❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑰𝑽.

368 53 8
                                    

Wzięłaś ostatniego łyka herbaty. Spojrzałaś na zegarek, który wybił w pół do ósmej. Za nie całe pół godziny zaczynałaś zajęcia więc ostatni raz spojrzałaś w lustro, aby poprawić włosy, popsikać się perfumom i byłaś gotowa do wyjścia.

Jak zwykle zarzuciłaś na siebie swój płaszcz i kątem oka zerknęłaś na szalik Mahito. Wzięłaś go do ręki i starannie owinęłaś wokół szyi. Zamknęłaś mieszkanie na klucz i wyszłaś na zewnątrz.

Kolejny dzień, w którym pruszył śnieg. Jego płatki tak białe, tak delikatne, tworzyły różnorodne wzorki i opadały na trawniki tworząc białą taflę. Piękny widok. Niestety temperatura ci nie sprzyjała a lodowaty wiatr zrzucał twe włosy w każdym kierunku.

Przyspieszyłaś kroku, aby zdążyć na tramwaj. Uczelnia bowiem była trochę daleko.
Pociągnęłaś nosem czują jak łapie cię katar i przeziębienie. Zdenerwowałaś się bo choroba jedynie utrudniałaby ci w nauce a nie miałaś czasu na obijanie się.

Opatuliłaś się bardziej w granatowy szal i wsiadłaś do tramwaju.

***

Przez cały dzień nie mogłaś się skupić. Źle się czułaś, kręciło ci się w głowie było ci słabo. Ale jednak po skończonych zajęciach musiałaś udać się do biblioteki tylko po to, aby zobaczyć chłopaka i podziękować mu za szalik.

Powolnym krokiem szłaś w stronę budynku. Było już parę minut po siedemnastej a zawsze znajdowałaś się tam szybciej. Na dodatek ten silny wiatr utrudniał ci chodzenie. Śnieg niemiłosiernie wpadał do oczu, na włosy, na twarz. Jednak nie zawróciłaś. Dzielnie kroczyłaś do przodu aż znalazłaś się u wielkiego wejścia.

Wchodząc do biblioteki od razu pokierowałaś się na dział fantasy. Nie miałaś już nawet siły, aby zerknąć na książki biologiczne. Skręciłaś w alejkę i jak zwykle stał tam niebieskowłosy chłopak, który wyciągał jedną z ksiąg.

— Przyszłaś. — Powiedział i uśmiechnął się.

— Ta...

Ledwo dysząc zdjęłaś granatowy szal. Popatrzyłaś na chłopaka a w głowie zaczęły kręcić ci się coraz bardziej.

— Zwracam. Dziękuję... — Rzekłaś wystawiając w jego stronę materiał.

Chłopak spojrzał się na ciebie zatroskanym wzrokiem. Podszedł do ciebie i przypatrzył się.

— Wszystko w porządku? — Zapytał.

Ty tylko pokiwałaś głową na tak. Ale widząc jak bardzo jesteś blada a za to twoje policzki czerwone niczym buraki, Mahito postanowił dotknąć twego czoła.

— Masz gorączkę [y/n]. — Powiedział zmartwionym głosem. — Lepiej wracaj do domu. I zatrzymaj sobie szal.

Rzekł i owinął cię nim dokładnie.

— Mogę zostać i jeszcze coś poczytać...

— Nie dasz rady... Wracaj do domu.

Chciałaś jeszcze coś dopowiedzieć ale poczułaś jak nogi ci się uginają a oczy same przymykają. Twoje ciało niekontrolowanie zaczęło spadać w dół jakby dłużej już miało nie wytrzymać. Poczułaś jak chłopak łapie cię w swoje ramiona i przykłada ponownie rękę do czoła. Jednak już więcej nic nie widziałaś. Kompletnie zasłabłaś tracąc przytomność. Jedyne co odczuwałaś to dotyk i ciepło Mahito.

***

Otworzyłaś delikatnie powieki. W pomieszczeniu było ciemno. Świeciła się tylko jedna lampka a za oknem panował już późny wieczór. Ocknęłaś się i zorientowałaś, że leżysz w pokoju szpitalnym.

𝑺𝒉𝒂𝒑𝒆 𝒐𝒇 𝒐𝒖𝒓 𝒔𝒐𝒖𝒍𝒔 ❀ 𝑴𝒂𝒉𝒊𝒕𝒐Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz