¬ fluff ¬ 1767 słów
Złapała za książkę i ruszyła w stronę kuchni. Gorąca herbata i książka to zdecydowanie najlepszy sposób na spędzenie zimowego wieczoru. Banalnie, to prawda, ale była to chwila, w której mogła w końcu odpocząć. Mogła usiąść i zniknąć w świecie jej ulubionej opowieści.
Odłożyła książkę na blat i zaczęła nalewać wody do czajnika. Kliknęła w mały guzik na uchwycie i zabrała się do szukania swojego ulubionego kubka. Wysoki i duży, idealnie. Nie będzie musiała biegać kilka razy po to, żeby znów móc się napić. Zalała kubek z herbatą przypadkiem oblewając swój palec leżący na uchu kubka.
- Kurwa. - westchnęła cicho i włożyła palec pod zimną wodę.
Od razu lepiej.Po kilku sekundach, zniecierpliwiona wyciągnęła palec i złapała wszystkie swoje rzeczy w dłonie i już miała wrócić do swojego pokoju, gdy nagle zauważyła stojącego w przejściu mężczyznę.
- Co ty tu robisz? - przestraszyła się go trochę. Wszedł tak cicho, że nic nie usłyszała.
- Cholera jasna, Barnes. Rób tak dalej, a dostanę przez ciebie zawału. - mruknęła. Brunet jedynie uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową.
- Przepraszam. - niski głos dobiegł do jej uszu. Bucky brzmiał jakby dopiero się obudził. Widocznie tak było. Jego włosy ułożone były w każdym możliwym kierunku, a oczy były delikatnie napuchnięte.
Jeszcze raz zlustrowała go wzrokiem i wyminęła idąc do swojego pokoju.Nareszcie.
Odstawiła kubek na parapet i usiadła na miękkim materacu.
Opatuliła się szczelnie kocem i otworzyła książkę na stronie, którą skończyła czytać ostatnio. Zaznaczona była małym metalowym serduszkiem. Odpadło z jej naszyjnika, który dostała od niego. Uwielbiała go, ale nigdy nie chciała tego przyznać. Słowa te dotyczą zarówno chłopaka jak i naszyjnika.
Udawała, że prezent ani trochę jej nie ruszył, w końcu nic dla siebie nie znaczyli. Wewnątrz miała w tamtym momencie istny armagedon. Nawet lekko się uśmiechnęła, po chwili chowając uśmiech spowrotem. Nie chciała, żeby ktoś go zauważył. Po co.Odłożyła zakładkę na poduszkę i zaczęła czytać.
¦¦¦
Ciemność szybko okryła pokój przez co musiała wspomóc się lampką. Niestety, jej słaby wzrok nie dawał sobie rady czytać przy takim świetle. Złapała za okulary leżące na jej szafce nocnej i założyła je na nos.Po chwili do drzwi dobiegło pukanie. Mruknęła niezadowolona i odplątała się z ciepłego i puchatego koca. Złapała za klamkę i otworzyła białe drzwi.
- Bucky? - nie minęła nawet godzina od ich ostatniego spotkania. Była już 17, za oknem ciemno, a ona jedyne o czym marzyła to chwila spokoju.
- Kim jest Bucky? - spojrzał na nią z zapytaniem. Delikatnie uderzyła go w ramię.
- Czego chcesz, kretynie? - zaśmiała się cicho i wciągnęła go do środka pomieszczenia.
Jeszcze raz zlustrowała go wzrokiem od dołu do góry. Był ubrany w zwykle czarne dresy i bordową bluzkę z długim rękawem. Jego włosy powoli zaczynały długością sięgać jego ramion. Tym razem byłu bardziej ułożone. Na twarzy wciąż miał ten sam zaspany wyraz.
- Chciałem się zapytać czy nie chcesz może pojechać ze mną do sklepu i no wiesz.. Zrobić naszego ulubionego wieczóru. Kupić jedzenie, jakieś wino i obejrzeć jakiś film, co ty na to? - wyglądał jakby się stresował.Odkąd się poznali od razu coś ich połączyło. Na początku była to dosłownie nienawiść. Wyzywali się jak małe dzieci i nie mogli przestać robić z siebie żartów. Później w sumie trochę się polubili. Z nikim innym tak super nie obgadywało im się innych ludzi albo wewnętrznie płakało do smutnych piosenek. Ich ulubionym momentem w przygnębiające albo nudne dni było kupienie góry jedzenia, alkoholu i oglądanie po raz setny tego samego filmu.
Wszyscy byli pewni, że coś między nimi jest. Coś więcej niż tylko przyjaźń. Oboje zapierali się, że nic takiego nie istnieje. Żadna inna rzecz niż przyjaźń nie może się pomiędzy nimi wkraść.
Przynajmniej ona zawsze odpychała tą myśl. Jednocześnie ją lubiła, ale jednocześnie nienawidziła.
"Jak to, my razem? Żartujesz sobie ze mnie?"
Ich przyjaciele zawsze coś insynuowali. Za każdym możliwym razem żartowali, że ta dwójka pasuje do siebie idealnie i powinni spędzić razem resztę swojego życia.
"Przysięgam Ci Stark, jeszcze jedno słowo, a będą na ciebie mówili dead man, a nie iron man" Któregoś wieczoru Bucky też już miał dość. Żarty żartami, ale to robiło się powoli irytujące. Sam mówił, że nigdy nie mógłby być z nią w związku. "Z nią? W życiu."
Wszyscy wiemy co czuł wewnątrz. Chciał wykrzyczeć jej wszystko co o niej myśli.
O tym jak często o niej myśli.
Nigdy się za to nie zebrał. Nie mógł. Wiedział, że ona w życiu nie pozwoliłaby mu jej pokochać. Wyrzucała z siebie myśl o tym, że ktoś któregoś dnia byłby w stanie to zrobić.
On ciągle próbował usunąć z głowy ciągłe scenariusze pod tytułem "Co jeśli.." Co jeśli by jej powiedział. Co jeśli ona by się zgodziła? A co jeśli już nigdy więcej nie mógłby usłyszeć jej głosu. Nawet w momentach, w których z niego żartowała, nie przeszkadzało mu to. Żarty innych członków irytowały go jak nic innego, ale nie jej. Wiedziała kiedy przestać i co naprawdę będzie go samego śmieszyć. Uwielbiał w niej to. Tak samo jak wiele innych rzeczy.