Dni mijały, chłopak mnie olewał jak tylko mógł, ale się nie poddawałem. Codziennie przychodziłem siadając tuż koło niego na krześle obok łóżka, z którego rzadko wychodził. Zdecydowanie nienawidził swojego wózka. Zawsze, gdy na niego spoglądałem widziałem coraz większy grymas na jego twarzy, gdy patrzył się na ten metalowy przedmiot. Pewnie dlatego też szybko z tego rezygnował i końcowo prawie zawsze popychał wózek z takim impetem jakby chciał kogoś zabić. Nie znałem jego historii, ale bardzo chciałem poznać. Opowiadałem mu dlaczego tu jestem z nadzieją, że odezwie się do mnie któregoś pięknego dnia. Mówiłem mu też o chorobie, która zdominowała moje życie, ale miał mnie gdzieś, zdecydowanie. Już drugiego dnia zauważyłem, że on nie może chyba mówić z jakiś powodów, gdyż pielęgniarki często podsuwały mu pod nos kartki albo jakieś notatniki, a on czasami, co było cudem odpisywał na ich pytania wciąż będąc sfochanym. Postanowiłem robić to samo. W kolejnych dniach zacząłem podsuwać mu pod nos kartki albo mój notatnik, który zostawiłem na jego stoliku obok łóżka zadając różne pytania. Począwszy od jego imienia, a zakończywszy na tym jakie danie lubi najbardziej. Ciągle mnie olewał, a ja już traciłem nadzieję i zacząłem powątpiewać, że mną jest wszystko w porządku. Oczywiście jak przyjeżdżali moi rodzice był szybki i zwarty niczym błyskawica. Przenosił się na swój wózek siłą rąk i wyjeżdżał w mgnieniu oka z sali, jakby uciekając co najmniej przed kosmitami.
- Witaj skarbie. Jak się dziś czujesz?
- Nie gorzej niż wcześniej mamo, cześć tato. - powiedziałem wtulając się w ich ramioną czując ciepło, którego bardzo potrzebowałem do dalszego życia, to oni byli moją podporą przez te lata i byłem im dozgonnie wdzięczny za to
- I jak tam z tym nowym kolegą? Nawiązaliście jakaś relacje kochanie? - dopytywała zaciekawiona mama poprawiając moje kosmyki włosów zakładając mi je za ucho
- Nie odzywa się do mnie. Może zrobiłem coś nie tak... wiesz mamo moje relacje z rówieśnikami nigdy nie były za dobre... - wyszeptałem prawie się rozpłakując, czułem mocne przygnębienie przez tą sytuację
- Niall nie przejmuj się, jeżeli nie potrafi docenić ciebie i twojej wspaniałej osobowości to jego strata. I pamiętaj... - dodał tata chwytając mnie za bark
-... tak jestem najlepszy, wątpię już w to tato...- szepnąłem chwytając po chusteczki z kieszeni luźnych spodni wydmuchując nos
- Nigdy słonko nie wątp w swoją wyjątkowość. Kochamy Cię bardzo. - powiedziała mama odbierając ode mnie chusteczkę i wróciła do wspólnego uścisku
- Też was kocham. - powiedziałem chwytając ich oboje w szczelny uścisk
Po paru dniach milczenia i ciągłego udawania, że nie istnieje w końcu nastał ten dzień, odezwał się. Miałem tego dnia liczne badania, na które po części nie miałem wcale ochoty. Wieczne wizyty u pulmonologów, dietetyków, a także fizjoterapeutów miały mi przedłużyć życie mówiąc pokrótce. Tego nie dało się wyleczyć, nikt nigdy mi nie powiedział wprost, że umrę, ale na byłem tego świadomy, naprawdę. Szkoda było mi tylko życia, które przelatywało mi przez palce. Nie miałem przyjaciół, szpital moim drugim domem, a wcale nie tak wyobrażałem sobie dorosłe życie. Skończyłem osiemnaście lat i mogłoby się wydawać, że jestem jeszcze dzieckiem, chodź dla moich rodziców zawsze nim będę, to nie byłem nim. Nauczyłem się, że uśmiechnięta osoba nie zawsze jest szczęśliwa, a na przyjaciół trzeba sobie zapracować, że łatwo być odrzuconym ze społeczeństwa, gdy tylko nagniemy nawet nie z naszej winy przyjęte ogółem kanony. Gdy nie pasujemy do reszty, zostajemy po prostu odtrąceni, zrzuceni na boczny tor, a jedynie rodzina zostanie przy nas do końca. Ale wiecie co? Mimo wszystkiego pragnąłem mieć przyjaciół. Móc porozmawiać z kimś kto jest w podobnym wieku i trochę inaczej widzi świat, dlatego ten chłopak tuż koło mnie na sali wydał mi się taki ciekawy. Bardzo cierpiał, a ja to widziałem. Czuł się pewnie odrzutkiem jak ja i sądziłem, że naprawdę możemy się dogadać, dlatego też nie rezygnowałem. Nie miałem nic do stracenia, jedynie mogłem zyskać Podszedłem po raz setny do jego łóżka siadając na krześle i poprawiając swoją wciąż działającą kamizelkę, która w skrócie pomagała mi pozbywać się nadmiaru tego cholerstwa z płuc.
- I jak ci mija dziś dzionek stary? - uśmiechnąłem się z nadzieją na jakiekolwiek słowo napisane od niego, chwilowo wyłączając kamizelkę
Jakie było moje zdziwienie, gdy nachylił się nad szafka tuż obok i złapał za długopis pisząc coś z nieco wolniejszymi ruchami niż zazwyczaj jakby się zastanawiał co napisać. Podniosłem szybko kartkę, gdy odłożył ją z delikatnie trzęsących się dłoni na kołdrę.
- Gdyby nie ten wózek uciekłbym stąd. - przeczytałem na jednym wydechu będąc bardzo podekscytowany
- O boże! Napisałeś coś do mnie! Jak się cieszę. Myślałem, że umrę tutaj samotnie. - krzyknąłem nie myśląc co mówię i rzuciłem się na niego w tej całej euforii szczęścia
Uścisnąłem go jak najlepiej potrafiłem, chcąc uzyskać to samo. Nigdy nie przytulałem nikogo prócz rodziców, dlatego wystraszyłem się, gdy zauważyłem grymas niezadowolenia na jego twarzy. Szybko odskoczyłem i natychmiast przeprosiłem za taki wybuch emocji. Usiadłem z powrotem na krześle i włączyłem urządzenie wpatrując się w jego zakłopotanie. Za nic nie mogłem ściągnąć uśmiechu ze swojej twarzy.
- Spoko, co masz na sobie? - sięgnął z powrotem za swój zestaw mowy i napisał, ponownie przejąłem od niego kartkę czytając, a moje serce podchodziło mi pod gardło i to nie było tym razem przez to urządzenie na sobie
- Ciągle zapominam nazwy tego czegoś, ale w skrócie pomaga mi to wydobyć nadmiaru śluzu z płuc. Mukowiscydoza, takie cholerstwo, ale to nic takiego. Właściwie to choruje od małego i nigdy nie miałem przyjaciół i... - przerwałem swój potok słów, gdyż kiwnął potakująco głową z nieco uniesioną brwią jakby chciał mi coś powiedzieć i nie myliłem się, gdy wyciągnął swoją chudą dłoń w moja stronę, podałem mu kartkę o której zapomniałem i wciąż ściskałem ją w dłoniach
- Mówiłeś. - napisał
- Myślałem, że mnie nie słuchałeś przed te wszystkie dni. - szepnąłem nieco zaskoczony oddając mu kartkę
- Wybacz, nie jestem dobry do rozmów, bo tego nie da się nią nazwać. - napisał po czym ogarnął ze swojego czoła kosmyk włosów
- Czy to... czy to coś poważnego? - spytałem delikatnie nie chcąc go spłoszyć pokazując na wózek tuż po drugiej stronie łóżka
- Wypadek, ale nie chcę o tym mówić, a właściwie pisać. Cokolwiek... - napisał, a gdy to robił jego twarz przybrała taki rozgoryczony wyraz, jego usta wykrzywiły się w cienka linie, a oczy nieco zaszły łzami, po bokach będąc przyozdobione małymi kreseczkami, a całość zwieńczona była dłuższymi rzęsami
- Przepraszam nie chciałem. - szepnąłem
O dziwo "rozmawialiśmy" jeszcze długo tamtego dnia, a z godziny na godzinę otwierał się coraz bardziej. Może faktycznie nie miałem aż tak złego życia, dowiadując się kolejnych faktów o chłopaku czułem jak się rozpadam. Tak ja, rozpadałem się, a ja wiecznie się uśmiecham. Ten wypadek, śmierć jego matki i problemy od dzieciaka właściwie nie zostawiły na nim suchej nitki. Było mi go cholernie szkoda. Nazywał się Louis i był pierwszą osobą, która mnie słuchała mimo wcześniejszych gestów z jego strony. Po części je rozumiałem, był w szoku, załamany wszystkim, przytłoczony i pozostawiony samemu sobie. Nie wiem jak postąpiłbym na jego miejscu. Chciałem się z nim zaprzyjaźnić, taki był mój cel. Bo kto mógł wiedzieć ile zostanie mi do końca?
CZYTASZ
I'll remember you || NH
ФанфикTRZECIA CZĘŚĆ - BY MY SIDE - POV NIALL Przekraczając granice życia trafiasz do nieba. Mogłoby się wydawać, że wiesz wszystko, bo sporo o nim słyszałeś. Ale czy na pewno? Czy wszystkie troski jakie miałeś odejdą wraz z przekroczeniem tej granicy? Wal...