Part 34

5.7K 343 103
                                    



Marco POV (siedem dni wcześniej)

Usłyszałem pukanie do drzwi jeszcze zanim rozpiąłem marynarkę. Nawet człowiekowi nie dadzą napić się kawy, zanim zaczną zawracać mu dupę. Co znowu się stało? Moje głośnie: proszę, nie było zachęcające, ale drzwi się otworzyły. Alicja. A za nią Santino.

Na tę kobietę zawsze przyjemnie się patrzyło. Upięła włosy w wysoki kok i puściła tylko kilka pasemek na policzki. Założyła okulary w kocim stylu. Sukienka po raz kolejny wyglądała, jakby była na niej zszyta. Przylegała do ciała. Była elegancka, ale też diabelnie seksowna. Usta Alicji i tym razem były pomalowane na czerwono.

A Santi... on nawet gdyby wyprasował tę koszulę, wyglądałby jak psu z gardła wyciągnięty. Ten niechlujny wygląd dawał ten sam efekt co ja pilnujący Anji. Każdy zwracał uwagę na seksowną lisicę, nikt na pilnującego ją osiłka. Co znaczyło tylko tyle, że go lekceważyli. A nie powinni. Santino był jedyną osobą poza Patrickiem, który potrafił trzymać Alicję w ryzach. Do pewnego stopnia oczywiście.

– Gdzie młody?

– Z Carą i Massimo.

Kolejne pukanie. Tym razem kawa przyniesiona przez asystentkę kasyna. Nie tylko dla mnie, ale też dla moich nieproszonych gości. 

Dziewczyna była tak skrajnie różna od Alicji. Pewnie, gdyby wyjąć ją z tych ciuchów, inaczej ubrać i uczesać miałaby tłum adoratorów stojących przed drzwiami swojego biura. Dzisiaj miała na sobie czarną ołówkową spódnicę kremową i bluzkę z długim rękawem. Żadnych ozdób tylko zegarek na przegubie. Zestaw godny mojej babci. Albo nawet i nie. 

– Zaczniemy o jedenastej panie Santini? – spytała uprzejmie, poprawiając okulary.

– Przyjdę, jak skończymy tutaj. – zapewniłem.

Skinęła głową i wyszła.

– Czemu nie mogłam polecieć do Palermo? – jęczała Alicja.

– Sama sobie dopowiedz. – podałem jej kubek, który z pewnością nie był mój. Za dużo posypki i bitej śmietany. Podała go Santiemu.

– Pojebało cię? – warknął.

– No już przestań się dąsać. Marco wie, że lubisz słodycze. – wyszczerzyła się ze złośliwym uśmieszkiem. Oblizała kroplę, która płynęła po kubku. I wessała do ust jego kciuk.

– Zostawić was na parę minut? – spytałem, rozsiadając się z kubkiem w fotelu. Ziewnąłem.

– Nie. – zaprzeczyła, siadając prosto.

– Więc co cię do mnie sprowadza? – unosząc kubek do góry – Nasze podziemia nie spełniają twoich oczekiwań sprzętowych?

Machnęła ręką, upijając ze swojego kubka. Dramaturgia ponad wszystko. 

– Ta nowa laska... jedna z eskort. – niemal wypluła z siebie te słowa. Zmarszczyłem brwi. Takiej ilości jadu nie słyszałem już dawno z tych ust. – Nie podoba mi się.

– Która?

Wykrzywiła ironicznie twarz.

– Gigi. – wyskrzeczała piskliwie, udając głos tej drugiej.

Nauczyłem się tych przeczuć nie lekceważyć. Przez krótki czas Alicja zarządzała kadrą naszych eskort. Znała je doskonale. I to było już jakiś czas temu. Zanim otruła swojego byłego męża kutasa, który pracował dla Ormian. Zanim sprawa się rypnęła, we łzach stanęła na naszym progu, wraz z synem szukając ochrony. Czego Ormianie nie wiedzieli to, że to Alicja była chemikiem, a nie jej mąż skurwiel. Nigdy się o tym nie dowiedzieli. Zanim Patrick jej zaufał w interesach, odkrył, że przerobienie z nią Kamasutry nie zabiera 365 dni.

Not My Name - Baleary tom #5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz