I

1 0 0
                                    


Minęło pięć lat od narodzin Ethana. Od samego początku narodzin jego matka nie traktowała go jak syna, często zdarzało się, że był traktowany gorzej od wampirów ze wsi. Chłopiec myślał, że to normalne, jednak często brakowało mu matczynej miłości. Ojciec natomiast był zajęty swoją pracą, chociaż czasami starał się poświęcić chociaż pięć minut dziennie synowi, co w zupełności mu wystarczało. Dziecko było traktowane inaczej niż inne wampiry w jego wieku, nie uczęszczał do szkoły, a uczył się w domu. Miał prywatnych nauczycieli oraz służbę spełniającą jego wszystkie dziecinne zachcianki. 
Od czasu do czasu słyszał głos. Męski, który odbijał się echem o ściany posiadłości, głos często ujawniał sekrety z dalekiej przeszłości, a gdy Ethan pytał o te wydarzenia nauczyciele milczeli. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że już od tak młodych lat cząstka duszy Emanuela chce się z nim komunikować oraz ukraść prawdziwe imię dziecka. Chłopiec zaś uważał głos mężczyzny za swojego przewodnika, uważnie go słuchał zapamiętując wszystko, co mówił. Ich rozmowy po pewnym czasie miały być sekretem, tajemnicą, której nie mógł nikomu zdradzić. Przez to wampiry pracujące w jego domu myślały, że starożytny wampir odpuścił nachodzenie dziecka, a jego przyszłość wcale nie jest zapisana w księgach.
Jednak matka nadal nie zmieniła swojego zachowania w stosunku do dziecka. Miała już inne oczko w głowię - Dominice. Dziewczynka była młodszą siostrą Ethana, w porównaniu do niego nie przeklętą. Bywały chwile, w których mógł ją zobaczyć, bądź jej dotknąć, głównie podczas wspólnych posiłków. Kobieta za wszelką cenę broniła swoją najdroższą córkę przed synem, na przestrzeni pięciu lat wmówiła sobie, że to nie jest już jej syn. Widziała w nim jedynie mordercę rasy oraz powód Wielkiej Wojny sprzed sześciuset lat.
Raz w miesiącu, dokładnie dwudziestego drugiego dnia miesiąca równo o jedenastej w dzień miał sny o małej dziewczynce. Dziewczynka nie wyglądała jak wampir, brakowało jej kłów i śnieżnobiałej cery. Jej oczodoły nie były podkrążone, a uszy miały zachwycająco ludzki kształt. W snach widział urywki jej życia, głównie chwile szczęśliwe. Nie wiedział co to znaczy, a mimo to zazdrościł jej miłości matki oraz wolności. Zawsze chwile po śnie odzywał się głos w jego głowie. Głos dorosłej kobiety błagającej o litość. 
Chłopiec usiadł przy swojej ławce czekając na profesora. Rozejrzał się po dobrze mu znanym pokoju, na prawo widniały różne mapy, była nawet jedna z świata zza bariery. Na przeciwko niego widniała duża, kredowa tablica zawieszona na ścianę, a przed nią dosyć małe biurko jedynie na papiery. Nauczyciele głownie stali przy nim, więc nie potrzebowali siedzenia przy biurku. Westchnął odchylając głowę.
— Witaj, paniczu. — Mężczyzna posłał chłopcu uśmiech, a chwilę po tym rozpoczął lekcje geografii.
— Panie Athosie — przerwał mu monolog o świecie wampirzym, a następnie wskazał mało zgrabnym palcem na ścianę. — Jakiej części świata jest ta mapa? 
Mężczyzna podrapał się po brodzie, zastanawiając się czy powiedzieć mu prawdę. Uśmiechnął się tak, jak zawsze gdy chłopiec zadawał pytania, gdyż wiedział, że wtedy temat go interesuje.
— Ta? Oh, ta mapa pochodzi zza bariery. Wampiry żyjące tam przesłały nam kilka egzemplarzy, w razie, gdyby ktoś z naszego gatunku chciał do nich dołączyć. Aktualnie nauczamy również o tych w szkołach.
— Był pan kiedyś za barierą? 
— Urodziłem się tam. — Przyznał po chwili milczenia. — To są jednak stare dzieje, bardzo stare. Chociaż chwilami żyło się tam lepiej.
— Myśli pan, że gdybym urodził się w świecie ludzi to Elizabeth pozwoliłaby nazwać się mamą? — Po tym mężczyzna nie wiedział co odpowiedzieć chłopcu. Delikatnie ścisnął jego dłoń chcąc go tym wesprzeć oraz chcąc, żeby tym gestem sam odpowiedział sobie na to pytanie. Chłopiec jedynie bardziej posmutniał i poprosił o kontynuację lekcji.

***

Matka Cassandry wołała małą dziewczynkę na obiad od ponad dwudziestu minut. Zmarszczyła brwi i zirytowana ignorancją córki wyszła na podwórko w celu znalezieniu swojego dziecka. Zauważając dziewczynkę, całą brudną wzięła większy wdech licząc w myślach do dziesięciu by się uspokoić.
— Mamo! — Krzyknęła na widok swojej matki z szerokim uśmiechem. Z uśmiechem, przez który nie można było się na nią gniewać. — Wołałaś mnie?
— I to ile! Już, do domu, bo obiad stygnie, ale najpierw zanim usiądziesz do stołu masz się umyć. — Kobieta skrzyżowała ręce od piersiami idąc zaraz za córką, która grzecznie najpierw powędrowała do łazienki.
Gdy cała rodzina zasiadła do stołu śmiechom nie było końca. Od tego momentu minęło już dobre kilka godzin. Cass wyszła z swojego pokoju trzymając brązowego misia z różową kokardą na szyi za łapkę. Przetarła wolną dłonią oko, a widząc zapalone światło w salonie od razu pomyślała, że jej mama jeszcze ogląda filmy. Od razu udała się do swojej rodzicielki.
— Mamo... — zaczęła, przytulając misia do swojej klatki piersiowej. — Bo ja znowu widziałam tego chłopca, wampira. 
— Dziecko, nie wymyślaj bzdur. Ile razy mamy powtarzać, że wampiry nie istnieją?
— Ale on jest nieszczęśliwy.
— Cass, to tylko zły sen. — westchnęła, podnosząc córkę, sadzając ją na swoje kolana. Ściszyła lecący film, zaczynając nucić piosenkę oraz bujać mała dziewczynkę, chcąc ją uśpić, aby następnie zanieść do swojego łóżeczka.
Kobieta zgarnęła kasztanowe włosy z czoła córeczki przyglądając się jej spokojnemu snu nie wiedząc, że nadal śni się jej ten sam chłopiec, o którym wcześniej wspominała. Przykryła dokładnie dziewczynkę chcąc zapewnić tym jej lepszy sen, a parę minut później wyszła z pokoju rozmyślając nad tym, czemu jej córka zawsze ma jeden i ten sam sen równo co miesiąc. Zmęczona dzisiejszym dniem poszła się położyć obok swojego męża. Widząc, że ten się przebudził, wydała z siebie ciche westchnięcie.
— Myślisz, że nasza córka mogłaby być przeklęta? Że to jednak nie jest dar od Boga? — spojrzała na twarz mężczyzny, która od czasu do czasu została rozświetlona przez światła samochodów.
— Nie pleć bzdur, Maria. Cassandra jest po prostu wyjątkowym dzieckiem, ale na pewno nie jest przeklęta. Bóg by nam tego nie zrobił. — Po wypowiedzeniu tych słów kobieta uspokoiła się, co pozwoliło jej w miarę szybko zasnąć.
Oboje jednak nie wiedzieli, że ich Bóg mógł przeklnąć ich dziecko, a mogąc zrobił to dwudziestego drugiego grudnia pięć lat wstecz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 02, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Between usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz