Rozdział 5

183 23 8
                                    

Cztery lata później

G-guk zaciskał mocno palce na kierownicy, gdy jechał w mrok przed sobą już czterdziestą minutę. Droga na zadupie, na które wezwał go Jin, była długa i nużąca. Nie pomagał w tym piekący głód pod skórą. Jin zadzwonił w chwili, gdy czekał na swojego dostawcę kokainy i nakazał przyjechać natychmiast, podając jakiś dziwny adres. Ubrał więc na szybko byle jaką czarną koszulę, zignorował dostawcę i ruszył na rozkaz. Miał wrażenie, że krew w jego żyłach krąży dziś jakby szybciej. I zapewne było to spowodowane narkotycznym głodem, który ostatnimi czasy nie odpuszczał nawet po sporej dawce, ale też zwykłym niepokojem. Jin wydawał się obojętny. Mniej się widywali i nie sypiali ze sobą już od jakiegoś czasu. Czuł, że coś jest nie tak i to go niepokoiło, wywołując wyższe ciśnienie w jego krwiobiegu.

Kiedy odnalazł spelunę, do której go wezwał na obrzeżach Seulu i wszedł do środka, ku swojemu zdumieniu zobaczył pełniuteńki parkiet i zajęte wszystkie loże. Wbrew pozorom było tu ekskluzywnie, czego nie można było powiedzieć o okolicy. Nie panowała tu duchota i zapach potu nie unosił się w powietrzu, jak w innych knajpach, ale z głośników wydobywał się elektroniczny miks bliżej nieokreślonych dźwięków, które zawsze lubił Jin. G-guk przyjechał tu zwiedziony jak zwykle dobrym zarobkiem, ale nic z tego. Jin siedział rozwalony w loży usytuowanej na samym środku i widać było z daleka, że jest pijany.

Za długo się łudzisz, że coś jeszcze z tego będzie — mówił sam do siebie w myślach. Bynajmniej miał na myśli relację z Jinem. Nie. Nigdy nie darzył go żadnym uczuciem. Podziwiał go, owszem, Jin zawsze mu imponował tym, w jaki sposób prowadził interesy i tym jak uprawiał seks. Lubili to samo i zdawał sobie sprawę, że jest to odmienność i że zwykli ludzie nie lubią takich rzeczy. Obaj zadowalali się sobą w niewybredny sposób i chyba zaczynało mu tego brakować. Tęsknił za tym? Owszem. Ostatnim razem, gdy przyłożył Tae-hyungowi w twarz, oskarżając, że nie otworzył ust wystarczająco szeroko, gdy się w nie wpychał swoim kutasem, zdał sobie sprawę, że go ponosi i zwyczajnie pomylił osoby. Braki emocjonalne, jakich mu dostarczał Jin i narkotyczny głód, przyćmiewały mu logiczne myślenie. Liczył, że Tae-hyunga to podnieci, a tymczasem chłopak zalał się łzami. Ale nie po to tu przyjechał taki kawał, żeby teraz o nim myśleć. Ruszył przez środek w kierunku loży Jina.

Oprócz niewybrednych uniesień w sypialni był obietnicą dużych pieniędzy i wpływów. Jeśli chodziło o to pierwsze, to owszem dotrzymał słowa, ale jeśli chodziło o to drugie... no cóż. Spełzło o niczym.

— Po co mnie wezwałeś? — zapytał, gdy usiadł obok niego.

— Pomyślałem, że polubisz to miejsce — odpowiedział mu Jin z szerokim uśmiechem. — To moja nowa lokalizacja — pochwalił się, jakby kupił to miejsce na własność.

G-guk rozejrzał się wokoło. Było tu naprawdę ładnie.

— Trochę daleko — zakwestionował jednak.

Speluna, w której się znajdowali, była daleko wysunięta na południe niemalże na granicy miasta. Jin już nie raz zmieniał lokal, ale G-guk zastanawiał się, dlaczego tym razem wybrał coś tak daleko od centrum.

— To jakieś zadupie — dodał. — Co tu robimy?

Jin uśmiechnął się mętnym od alkoholu spojrzeniem.

— My? Bawimy się, jak zawsze — odpowiedział rozbawiony, ale zagadkowo.

To „My" zadźwięczało w jego krtani jakoś inaczej niż zwykle. Grymas zdegustowania wykrzywił G-gukowi usta.

— Obiecywałeś mi kiedyś coś innego niż tylko zabawę, pamiętasz jeszcze? — wyrzucił mu.

Jin spoważniał. Odepchnął się od oparcia, wsparł łokcie na kolanach i przeszył G-guka zimnym spojrzeniem.

폭군 || Tyran 6 • TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz