Sobota. Niecałe czternaście godzin minęło od tego niecodziennego spotkania. Praktycznie przez całą noc, myśli Parkera krążyły wokół przystojnego mężczyzny, który zamącił tego dnia w jego młodym umyśle. Czy było to męczące? Na pewno po części tak. W końcu ciało domaga się upragnionego wypoczynku po ciężkim dniu pracy, ale plany zostają pokrzyżowane przez nadmiernie pracujący mózg. Dlatego z całą pewnością pobudka po takiej nocy, przyszła chłopcu z wielką niechęcią i z wyraźnym niezadowoleniem opuścił swój mały pokoik równo o siódmej.
- Ktoś tu chyba wstał lewą nogą – do jego uszu dotarł rozbawiony i jakże melodyjny głos, dochodzący prosto z kuchni, skąd dało się również wyczuć kuszący zapach tostów z serem.
Peter uśmiechnął się radośnie, od razu kierując się do pomieszczenia, gdzie głównie rankami królowała jego ciotka, szykując dla dwójki domowników coś pysznego do wrzucenia na ząb.
- Dzień dobry, May – przywitał się z kobietą i ucałował delikatnie jej policzek, po czym grzecznie zajął miejsce za małym stoliczkiem, które idealnie sprawowało się na wspólne jedzenie posiłków. Co prawda przez tak duży nadmiar obowiązków typu: praca, szkoła, nie za często mogli sobie pozwolić na wspólną wieczerzę, ale dzisiaj było inaczej. Pani Parker miała tego dnia wolne w pracy, a chłopak miał zmianę dopiero w godzinach popołudniowych.
- Czyżbyś znowu nie spał całą noc? – zapytała ciotka z łagodnym uśmiechem na ustach. Dobrze wiedziała, że jej bratanek potrafi przepuścić całą noc zamiast na sen, to na naukę lub ważne projekty. I choć nieraz ją to martwiło, to nie mogła go winić, za takie przesiadywanie do późna. W końcu ich aktualna sytuacja pozostawiała wiele do życzenia.
- Ależ spałem, znaczy się... Próbowałem spać, ale niekoniecznie dobrze mi szło – przeciągnął się na krześle, niczym kot, po czym z cichym westchnięciem znowu spojrzał na kobietę. – Pomóc ci w czymś?
- Nie ma potrzeby, już i tak kończę– odpowiedziała, w tym samym czasie już szykując talerze, na których następnie wylądowały świeżo upieczone tosty.
Sprawnie uwinęła się z ustawieniem wszystkiego na stoliku i już po chwili razem wzięli się za zajadanie, uprzednio życząc sobie „smacznego".
- W takim razie, co ci tak spędzało sen z powiek? – zagadnęła, kiedy to szatyn komicznie pojedynkował się z ciągnącym się z tosta serem.
Peter wymamrotał jakąś krótką odpowiedź, który była na tyle niewyraźna, że May aż parsknęła śmiechem i podała młodzieńcowi chusteczkę, aby ten mógł wytrzeć ze swojej twarzy żółty nabiał.
- Nie zrozumiałam ani jednego słowa, które powiedziałeś – odparła, przypatrując się chłopcu z promiennym uśmiechem.
- Powiedziałem, że nic takiego – powtórzył szybko i z wdzięcznością przyjął kawałek papieru, którym pospiesznie się wytarł.
- Nie wierzę – ciotka napuszyła policzki, przybierając na moment znudzony wyraz twarzy, kiedy to nagle coś niebezpiecznego zabłysło w jej oczach. – Pewnie rozmyślałeś o jakiejś koleżance lub koledze z uniwersytetu, co? – wyszczerzyła się drapieżnie i trąciła delikatnie ramię młodej omegi.
Ciemnooki pisnął speszony i prawie opuścił na stół swojego niedokończonego tosta.
- May! To wcale nie tak, jak sobie wyobrażasz! – wywrócił teatralnie oczami, resztkami sił walcząc z palącymi jego policzki rumieńcami.
- Jak to nie? Nikt ci tam nie wpadł w oko? Hmm? – nieznacznie nachyliła się ku niemu, jakby to miało pomóc jej w wyciągnięciu czegoś więcej z chłopca.
CZYTASZ
WICKED GAME
FanfictionPeter Parker (omega) pracuje dniami i nocami, aby utrzymać siebie i chorą ciotkę. Młody chłopak z każdym dniem coraz gorzej sobie radzi z pogodzeniem ze sobą studiów, pracy i życia rodzinnego. Co się stanie, gdy na jego drodze pojawi się najbardzie...