Gdybym była w domu, zapewne w takiej sytuacji, idąc obok nieznajomego wczesnym rankiem, w kompletnej ciszy, słuchając śpiewu ptaków i wdychając najświeższe powietrze, jakie kiedykolwiek trafiło do moich płuc, pomyślałabym, jak niekomfortowo się czuję nie wiedząc, na jaki temat mogłabym rozpocząć rozmowę, gdyby naszła mnie taka ochota.
Zapewne bawiłabym się palcami za plecami i zagryzała niezręcznie wargę, zerkając co chwilę w jego stronę, by sprawdzić, czy jest mną w ogóle zainteresowany.
Przypuszczam też, że chciałabym, żeby ta chwila skończyła się jak najszybciej, żeby ten dłużący się moment przeminął, a zastąpił go następny, przepełniony zdarzeniami, słowami, wymianami uśmiechów, czymkolwiek.
Ale teraz... nie byłam w domu. I ku mojemu zdziwieniu, moje kompleksy kompletnie wyparowały w powietrzu. Desperacka potrzeba pokazania, że potrafię być towarzyska, była we mnie tak nieobecna, jakby nigdy jej tu nie było. Oczywiście, czułam pewnego rodzaju smutek, ale wywołany tylko faktem, iż Jesse był dla mnie kompletną zagadką, którą po prostu chciałam poznać. Nie mogłam znieść faktu, że ktoś znał jego sekrety. Ktoś potrafił stwierdzić, z czego ucieszy się na urodziny, na jaki komentarz przewróci oczami, a jaki wywoła u niego uśmiech. Ja nie wiedziałam.
Jednak i w tym smutku znalazłam trochę... spokoju. Po prostu szłam obok i chłonęłam każde uczucie. Teraz, kiedy w końcu poczułam jak to jest przeżywać wszystko, nawet to niezbyt dobre czy przyjemne, mogłam wyobrazić sobie, że robię krok do przodu. Jakbym odkryła nową tajemnicę życia. I to był chyba pierwszy moment od mojego przyjazdu, kiedy byłam najbardziej pewna tego, że podjęłam dobrą decyzję. Przeczuwałam, że ten krok to tylko początek kolejnych. A może nawet sprintu.
"I jak?" cichy głos wplótł się między śpiew ptaków i szum drzew, zakłócając niejako panującą w lesie harmonię, ale jednocześnie się w nią wpisując. Odwróciłam głowę w stronę idącej prawie bezszelestnie obok mnie postaci, przechylając z zaciekawieniem głowę.
"Jak co?" zapytałam z zaciekawieniem, nie mogąc odwrócić wzroku od profilu chłopaka. Na jego ustach pojawił się tajemniczy uśmiech. Wiedziałam, że jeśli nie będę patrzeć pod nogi, zaraz potknę się o jakiś patyk i znając moje szczęście, wybiję sobie wszystkie zęby, jednak nie mogłam dbać o to mniej. Po prostu patrzyłam.
"To." ogarnął wszytko co nas otaczało dłonią, rozglądając się przy tym z jakimś niezrozumiałym błyskiem w oku. Najwyraźniej to miejsce było dla niego ważne, było to widać na pierwszy rzut oka, jednak nie było w jego postawie pełnej radości, która szła w parze z fascynacją. Dostrzegłam tam jakąś niepewność, a może nawet zdystansowanie.
"Ah... jest pięknie." powiedziałam z zachwytem, przenosząc wzrok na korony drzew, po czym powoli zniżałam się na niższe poziomy lasu, próbując przyswoić w pamięci każdy liść, krzak, każde źdźbło trawy. Poczułam, że Jesse patrzy na mnie.
"Ale?" zapytał głosem wypranym z uczuć, jakby w ogóle go to nie interesowało. Jednak w głębi duszy wiedziałam, że skoro o to pytał, musiał chcieć wiedzieć. Niektórzy ludzie mieli w sobie coś, co nakazywało zachowywać się w ich towarzystwie w określony sposób. Tak było z Jessem. Jego postawa, wzrok, cokolwiek to było, blokowało we mnie chęć paplania bez sensu. Jakby chłopak ważył każde moje słowo, nie byłam jeszcze pewna po co.
"Nie, nie ma żadnego ale. To dziwne, bo moje życie to był jeden wielki znak zapytania, ale od kiedy tu przyjechałam, a to zaledwie kilka godzin, jest jakoś inaczej. Jednocześnie chcę zadawać pytania i nie chcę. Chcę dowiedzieć się czegoś o sobie, o świecie, o ludziach, chcę odpowiedzi i ich nie chcę, pragnę ciszy, spontanicznego działania, nieuzasadnionego... rozumiesz?" spojrzałam na niego z pytaniem pełnym nadziei. Bo naprawdę miałam szczerą nadzieję, że zrozumie.
"Ally." powiedział głosem pełnym napięcia, zwiastującym, że będzie kontynuował, po czym zatrzymał się i zwrócił ciałem w moją stronę, zaglądając mi w oczy, tak jak to on potrafił. "Rozumiem. Cholera, rozumiem. I o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Czy ty rozumiesz swoje emocje? Nie. Dlatego pytasz mnie. A ja czuję je tak, jakby były we mnie. Za to nie potrafię zrozumieć swoich. Na tym to polega. Tylko jeszcze nie wiem dlaczego. I nie chcę wiedzieć." wydawało mi się, że od czasu, kiedy zaczął mówić, nie ruszył się z miejsca. Jakby zamarł. Ja natomiast przełknęłam ślinę.
Stwierdzając, że byłam nim zafascynowana, byłoby kompletnym niedopowiedzeniem. Ten człowiek coraz bardziej przyciągał mnie do siebie, coraz bardziej chciałam stać się częścią jego świata, wniknąć w niego, poznać, przyjąć na siebie wszystkie jego wady i zalety i dzielić je z nim, a także wnieść w ten świat coś swojego, stworzyć nowy... nie wiem, czy to nazywało się sympatią, gdyż chyba nigdy wcześniej jej nie czułam, ale wiedziałam, że cokolwiek to było, zamierzałam to czuć. I nie uciekać od tego.
"Jak ty to robisz?" pokręciłam głową, uśmiechając się przy tym. Pociągnęłam za końce bluzki, którą na sobie miałam, palcami u stóp grzebiąc w piasku. Było wilgotno i duszno, zapowiadał się naprawdę ciepły dzień.
Jesse przeczesał palcami włosy, zbierając ich kosmyki do tyłu, jednak te znowu opadły na jego czoło, nie dając mu nawet minuty wytchnienia. Chłopak odwzajemnił mój uśmiech, wzruszając ramionami.
"To miejsce..." szepnął, rozglądając się. "Jest niezwykłe. Robi fajne rzeczy z ludźmi, jeśli zostaną tu wystarczająco długo. Z resztą, chodź, pokażę ci." powiedział, oplatając swoją dużą dłoń wokół mojego nadgarstka i ciągnąc mnie w lewo, w jedno z rozgałęzień ścieżki, którą podążaliśmy.
"Pokażesz co?" zapytałam zaciekawiona i podekscytowana. Chłopak westchnął, kręcąc głową z ledwo zauważalnym uśmiechem.
"Dlatego będę ci to pokazywał, żeby nie musieć mówić." stwierdził z rozbawieniem, a ja wywróciłam oczami, poddając się jego szybkiemu krokowi.
"Jasne, mądralo." szepnęłam pod nosem sztucznie naburmuszona, a Jesse roześmiał się wesoło, co oczywiście wywołało także uśmiech na mojej twarzy. Ta naturalna, wręcz przewidywalna i schematyczna interakcja z drugim człowiekiem, nigdy nie sprawiła mi więcej przyjemności.
* * *
"Słucham?" szepnęłam zdziwiona, jakby ktoś miał mnie usłyszeć.
"Uniewinnili go, bo ponoć działał w obronie własnej. A teraz przyjechał szukać tu... nie wiadomo czego. Pewnie tego, czego szukamy my wszyscy." spojrzał na mnie spod wachlarza rzęs z całkowitą powagą, a ja zamrugałam szybko, po czym ponownie spojrzałam szeroko otwartymi oczyma na zbudowany z jasnego drewna dom. Światła wewnątrz były zapalone i co jakiś czas za firanką pojawił się cień.
"A czego szukamy my wszyscy?" zapytałam, marszcząc brwi. Odpowiedział mi świst wypuszczanego przez nos powietrza.
"Obok mieszka dziewczyna, której imię próbowałem poznać przez dwa miesiące." zignorował moje poprzednie pytanie, jednak wiedziałam, że je usłyszał. Przygryzłam wargę, biorąc głęboki wdech. Musiałam się do niego przyzwyczaić. Tak bardzo różnił się od wszystkich ludzi, którzy otaczali mnie od dziecka. Może dlatego, że potrafił jednocześnie być szczery do bólu i tajemniczy?
"Poznałeś je w końcu?"
"Nie." stwierdził, po czym uśmiechnął się przebiegle. "Jeszcze nie."
"Jasne." zachichotałam, stawiając małe kroki na miękkiej ściółce. Byłam praktycznie bezszelestna, zważając na to, iż byłam na boso. Słońce zaczęło wychylać się zza koron drzew i przypiekało mnie w plecy. Czarna koszulka Jessego musiała być już nieźle nagrzana, pomyślałam, kiedy chłonęłam każde pęknięcie w farbie, która pokrywała dom należący do tajemniczej dziewczyny.
"W zasadzie o niej nic ci nie powiem, skutecznie unika jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi."
Mruknęłam tylko coś w odpowiedzi, przyglądając się oknom jej domu i zastanawiając się, co robiła, jeśli w ogóle była w środku. To było bardzo fascynujące, sposób, w jaki postrzegało się ludzi zanim nawiązało się z nimi kontakt, albo nawet poznało ich twarz. Jakby byli bohaterami jakiejś powieści, żyli gdzieś obok, w równoległym wszechświecie, zupełnie oddaleni od nas, tych, którzy ich historię poznają.
"Nawet nie wiem dlaczego tu przyjechała. Jest tu w sumie może z dwa miesiące? Tak, chyba jakoś tak, chociaż od czasu... erm... od pewnego czasu straciłem rachubę dni. Myślę, że będzie jedną z tych osób, z którymi trudno się dogadać." chodziłam w kółko i przyglądałam się roślinom przed jej domem, chłonąc głos i słowa chłopaka, jednocześnie przyswajając obraz. Był to pierwszy raz kiedy przytrafiło mi się coś takiego, kiedy czułam się w ten sposób. Porównywalne do oglądania biało-czarnego filmu, chociaż bardziej... statyczne. Spokojne. Niepozorne.
"Zamierzasz próbować?" zdecydowałam się zapytać w momencie, kiedy cisza już nas zamroczyła, co zdziwiło nie tylko mnie samą, ale też Jessego, który przeniósł zamyślony wzrok na mnie, robiąc zdezorientowaną minę, marszcząc przy tym brwi i nos.
"Uhm... nie wiem. Po prostu nie wiem czy..." przygryzł wargę, po czym jeszcze bardziej zmarszczył brwi, jakby coś chciał w sobie zablokować. Odchrząknął pospiesznie, odwracając się do mnie plecami, wkładając ręce do kieszeni i ruszając przed siebie. Stałam jak wmurowana w ziemię. Dosłownie. Nie mogłam nawet zrobić kroku, nie wiedziałam, czy byłoby to właściwe. Z jednej strony chciałam zapytać co się do cholery stało, ale z drugiej... cały czas była we mnie ta niepewność, że jestem tu nieproszonym gościem. Chciałam poczekać. Dać mu czas, by mnie poznał, może mi zaufał.
Chwilę później, jego postać zniknęła między drzewami, pozostawiając po sobie tylko jakieś dziwne uczucie smutku. Nie potrafiłam rozgryźć tego człowieka. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłam, wyglądał jak ktoś, kto nie zamieniłby ze mną słowa. Przystojny, zamknięty we własnym świecie. Wyglądał na typowego niegrzecznego chłopca, z artystycznym nieładem na włosach, klasycznymi ubraniami, które z niewiadomych powodów dodają mu charakteru, a może to on dodaje charakteru im. Zawsze zazdrościłam takim ludziom. Ja wydawałam się szara.
Kiedy jednak chłopak wypowiedział pierwsze słowo, coś... złego się w nim złamało. Wciąż zachował ten niegrzeczny błysk w oku, ale stał się bardziej ludzki. Wyrozumiały. Czasem ciepły. Ale jednocześnie bardziej tajemniczy. Cholera, potrzebowałam wiedzieć o nim więcej.
"Mam wrażenie, że nie stoisz tu, bo nie wiesz jak wrócić. To bardzo małe miasteczko." usłyszałam za sobą głos, co sprawiło, że podskoczyłam w miejscu, jakimś cudem nie wydając z siebie donośnego, przeciągłego pisku. Odwróciłam się na pięcie, mrugając z zaskoczeniem.
Przed sobą ujrzałam mężczyznę. Brązowe włosy, obcięte po bokach. Gęste loki opadały na różne strony, a jego zaróżowione usta były lekko uchylone, kiedy wkładał między nie papierosa. Ubrany na czarno, na ramiona narzuconą miał ciężką ramoneskę. Patrzył na mnie z uniesioną brwią, a w oku miał taki chłopięcy, zadziorny błysk. Przełknęłam ślinę, zażenowana tym, że stoję tu i nie wiem co powiedzieć. Kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy, nawet coś zabawnego, beztroskiego, kompletnie idiotycznego. Pustka. A on stał i czekał.
"Pozwól, że ci z tym pomogę. Jestem Matty." przełożył papierosa z dłoni, którą powinien się przywitać, po czym podał mi ją, uśmiechając się miło. Dopiero teraz wypuściłam powietrze z płuc, zdając sobie sprawę, że je wstrzymywałam. Zrobiłam to chyba tylko dlatego, że nieznajomy raczył zaszczycić mnie uśmiechem, który przełamał trochę jego wyższość. Od razu było widać, że był pewny siebie. Onieśmielało mnie to, przynajmniej teraz, kiedy to ja byłam w centrum uwagi.
"Uhm, Ally." odpowiedziałam niezręcznie, ujmując jego dłoń, która była przyjemnie ciepła. Wtedy zorientowałam się, że stoję przed nim w samej koszulce, w potarganych włosach, nie mając pojęcia gdzie jest jedyna osoba, którą zdążyłam tu poznać. Zarumieniłam się, próbując zakryć policzki włosami. To zdecydowanie było jedno z najbardziej niezręcznych spotkań w moim życiu.
"To zdrobnienie? Jak brzmi całe imię?" zapytał z autentyczną ciekawością, marszcząc brwi. Przygryzłam wargę, próbując wytrzymać jakoś kontakt wzrokowy, jednak po dwóch sekundach musiałam odwrócić wzrok, błądząc nim po jego twarzy, po drzewach, które były za jego plecami.
"Alison. Ale nie lubię tego imienia." wyznałam, a on pokiwał ze zrozumieniem głową.
"Matthew. Tak brzmi moje imię. Ale też go nie lubię." powiedział, wzruszając ramionami, po czym rzucił papierosa na ziemię, kiedy zorientował się, że i tak go nie pali. Kiedy już to zrobił, ponownie skupił na mnie spojrzenie. Jego oczy, w świetle porannego słońca, wyglądały jak jasny, prawie zielony odcień brązu. Sama nie potrafiłam dokładnie określić ich barwy. Były fascynujące.
Zwilżyłam wargę językiem, po chwili przygryzając ją i przytrzymując tak zębami, by mogła sama wymknąć się z ich uścisku. Sama nie wiedziałam czemu to zrobiłam, miałam wrażenie, jakby moje ciało decydowało za mnie, nawet nie myślałam o powodach. Oczywiście, przyciągnęło to wzrok mężczyzny. Uśmiechnął się pod nosem, a ja zażenowana wzięłam głęboki wdech i złapałam za końce koszulki, by zasłonić trochę więcej ciała.
Nagłym, gwałtownym ruchem, który prawie mnie przestraszył, brunet ściągnął kurtkę z ramion i podchodząc do mnie, wyciągnął ją w moją stronę, tak, bym mogła ją nałożyć. Trzymał ją, póki nie wsunęłam rąk w rękawy, po czym wygładził ją na moich ramionach, stając za mną. Poczułam zapach papierosów i jego oddech na swojej szyi. Nie był blisko, ale moja skóra była chyba wyczulona.
"Wracaj do przyjaciela, zanim zrobi się za zimno i będę musiał cię zanieść." szepnął, po czym musnął nosem moje ucho, a ja zamknęłam oczy i chyba zatrzymałam na moment akcję serca.
Po sekundzie słychać było tylko jego kroki, kiedy oddalał się w przeciwnym kierunku. Wzięłam głęboki wdech. Zorientowałam się, że cała się trzęsę.
Wow. To było intensywne.
CZYTASZ
secret town / m.healy
Short Story"W każdej chwili liczy się to, kim jesteśmy i co robimy, a nie to, kim planujemy być i co planujemy robić." J.R.R. Tolkien