Powietrze było duszne i wilgotne. Wpadając przez niewielkie brudne okno, niosło ze sobą fetor rozkładających się resztek ryb i soli morskiej. Gdzieś nad rozgrzanym do czerwoności dachem, mewy skrzeczały głośno, wykłócając się zażarcie o odpadki.
G-guk przewrócił się na bok w brudnej pościeli i zakrył głowę poduszką.
— Kurwa, jaki smród — przeklął rozzłoszczony.
Późno wrócił do swojego pokoju, który wynajmował przez ostatnich kilka miesięcy od przypadkowo napotkanego w knajpie rybaka w zatoce i padł pijany na łóżko. Był tak napruty, że nie przeszkadzała mu tym razem nawet awantura, jaką po raz kolejny urządzał późno w nocy jego najemca, okładając żonę i dwójkę dzieciaków. To nie były jego problemy. Miał swoje. Ale zawsze się wkurwiał, bo nie dawali mu spać. Jednak nie dziś. Dziś było mu wszystko jedno. Dawno nie był taki pijany.
Do jego głowy napłynęły wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Kuszące spojrzenie mężczyzny, którym śledził go cały wieczór i dotyk jego dłoni wdzierający się pod materiał jego ciemnych jeansów, gdy niby przypadkiem wpadł na niego w przelocie między barem a toaletami i wepchnął do wnęki.
Momentalnie poczuł, jak twardnieje pod bielizną i jęknął boleśnie, kładąc się na brzuchu.
— Jutro na molo jest impreza, przyjdź, to się zabawimy — dźwięczały mu w głowie jego przymilne namowy.
Pod powiekami zobaczył jego twarz. Niepokojącą. Czujną, niczym u zwierzęcia na polowaniu, a w spodniach poczuł znów uścisk jego ciepłych palców, jak oplata nimi jego twardego do granic kutasa.
— Nie mogę oderwać oczu od tych twoich ust — syczał podniecony i pocałował go zachłannie.
G-guk się nie opierał. Czekał na to cały wieczór. Co chwila wyławiał z tłumu to jego nikczemne spojrzenie, niczym obietnicę najdoskonalszych cielesnych doznań i dosłownie czuł, jak facet rżnie go do nieprzytomności.
— Obciągnij mi — zażądał.
Wiedział, czego chce. Był dojrzały, bo starszy prawdopodobnie dwa razy, bogaty, rozwiązły i cholernie gorący. Znał wszystkie te miejsca, które trzeba dotknąć na ciele, żeby doprowadzić je do wrzenia w jedną sekundę. Zaimponował mu tym. G-guk lubił seks, zaznał go w swoim życiu bardzo wcześnie i polubił niepomiernie, a już na pewno lubił go z takim facetem i musiał przyznać, że czuł się mile połechtany zainteresowaniem kogoś takiego. O wiele bardziej jednak pociągało go, że miał kasę i zapewne koneksje. To nie był jakiś tam sflaczały księgowy na wakacjach. Nie. On rządził i dzielił. Wydawał rozkazy. Przy jego boku cały wieczór stało dwóch ochroniarzy. W tamtej chwili pilnowali wlotu do wnęki przy toaletach, żeby nikt im nie przeszkadzał, a on, ten facet... był nieziemsko pociągający. Pachniał czymś energicznym, był wysportowany i przystojny, ziało od niego grozą. To ten respekt, który budził, tak G-guka pociągał. Jak nic innego na świecie. Sprawiał, że mu stawał na samą myśl o tym facecie i o tym, czego mógłby z nim zaznać. I choć nigdy nie ulegał z taką łatwością, to naprawdę miał ochotę zrobić mu tego loda. Chciał mu pokazać, co potrafi. Taki facet zdarzał się tylko raz w życiu. Uklęknął przed nim bez słowa. Facet natychmiast rozpiął rozporek. Oczom G-guka pokazał się gruby, czerwony, tętniący członek. Spojrzał w górę i uśmiechnął się zadziornie. Otworzył usta, a chwilę później poczuł go głęboko w przełyku. Spodziewał się, że facet będzie brutalny, ale nie. On tylko złapał go mocno za włosy i wbijał się w niego regularnymi, posuwistymi pchnięciami. Patrzył na niego bez wyrazu, gdy łzy zdławienia zaczęły mu płynąć po policzkach, ale wszystko trwało dosłownie kilka minut. Nie było nieznośne i trudne, jak czasem bywało z innymi facetami. Doszedł mu w ustach z ogromną siłą.
CZYTASZ
폭군 || Tyran 6 • Taekook
FanfictionWydarzenia sprzed pierwszej części serii. Cofamy się do chwili, gdy V spotkał G-guka w dyskotece na molo i płynnie, ale krótko bo tylko w 5 rozdziałach, przechodzimy do końća i jednoczęssnie początku całej historii, dostając odpowiedzi na pytania, k...