1. Co ty tam robiłaś?

2K 119 108
                                    

Od autora: Kochani❤️, przede wszystkim dziękuję za cierpliwość, troszkę mi zeszło 🙈. Mam nadzieję, że historia trafi w Wasze gusta i zostaniecie ze mną do końca. Nie przedłużając, zapraszam i bawcie się dobrze 😈





          Pobyt w tym miejscu nadal był dla Charelle bolesny; oczy utkwione w literach zaczynały ponownie szczypać, chociaż przez ostatnie cztery miesiące nie było dnia, żeby nie uroniła ani jednej łzy. Póki co nie umiała poradzić sobie ze stratą — pustka powstała w sercu była tak ogromna, iż miała wrażenie, że już nigdy się nie zasklepi. Napis zdobiący kamienną płytę rozmazywał się raz po raz, a ona coraz częściej unosiła dłoń, by jej wierzchem ocierać słoną ciecz. SOFIE BECKETT. Miała zaledwie dwadzieścia dziewięć lat.

          Charelle nie była w stanie utrzymać na wodzy emocji; łzy przedarły się do ust, wydobyły z krtani spazmatyczny szloch. Myśl, iż już nigdy nie będzie dane jej porozmawiać z przyjaciółką, w dodatku jedyną, którą bardziej traktowała jak siostrę, przygniotła serce monstrualnych rozmiarów głazem. Usiłowała przypomnieć sobie początek przyjaźni, od kiedy dokładnie zaczęła się ich wspólna droga, ale umysł zapętlony na makabrycznych obrazach nie był w stanie przedrzeć się do wcześniejszych wspomnień. I dopiero natarczywe wibracje telefonu zerwały łańcuchy rozpaczy, ciasno oplatające całe jej ciało. Powoli powracała do rzeczywistości, ignorując pierwsze połączenie; drugiego już nie zignorowała. Rozplątała się z własnego uścisku i wyciągnąwszy z kieszeni komórkę, zmarszczyła nieznacznie brwi, przesuwając palcem po wyświetlaczu.

— Pani Beckett?

— Dzień dobry, kochanie, nie przeszkadzam ci? — Głos po drugiej stronie był tak słaby, że ruda musiała mocniej przycisnąć urządzenie do ucha.

— Dzień dobry. Nie, nie, czy coś się stało? — Przetarła rękawem bluzy nos, nie bacząc na podłużny ślad smarków, pozostawiony na materiale.

— Charelle, potrzebuję pomocy — wyszeptała. — Nie potrafię tam wejść... Nie umiem... Muszę posprzątać... A nie potrafię otworzyć, zmusić się...

Słowa stały się nagle chaotyczne, przepełnione bólem i mimo iż kobieta nie powiedziała niczego konkretnego, to po łamiącym się tonie, Clark zrozumiała.

— Pani Beckett, będę za godzinę.

— Dziękuję.

Rozłączyła się; znowu spojrzenie utkwiła w kamiennym prostokącie i nim się zorientowała, ponownie przytknęła telefon, od razu słysząc w słuchawce znajomy głos.

Tu Sofie Beckett, nie mogę odebrać, dlatego łaskawie powiedz, co ci leży na sercu, a ja oddzwonię...

— Kto ci to zrobił? — zadała pytanie, nie czekając na sygnał nagrywania, wiedząc, że i tak nie uzyska na nie odpowiedzi. — Co ty tam robiłaś? — dodała z wyrzutem, rozłączając się.

Tkwiła w niezmienionej pozycji jeszcze przez chwilę, jakby faktycznie oczekiwała na odpowiedź, znak, cokolwiek, co wyjaśniłoby pobyt przyjaciółki w tamtym miejscu.

          Niechętnie wstała, poprawiając uprzednio białą różę, którą dla niej dzisiaj przyniosła; obok leżała ta wczorajsza. Przesiadywanie na cmentarzu od prawie dwunastu tygodni stało się czymś na kształt codziennej rutyny. Wspomnienie pierwszego miesiąca, tuż po znalezieniu zwłok Sofie, były niczym rozmyta plama. Niewiele kojarzyła z tamtego okresu, tak szczerze powiedziawszy, nawet pogrzebu dobrze nie pamiętała, bo naszprycowano ją taką ilością leków, że z ledwością stała na nogach, wpatrując się tępo w trumnę, wcale jej nie dostrzegając. Później to już była równia pochyła. Zakopywała się w pościeli, pragnąc przespać życie, oderwać się od rzeczywistości. Wtedy do akcji wkroczyła kawaleria w postaci rodziców i brata, i wyciągnęli ją z samego dna.

KOLEKCJONER. (W KSIĘGARNIACH❤️)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz