3. Polowanie

373 20 26
                                    

Wstałam z samego rana, obudzona przez burczenie w brzuchu.

- Musisz dzisiaj zapolować... - spojrzałam na skrzynię, w której poprzedniego wieczora odkryłam koce i łuk.

Westchnęłam zmęczona, a z moich ust wyleciał dymek pary.

Zapięłam bluzę pod szyję i zarzuciłam kaptur na upięte w warkocz włosy.

Założyłam plecak na plecy i przypięłam nóż oraz siekierę do paska, żeby mieć się czym obronić.

Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się leniwie.

Otworzyłam drzwi i wpuściłam do domku trochę świeżego powietrza.

Cicho ziewnęłam i wypiłam resztkę wody w bukłaku.

- Jeszcze to... - mruknęłam niepocieszona.

Poprawiłam plecak na plecach i ruszyłam pieszo w głąb lasu.

Poranna rosa moczyła czarne, skórzane oficerki.

Wrzask ptaków, który roznosił się po lesie, zagłuszał cicho szumiący wiatr w liściach koron drzew.

Rozejrzałam się wokoło z ekscytacją i uśmiechnęłam uradowana.

- Jak ja tęskniłam za wolnością. - wystawiłam twarz w stronę słońca, które przebijało się przez korony drzew.

Delikatna mgła, która dalej unosiła się nad ziemią, dodawała magicznego klimatu.

Odrzuciłam pojedyncze kosmyki włosów za uszy i przyspieszyłam kroku.

Musiałam dzisiaj zapolować i znaleźć wodę.

Po ponad godzinie marszu i rozglądania się wokoło, zobaczyłam na ścieżce dość świeże tropy jeleni i trochę krwi.

- Czyli jeden z nich jest ranny... - mruknęłam do siebie i dotknęłam uda, żeby sprawdzić czy siekiera i nóż dalej tam są.

Poprawiłam plecak na plecach i ruszyłam za tropami.

Śladów było dość sporo, a każdy innej wielkości, czyli jest tu dość duży przedział wiekowy.

Wiatr wiał mi w oczy, więc zwierzyna raczej mnie nie wyczuje, jednak mimo to szłam dość nisko przy ziemi.

Z każdym moim krokiem krwi było coraz więcej, więc miałam pewność, że powoli zbliżam się do mojej ofiary.

W końcu przykucnęłam w krzakach i wyjrzałam na niewielką polankę.

Słońce delikatnie oświetlało jelenie, które w spokoju pasły się na łące.

Zaczęłam się rozglądać za rannym zwierzęciem, jednak dość wysoka trawa skutecznie mi to utrudniała.

- Gdzie jesteś?... - szepnęłam do siebie bezgłośnie.

Po chwili zobaczyłam zakrwawionego cielaka.

Przez chwilę myślałam, że to on będzie dzisiaj moim obiadem, jednak odrzuciłam tą myśl ze względu na rozpierającą go energię.

Rozejrzałam się po polanie i nie tak daleko ode mnie w znacznie wyższej trawie leżała łania, która widocznie próbowała się podnieść, ale ze względu na otrzymane rany, nie miała już siły.

- Mam cię. - szepnęłam, trochę za głośno, bo jelenie natychmiast podniosły głowy do góry i nastawiły uszy.

Zamarłam w bezruchu, a moje serce przyspieszyło rytm.

Bałam się nawet oddychać, żeby nie spłoszyć zwierząt.

Ranna łania podniosła się z ziemi i zaczęła się oddalać.

Wędrowiec | Countryhumans |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz