prolog

76 8 15
                                    

— Jeszcze jeden kufel panienko — oznajmił zapyziały, starszy pirat z siwymi bokobrodami. Włosy miał jeszcze mokre, trochę pokręcone i związane. Pracownica tawerny tylko pokręciła głową i zgrabnie zniknęła za barem. Po chwili wróciła z mocnym trunkiem w szklanej butelce. Butnie pokręciła biodrami uwydatnionymi dzięki gorsetowi i nachyliła się nad stołem. Kosmyki z peruki opadły na kształtne piersi rozpraszając przy tym całe męskie towarzystwo. Flaszka stanęła na drewnie z hukiem. Kobieta pokręciła nosem, zamruczała coś niezrozumiałego pod nosem, a następnie skierowała się do innego, równie umorusanego pirata.

— Musimy wypłynąć po jakiś łup Jack, załoga domaga się łupu — rzekł jeden z młodszych towarzyszy chwytając trunek i biorąc dużego łyka. Sparrow tylko westchnął rozglądając się po spelunie. Tortuga słynęła właśnie z takich miejsc, zresztą nikt nie oczekiwał po bandzie parszywych złodziei jakichkolwiek manier.  Przy wejściu jakiś obleśny staruch męczył gadką młode damy, które wyglądały na zagubione w pirackim porcie. Aż stąd, cichego stolika w rogu dało się usłyszeć sprośne dowcipy jakimi je raczył. Natomiast przy oknie, w drugim kącie właśnie rozpoczęła się awantura, ktoś komuś rozbił butelkę na głowie, ktoś inny  groził mieczem. Kapitan westchnął głęboko pozwalając aby to wątpliwej czystości powietrze zagościło w jego płucach. 

—  Zaiste nie wie, co to rozkosz, kto nigdy nie oddychał słodkim powietrzem Tortugi — wymamrotał pod nosem odcinając się od kompanów duchem.

— Jack! — podniósł głos siwy pirat proszący wcześniej o kufel rumu.

— Nie musimy  nigdzie wypływać — pokręcił głową mężczyzna w dredach i pogładził swoje wąsy. — A przynajmniej nie po krocie, może.. spokojniejsze miejsca - dodał po chwili wyrywając butelkę z dłoni towarzysza i pijąc.

— Ty się boisz Jack — huknął zdziwiony chłopak, który wcześniej siedział cicho jak mysz pod miotłą.

— Skąd ten domysł panie Turner? — odparł z niezadowoleniem kapitan odrywając się od trunku, jednocześnie podając go innej osobie.

— Boisz się to widać, ale.. czego? — kontynuował. 

— Jest jeden kapitan, którego może się teraz obawiać — pan Gibbs podrapał się po siwej brodzie zakłopotany. Sparrow wyraźnie się zmieszał, owiała go mgła niepokoju.

— Nonsens — warknął tchórzliwie i wstał kierując się do wyjścia. 

— Jeżeli starego Jacka coś trapi, to całą załogę coś trapi — szepnął do towarzyszy gdy Wróbel prostował kości na powietrzu wdając się w konwersację z jakimś nieznajomym.

marny jest piracki żywotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz