Rozdział II

9 3 0
                                    


Przemoknięci do suchej nitki czaili się w ciemnej uliczce przy jednej z kamienic. Nawet ich skórzane złodziejskie kombinezony nie były w stanie całkowicie ochronić przed wilgocią. Pojedyncze krople powoli spływały z ich głębokich kapturów. Tylko szaleńcy wyszliby na zewnątrz w Złotej Dzielnicy, gdy wokół panowała taka aura, dlatego też okolica zionęła pustkami. Złodziejka poczuła nieprzyjemny chłód i chcąc jak najszybciej uwinąć się z zadaniem, zapytała po raz ostatni:

- Ktoś naprawdę zlecił ci kradzież książki?

- Wiesz jacy są klienci. To pewnie jakiś kolekcjoner.

- Tacy ludzie zazwyczaj nie wysługują się złodziejami, tylko zwyczajnie w świecie kupują to, co jest im potrzebne do kolekcji. Kto to w ogóle był?

- Gość chce pozostać anonimowy, przysłał pośrednika na spotkanie. Poza tym, nawet gdyby przyszedł osobiście, to nie zdradziłbym ci takich informacji.

- Ukrywa tożsamość, czyli go stać. Po co w ogóle bawi się w takie podchody? A ten pośrednik? Jaki on był?

Finn odwrócił się w stronę Evelyn, aby spojrzeć jej w oczy i ją uspokoić.

- Wiem, że teraz chcesz mnie pilnować na każdym kroku, ale błagam cię nie rób tego. Nie obchodzi mnie kim jest ten ktoś. Może go stać, ale nie jest w stanie odkupić tej książki, może potrzebuje dodatkowego dreszczyka emocji w swoim życiu i chce posmakować kradzieży. Mam to gdzieś, zapłacił połowę z góry i jedynie to mnie interesuje.

- Ile?

Chłopak zmarszczył lekko brwi.

- Nigdy nie pytamy o finanse. - upomniał.

- Dobra. - Evelyn odparła zrzędliwie. - Masz jakiś awaryjny plan B?

- A po co? – odparł pewny swoich umiejętności.

- Zawsze trzeba być gotowym na jakieś komplikacje.

- A kiedy ty ostatnio opracowywałaś jakiś plan B? - zapytał prześmiewczo.

Złodziejka posłała mu piorunujące spojrzenie i skrzyżowała ręce.

- Jestem za dobra na plany B.

- Oczywiście. Dlatego tutaj jesteś. - odpowiedział starając się ukryć nutę sarkazmu. – To jakiś stary bibliotekarz, z mojego wywiadu wynika, że nie powinno go być w domu. Pozostaje nam przemknąć się obok służby.

Deszcz zaczynał słabnąć, ale na niebie nadal kłębiły się ciemne chmury, które mogły zgasić entuzjazm nawet w najbardziej optymistycznych mieszkańcach. Przez dźwięki ulewy przedzierały się co jakiś czas pokrzykiwania kruków, które przycupnęły niedaleko, na ceglanym murze pewnego domu. Zwierzęta te dokładnie lustrowały teren okazując czujność na każdym kroku. Nie bez powodu to właśnie te ptaki były pewnego rodzaju symbolem złodziei. Czarne jak noc potrafiły wtapiać się w otoczenie i znikać na zawołanie. Swoim wyglądem budziły strach u małych dzieci, a sami dorośli obserwując te szlachetnie ptaszyska odczuwali trudny do zdefiniowania niepokój.

Niespodziewanie kruki poderwały się do lotu i odfrunęły, jakby znudzone całą sytuacją. Evelyn podążała za nimi wzrokiem aż zniknęły gdzieś za budynkami. Plan Finna zakładał dostanie się do domu bibliotekarza miejskiego kanałami. Wizja przedzierania się przez zanieczyszczone tunele zupełnie nie przemawiała do złodziejki. W Riverclock pogoda zawsze była paskudna, wieczna wilgoć, ulice spływające błotem i innymi zanieczyszczeniami same w sobie były obrzydliwe. Wyobrażenia jak mogły wyglądać kanały tego zatęchłego miasta przyprawiały o odruchy wymiotne. Ten jeden powód wystarczał, aby cała gildia złodziei zupełnie zrezygnowała z korzystania z podziemnych systemów wodnych, mimo że ich rozmieszczenie było wręcz darem od Averona dla kogoś, kto parał się tą profesją. Poza tym to środowisko zostało już przejęte przez Ostrza Valtara. Gildia zabójców bez żadnych oporów używała kanałów do swobodnego przemieszczania się. Ponoć nawet ich siedziba znajdowała się gdzieś tam pod ziemią, chociaż tego Evelyn nie mogła być pewna. O jej dokładnej lokalizacji wiedziała jedynie wielka trójka – Samehion, Fisk i Edward. Dziewczyna osobiście znała tylko jednego asasyna, chociaż kojarzyła co najmniej kilku. Nigdy nie potrzebowała ich usług i jak najbardziej jej to odpowiadało. Ostrza były angażowane przez gildię tylko w ostateczności. Poza tymi drobnymi wyjątkami ich współpraca opierała się na nie wchodzeniu sobie w drogę. Zabójcy mieli swój świat, który niewielu złodziei potrafiło zrozumieć. Ostrza mordowały na zlecenia, owszem. Pobierały za to opłaty, ale mimo tego nie były nastawione jedynie na zysk. W zabójstwach widziały wyższe cele, niekoniecznie jasne dla kogoś ze środowiska zewnętrznego. Poświęcali się kultowi boga śmierci - Valtara, a morderstwa były także częścią ich kultu. Evelyn nie chciała zagłębiać się w ten świat. Sądziła, że z czasem całą tą gildię zgubi fanatyzm, który na przestrzeni lat stawał się coraz bardziej zauważalny.

Skradziona magiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz