PROLOG

53.2K 916 218
                                    

Kiedyś usłyszałam stwierdzenie, że każdy jest kowalem swojego losu. I właśnie dzisiaj mogę śmiało stwierdzić, że w stu procentach zgadzam się z tym. Moje życie od najmłodszych lat nie było usłane różami, ojciec zmarł, gdy byłam jeszcze dzieckiem, a matka z trudem wiązała koniec z końcem, by jakoś zapewnić nam byt. Gdy osiągnęłam pełnoletność, nie miałam prawa wyboru, jak moi rówieśnicy. Dla mojej matki było jasne, że odtąd to ja zajmę się domem i jego utrzymaniem. Mogłam więc pomarzyć o studiach i wyrwaniu się z Walencji, gdzie na każdym kroku spotykałam pełno snobów. Tak też się stało, znalazłam pracę jako kelnerka w jednej z nadmorskich restauracji i przez osiem lat, każdego dnia usługiwałam turystom, którzy traktowali mnie jak powietrze.

Dzisiaj nadszedł ten dzień, w którym mój szef zamknął restaurację, bo jak nam przekazał „czas w końcu ruszyć z miejsca". Mimo, iż narzekałam na klientów, to z całą pewnością było mi trudno pożegnać się z ludźmi, którzy razem ze mną rozpoczynali codziennie pracę od wypicia kubka gorącej kawy. Jedną z nich była Lucia, która przez te lata stała mi się najbliższą powierniczką i przyjaciółką. Tylko jej mogłam o wszystkim powiedzieć i doskonale wiedziałam, że zatrzyma to dla siebie. Siedziałyśmy właśnie na plaży, przeglądając nowe oferty pracy w gazecie.

— Nic tu konkretnego nie ma. Same sezonówki dla studentów, a na dodatek za śmieszną stawkę – odezwałam się po dłuższym śledzeniu ogłoszeń.

— Célia nie wiem czego się spodziewałaś. Jest sam środek wakacji, nie znajdziesz nic innego.  Chyba, że... – odłożyłam gazetę na bok i spojrzałam na przyjaciółkę zaciekawiona.

— Co masz na myśli? - zapytałam szybko.

— Moja kuzynka pracuje w jednym z klubów nocnych. Już dawno namawiała mnie, bym rzuciła pracę na zmywaku i przeszła do nich. Wtedy miałam doskonałą wymówkę, ale teraz... trzeba sobie jakoś radzić w życiu – zszokowały mnie jej słowa. Znałam Lucię już kilka lat i zawsze wydawała mi się rozsądną i ostrożną dziewczyną, a teraz... nie poznaję jej.

— Luci chyba nie mówisz poważnie. Ten świat... my do niego nie pasujemy. Chcesz być... – przyjaciółka położyła mi szybko palec na ustach, nie pozwalając dokończyć zdania.

— To tylko taniec, nic więcej. Poza tym przez większość czasu będziesz kelnerką tak jak było u Diego. Zgódź się, proszę! – złapała mnie za ręce i ułożyła usta w mały dziubek, robiąc przy tym minę błagającego psiaka lub kota.

— Nie jestem do tego przekonana. To naprawdę nie jest dla mnie...

— Zastanów się. Masz czas do wieczora, bo umówiłam nas dzisiaj na rozmowę z właścicielem – wstałam zirytowana i otrzepując się z piasku, rzekłam:

— Widzę, że już dawno podjęłaś decyzję. Zatem powodzenia, Luci!

Nie czekałam, aż mi coś odpowie. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zostawiając ją samą. Są pewne granice, których nie byłabym w stanie przekroczyć i to jedna z nich. Co prawda taniec nie stanowił dla mnie żadnego problemu, ale widok śliniących się podstarzałych mężczyzn doprowadzałby mnie do mdłości. To nie moja bajka.

Błąkałam się po ulicach Walencji w poszukiwaniu... właśnie, czego ja tak konkretnie teraz szukałam? Usiadłam przy fontannie Neptuna i przyglądałam się spacerującym turystom. Pary, rodziny z dziećmi i grupki przyjaciół gwarnie zachwycali się wyjątkowością tego miejsca. Zaśmiałam się pod nosem cicho, bo dla mnie nie było w tym nic nadzwyczajnego. Cóż, mogę przyznać się, że czasem jestem ignorantką i bardzo rzadko potrafię docenić piękno miejsca, które pozbawiło mnie przyszłości. Tak. Obwiniam za to Walencję. To przez to cholerne miasto, straciłam osiem lat życia. Mój ojciec był szanowanym policjantem i podczas akcji, w której brał udział, zginął. Dlatego nienawidzę tego miasta. Odebrało mi nie tylko kogoś bliskiego, ale także prawo decydowania o sobie.

Adicción Perfecta - #DESEOOSCUROOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz