3. Księżyc Szronu

981 77 87
                                    

Listopad

            Niemalże każdego dnia od październikowej pełni, Remus całkowitym przypadkiem znajdował się w okolicach godziny drugiej po południu w Skrzydle Szpitalnym. Pomimo swojej niechęci do tego miejsca, prawie że codziennie odnalazł w grafiku czas, aby wspólnie z Florentią spędzić krótki czas na zjedzenie obiadu.

Żadne z nich nie miało w tym geście żadnego zamysłu romantycznego, można nawet powiedzieć, iż wręcz przeciwnie. Od momentu ostatniej pełni, po której oboje zdobyli okazję na dłuższą konwersację, nieświadomie wzajemnie starali się przypilnować drugiego czarodzieja w dbaniu o siebie. Nie mieli pojęcia dlaczego to robili, lecz nie potrafili przestać. Stało się to dla nich pewnego rodzaju komfortem, wiedza o tym, iż wspólnie uciekną do zacisza jednego z kątów hogwardzkiej kuchni i wspólnie spożyją jeden, zwykły obiad przy niezbyt wylewnej, lecz niekoniecznie niezręcznej konwersacji.

Mimo tych wspólnych momentów, Florentia po kolejnym miesiącu praktyki w Hogwarcie wciąż miała wrażenie, iż nie miała pojęcia kim był Remus Lupin. Niemniej jednak udało jej się wypatrzeć kilka szczegółów dotyczących profesora Obrony przed Czarną Magią, na które niewiele osób zwracało najmniejszą uwagę.

Po pierwsze, rozpoznała u mężczyzny walijski akcent. Gdy konwersowali, a koniec przerwy obiadowej zaczynał nieubłaganie się zbliżać i Remus przyśpieszał w opowiadaniu fragmentu swojego minionego dnia, jego akcent przybierał na sile. Im szybciej mówił, tym gorzej Rosenburg mogła go zrozumieć przez ten charakterystyczny akcent. Wywoływało to u kobiety delikatny uśmiech, nie wiedzieć dlaczego. Prawdę mówiąc uważała, iż niezwykle do niego pasował oraz dodawał mu charakteru, chociaż między uczniami oraz resztą współpracowników akcent ten tajemniczo zanikał.

Po drugie, miała rację podejrzewając, iż garbienie się jest dla Lupina naturalne.

— Moi rodzice nie są wysokimi ludźmi, oboje są dosyć niscy — mówił, gdy Florentia zwróciła mu kiedyś żartobliwie uwagę, aby w końcu się wyprostował. — A ja z nieznajomych wszystkim powodów urosłem w pewne wakacje niemal podwajając swój wzrost. Mieszkaliśmy w dosyć skromnej, małej chatce, dlatego często musiałem schylać się przechodząc przez drzwi. Nie mówiąc już o łóżku w moim pokoju. Każdą noc w wakacje spałem skulony, żeby następnie przyjechać do Hogwartu z nieopisanym bólem pleców.

Po trzecie, posiadał niezwykle duże dłonie. A co było dla Florentii najzabawniejsze, w stresujących momentach z ogromną pasją strzelał z kostek w dłoniach. Rosenburg nie była pewna momentu, w którym zauważyła u mężczyzny tą ledwo zauważalną skłonność, lecz po tamtym momencie bez przerwy słyszała nieprzyjemny odgłos strzelających kostek.

Cztery, pasjonował się w zadawaniu ogromnej ilości pytań w najmniej odpowiednich momentach. Gdy tylko przyłapał się na takim zachowaniu, momentalnie przepraszał i przez następne pięć minut egzystował w idealnej ciszy, z wyrzutami sumienia wymalowanymi na twarzy.

— Nie, moja rodzina nie jest czystej krwi — odezwała się w końcu Florentia, gdy Remus ponownie oddał się swojej ciekawskiej osobowości. Przeprosił za owe pytanie, chociaż młoda Uzdrowicielka nie widziała w tym niczego nieodpowiedniego. Nie uznawała Lupina za czarodzieja, który cenił sobie ten aspekt ich społeczeństwa, więc bez skrupułów zaczęła odpowiadać na jego pytanie. — Moja mama jest czarownicą, tata jest mugolem.

Tuż po wypowiedzeniu tego na głos, Florentia musiała głęboko odetchnąć i odłożyć sztućce na talerz, by opaść na oparcie drewnianego, wysokiego krzesła.

— Mój tata jest mugolskim lekarzem, specjalizuje się w...psychiatrii. Jest psychiatrą, ma swój własny gabinet w Sheffield, skąd pochodzę. Mama za to zarządzała, a raczej wciąż zarządza oddziałem zatruć eliksirami i roślinami w Św. Mungu.

Bezgwiezdne Noce • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz