Jak się okazało Stark w ciągu ostatnich kilku tygodni namieszał na tyle, że miałam ręce pełne roboty. Jakby tego było mało sam Nick Fury potrzebował "małego" jak to nazwał, wsparcia prawnego.
"Czy faceci mogliby się nauczyć trzymać z dala od kłopotów?" - zadałam sobie pytanie, jednak już po chwili kręciłam głową dochodząc do jedynego możliwego wniosku. Jedynym plusem był fakt, że dostałam kilku najlepszych asystentów prawniczych w mieście oraz własną sekretarkę, dzięki czemu nie musiałam wyszukiwać wszystkich dokumentów na własną rękę. Kończyłam właśnie wypełniać kolejne akta, kiedy do mojego gabinetu weszła Nat. Tony bardzo szybko się wygadał jeśli chodzi o to kim jest. Mnie nie interesował fakt czy jest czy była szpiegiem, ale żeby nie zostawiała za sobą zbyt obciążających śladów, żeby nikt do niej nie dotarł. Szło jej idealnie, gorzej ze Starkiem.
- Co mogę dla ciebie zrobić Romanoff? - spytałam znad stosu dokumentów.
Przystanęła krok od biurka i oparła się o nie. Ubrana była w ciemny, najpewniej czarny kombinezon.
- Razem z Tonym mamy pilną sprawę do załatwienia - powiedziała i przerwała, żeby zastanowić się ile może mi przekazać.
- Tajemnica adwokacka - mruknęłam tylko. Westchnęła i dopowiedziała:
- Loki, wiesz ten z mitologii stwierdził, że nas odwiedzi i ukradnie Tesseract. Musimy lecieć do Europy razem z pewną grupą osób - powiedziała. Skrzywiłam się lekko, bo wiedziałam jak może być z międzynarodowym prawem, zwłaszcza jak narobią poważnych zniszczeń lub, co gorsza, straty w ludziach.
- Masz na myśli tego z młotem, wściekłego zielonego gościa, tego co znaleźli w lodzie i twojego kolegi z łukiem? Nazywajmy rzeczy i ludzi po imieniu. Muszę wiedzieć wszystko ze szczegółami przecież, żebym mogła was odpowiednio bronić przed cudzymi prawnikami - odparłam tylko.
Westchnęła i zaczęła streszczać co się chwilowo zadziało, w tym jak jej kolega po fachu - Barton - przystał do brata Thora i nie ma z nim kontaktu. Jak przez jakąś bombę wybuchnęło całe laboratorium T.A.R.C.Z.Y. które, jakby było mało, spowodowało zawalenie się okolicznego terenu, masę awarii elektrycznych oraz problemów z rurociągami. Na szczęście ludzie Starka i T.A.R.C.Z.Y. zajęli się już tym, więc będę miała trochę mniej roboty. Gdy skończyła opisywać po kolei co się zadziało pokiwałam kilka razy głową i odprawiłam ją ręką, wracając do swoich dokumentów. Wyszła po chwili, zamykając za sobą drzwi. Musi się przyzwyczaić do nowych warunków pracy. Stary zespół nie dawał sobie rady z tą ilością pozwów, jakie były do ogarnięcia. Byłam naprawdę usatysfakcjonowana, jak po kilku dniach pracy zaczynałam widzieć to światełko w tunelu, czym było dla mnie zamykanie sprawy za sprawą.
Do tej pory zdążyłam poznać osobiście tylko dwójkę z Avengersów, jednak bronić musiałam całą drużynę. Najtrudniejsze sprawy do ogarnięcia zagwarantowali mi Stark, Banner i Thor - nie koniecznie w tej kolejności.
O wyjścia Tashy zdążyło już minąć kilka godzin. Przerzucałam kolejne dokumenty, kiedy zauważyłam, że kilku brakuje. Sięgnęłam po telefon stacjonarny i połączyłam się z działem moich asystentów. Odebrał jeden z nich już po drugie sygnale.
- Lucas czy możesz sprawdzić co się stało z dokumentami odnośnie przedostatniej sprawy i przynieść mi je do gabinetu? Dziękuję - powiedziałam, nie dając mu czasu na odpowiedź. Odłożyłam słuchawkę i spakowałam kilka najważniejszych rzeczy do torebki. Założyłam pasek na ramię i ruszyłam w stronę drzwi.
- Dorothy, proszę zamów z tej dobrej cukierni przy Central Parku tuzin tych dobrych pączków. Powiedz dostawcy, że jak uwinie się w dwadzieścia minut dostanie stówkę napiwku, na pewno się pospieszy. Jak przyjedzie niech zostawi Ci tyle na ile masz ochotę i zaniesie resztę asystentom. A! Pan Stark stawia oczywiście - powiedziałam i mrugnęłam porozumiewawczo.
- Robi się Pani Bennett - odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Pracowaliśmy w tym zespole dość krótko, ale reszta zdążyła już zrozumieć, że zawsze nagradzam dobrze wykonaną robotę, a im trudniejsza ona jest, tym większe są benefity.
Ruszyłam w stronę windy i wybrałam najwyższe piętro, na którym mieścił się apartament Starka oraz jego biuro.
Zaraz miałam dojechać do celu, kiedy całym budynkiem silnie zatrzęsło. Światła zamrugały kilka razy i... Winda stanęła. Nie wierzyłam, po prostu nie wierzyłam. Podeszłam szybko do interkomu i wcisnęłam guzik.
- Halo! Czy ktoś mnie słyszy? Tu Katelyn Bennett. Utknęłam w windzie. Czy ktoś mnie słyszy? - mówiłam do mikrofonu, lecz nie doczekałam się odpowiedzi. Sięgnęłam po telefon. Oczywiście byłam poza zasięgiem. Zrezygnowana usiadłam na podłodze windy. Nie miałam nic innego do roboty, a panikować nie można przecież w takiej sytuacji. Wyjęłam termos z kawą, który zawsze ze sobą zabieram jak wychodzę z biura oraz dokumenty, które miałam jeszcze do sprawdzenia.
"Przecież nie można siedzieć bezczynnie, prawda?" - pomyślałam.
Nie wiem ile czasu mogło minąć, ale budynkiem trzęsło kilka razy, w różnych odstępach czasowych. Dało się słyszeć również coś co przypominało jakieś dziwne ryki. Wzruszyłam tylko ramionami i dalej nanosiłam notatki na dokumenty popijając co jakiś czas kawę. W końcu winda ruszy prędzej czy później.
Po jakimś czasie skończyła mi się również kawa.
- Nie ma to jak ostatni kubek wypity w zamkniętej windzie - mruknęłam zamykając końcówką termos i złapałam za ostatni kubek płynu bogów, jak to nazywałam kawę.
Nieoczekiwanie winda ruszyła, a przede mną chwilę później otworzyły się drzwi. Musiałam zmrużyć oczy, przez wpadający do niej blask.
- Co jest? - usłyszałam męski głos.
![](https://img.wattpad.com/cover/273983095-288-k946057.jpg)
CZYTASZ
Bez uczuć
FanfictionMoże się wydawać, że wszystko wokół mnie jest jedną wielką szarością. Nic się nie wyróżnia od reszty. Odkąd pamiętam nie jestem w stanie czuć żadnych emocji. Nigdy nie miałam złamanego serca, nigdy nie płakałam na filmach, nigdy nie cieszyłam się z...