć!

Jak możecie zauważyć, wracam do Was z nowym rozdziałem i świeżą energią! Długość jest standardowa i mam nadzieję, że się przyjmie. Jeszcze się rozkręcę. Myślałam już nad ciągiem dalszym i mam kilka pomysłów. Postaram się je zrealizować, a na tą chwilę żegnam się z Wami i idę tworzyć dalej póki mam dość spory słowotok <3333

kamieniara

Córka dowódcy [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz