Katsuki Bakugou

288 31 0
                                    

Od dłuższego czasu jedna rzecz chodziła mi po głowie. Naprawdę ciężko się było jej pozbyć. Było to wręcz niemożliwe. Zwłaszcza, gdy widziałem sprawcę tej sytuacji. Robiłem już chyba wszystko, by wyrzucić to z myśli. Trenowałem. Uczyłem się. Wrzeszczałem na niego ile wlezie, by się nie zbliżał do mnie. Robiłem to i wiele innych rzeczy, by zakłócić przepływ myśli. Jeszcze trochę i w końcu wybuchnę! A to nie lada wyczyn doprowadzić mnie do tego stanu, skoro jestem znany z bycia „oazą spokoju".

- Kacchan! – usłyszałem wołanie przed sobą i uniosłem wzrok.

Coś we mnie drgnęło. Mianowicie poczułem jak pewna cienka, nadszarpnięta już linka mojej cierpliwości właśnie pękła. A sprawcą był pewien dosyć znany osobnik. Właściciel wielkich, błyszczących, szmaragdowych oczu i zielonej, żyjącej swoim życiem burzy loków.

Ciekawe czy są tak miękkie jak wyglądają, że są. – zastanawiałem się w duchu. Po chwili jednak zorientowałem się, gdzie moje myśli znowu powędrowały, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej, niż idący w moją stronę chłopak.

Miałem wielką ochotę wybuchnąć mu eksplozją prosto w twarz, byleby tylko przestał być tak cholernie uroczy. No ludzie, błagam. Jak można emanować tak słodką aurą i nawet nie być tego świadomym?! Bo z całą pewnością, Deku nie wiedział jak to na mnie działa, a to wkurzało mnie jeszcze bardziej.

- Czego chcesz, cholerny nerdzie?! – odpowiedziałem w zwyczajowy sposób, gdy stanął już przede mną.

Chłopak lekko się wzdrygnął, jednak nie cofnął się.

- N-nic. Chciałem się tylko przywitać i... - nie zrozumiałem co mówił dalej, bo zaczął znowu mamrotać.

- Przestań mamrotać i mów po ludzku! – z moich rąk zaczęły się wytwarzać mini wybuchy, co znaczyło, że traciłem cierpliwość.

- Chciałem się zapytać czy potrenujesz ze mną wieczorem! – krzyknął tak głośno, że chyba cała szkoła nas usłyszała. Skąd te przypuszczenia? Bo kątem oka zauważyłem jak pozostali uczniowie wyglądali z klas, z zainteresowaniem przyglądając się nam.

Zacisnąłem dłonie w pięści i już miałem wyrzucić z siebie wiązankę przekleństw, jednak z moich ust, wbrew moim zamiarom, wyszło tylko słabe „zgoda". Gdy się zorientowałem co zrobiłem, było już za późno, żeby to cofnąć.

Na twarzy tego brokuła malowało się jednocześnie zdziwienie i szeroki, promienny uśmiech. Uśmiech, który zwiastował w jak wielkie bagno się wpakowałem. Pierwszy raz w życiu nie byłem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Zacisnąłem zęby i, czując jak ciepło powoli wzbierało we mnie, ukazując się w postaci powolnie wykwitającego rumieńca na policzkach, wyminąłem chłopaka i udałem się do łazienki.

W czasie zajęć Kirishima i reszta tak zwanego Bakusquadu (nie wiem skąd oni wytrzasnęli tę nazwę, ale nie miałem ochoty się z nimi oto kłócić, bo do ich zakutych łbów i tak nic nie docierało) dopytywali się o poranny incydent, który rozegrał się na szkolnym korytarzu chwilę przed pierwszą lekcją. Nie miałem ochoty się im tłumaczyć, więc zbywałem ich ciągle mówiąc, że to nie ich pieprzona sprawa. Co właściwie było prawdą. Wystarczył mi fakt, że przez cały czas czułem na sobie wzrok, pewnego irytującego nerda siedzącego za mną, na każdej, pieprzonej lekcji.

Gdy zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec ostatnich zajęć, nie zwlekając ruszyłem do wyjścia, kierując swoje kroki do dormitorium. Nie zwracałem uwagi na nic wokół mnie, bowiem myśli miałem skupione na czymś zupełnie innym. Czymś co miało niedługo nastąpić – trening z tym irytująco słodkim nerdem. Nigdy, ale to przenigdy w życiu nie przyznałbym się do tego przed nikim, bo nawet przed samym sobą ciężko mi było to zrobić, ale jakaś część mnie (za pewne ta, która uważała tego brokuła za uroczego) cieszyła się na myśl spędzenia z nim wieczoru.

Współny trening | BakuDeku oneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz