Rozdział 2

119 8 0
                                    

Wzięłam plecak i podniosłam się z ławki, celem podejścia do nauczycielki. Jednak ona, źle rozumiejąc moje intencje również wstała i wzburzona powiedziała:

- Jak to, dokąd Błazińska, mówiłam Ci, że zostajesz.

- Tak tak, ja tylko chciałam podejść...

- Nie ważne. Powiedz mi, co się z Tobą dzieje, dziecko?

Tak, teraz nazwij mnie dziecko. Ja wiem, że różnica wieku, ale bez przesady.

- A co ma się dziać pani profesor, wszystko ok.

Polonistka zmrużyła oczy, po czym przeczesała ręką włosy. Och, jak ja bym to zrobiła za Ciebie...

- Mówisz mi, że wszystko w porządku, ale to nie pierwsza lekcja, na której nie uważasz

- Uważałam - wtrąciłam się w jej słowo.

- Tak? To o co pytałam?

I tu mnie miała, bo nie miałam pojęcia. Jedynie się zaczerwieniłam, ze wstydu. Prawda jest taka, że słuchałam do momentu, gdy kazała Kasi przeczytać treść wiersza. Co działo się później? Nie miałam pojęcia.

- Widzisz, o tym właśnie mówię. Na dodatek kłamiesz i aż przykro to mówić, ale Twoje oceny się pogorszyły. W zeszłym roku same piątki, na pierwsze półrocze obecnego roku również, a teraz? Jakieś dwóje, tróje? 

- Prace pisemne mam na piątki - znowu wtrąciłam. Chciałam grać bezczelnie, niech sobie nie myśli, że jestem dzieckiem.

- Tak - spojrzała na mnie uważnie, aż zrobiło mi się gorąco. Jeszcze bardziej. - Ale prace pisemne to nie wszystko. Niby matura to głównie pisanie, ale część testowa też do niej należy. I jestem zdziwiona, iż zazwyczaj na drugie półrocze ma się lepsze oceny. Wytłumacz mi, co się stało.

- Kiedy mówię, że nic takiego. A skoro te oceny tak Panią martwią, to może powinnam iść na korepetycje - cholera, powiedziałam to? Powiedziałam. Niech teraz zaproponuje mi korki, błagam.

- To nie mnie mają martwić Twoje oceny, poza tym, skoro chcesz iść na korepetycje to szukaj, proszę bardzo, chociaż uważam, że wystarczy przyłożyć się do nauki. Rozumiem, że nie chcesz nic mówić, w takim razie idź już.

Po tym spojrzała na mnie zła, chociaż widziałam, że to na pozór i jest po prostu zrezygnowana. Aczkolwiek co miałam jej powiedzieć? Kręcisz mnie bardziej niż karuzela w wesołym miasteczku?

Fuuuck, co to za tekst, czemu takie coś mam w głowie. Poza tym, miałam wyjść, więc chwyciłam plecak i dopiero przy drzwiach odwróciłam się - Do widzenia.

- Do widzenia Błazińska.

Super, nawet nie podniosła na mnie wzroku. Nie tak miała wyglądać ta rozmowa. Wyszłam i zamknęłam drzwi, opierając się o nie przez chwilę.

Miała mi zaproponować korki, na które bym chodziła by słuchać jak opowiada mi z pasją o tych wszystkich osobowościach, artystach, wydarzeniach, dziełach. Ja słuchałabym i poprawiała się delikatnie i powoli, by spędzać z nią jak najwięcej czasu, zagadywała po zajęciach. Później, gdy moje piątki znowu by się pojawiły, oczywiście za sprawą rzetelnej nauki, podziękowała, zaprosiła na kawę może, a nawet jeśli nie to ona zauważyłaby we mnie kogoś innego.

Tak, wszystko już sobie wymyśliłam w mojej głowie, jak nasz romans się zacznie. Jaki romans tfu, piękne i długie uczucie. 

Ile bym zyskała na tych korkach, poza godzinami z ślicznotką to jeszcze może numer telefonu, bo przecież jakoś się trzeba umawiać na te zajęcia. Później jakiś przypadkowy SMS, albo zwykła porada w kwestii lekcji oczywiście i tak od słowa do słowa coraz dłuższe konwersacje.

Jezz, nieźle mi odbiło. Na jej punkcie. I wszystko przepadło, cały plan, bo nie wpadła na pomysł, hej pomogę Dominice. Co ja mam teraz zrobić co?

Od początku...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz