- Czekaliśmy na ciebie, Lee.
Po pomieszczeniu rozniósł się głos, który Lena Lupin dobrze znała. Tyle, że niemożliwe było by go słyszała poza starymi nagraniami. Właściciel tego łobuzackiego głosu nie żył już od długich siedemnastu lat, więc jak blondynka mogła go słyszeć z tak bliska?
Postanowiła otworzyć oczy, aby sprawdzić skąd pochodzą przed chwilą wypowiedziane słowa. Gdy podniosła powieki, oślepił ją jaskrawy blask. Czerwono - żółte barwy mieszały się w zasięgu jej wzroku i z trudem próbowała przedrzeć się przez tą jasność. Udało jej się to w końcu i uniosła się na łokciach, by móc się rozejrzeć. W tym jednak przeszkodziło jej kilka sylwetek, stojących dookoła. Przez chwilę zastanawiała się na której z nich zawiesić oko, aż w końcu podjęła decyzję. Popatrzyła wprost przed siebie, a tam zobaczyła piękną brunetkę. Ubrana była w białe szorty i czarną koszulkę. W jej ciemnych oczach błyszczała iskra, a na ustach widniał radosny uśmiech. Lena przyglądała się jej uważnie ze zmrużonymi oczami, a to sprawiło, że kobieta się roześmiała.
- Tak dawno mnie widziałaś, że chyba nie pamiętasz kim jestem, Lee.
- Nie dziwię się, mamo. - odezwał się inny głos. - Minęło siedemnaście lat.
Mamo?
Lena coraz szybciej składała fakty. Oczywiście, że rozpoznała kobietę przed sobą. Jak mogła nie poznać Marleny McKinnon, którą doskonale znała?Tyle, że nie umiała przyswoić do siebie jednego faktu - jeżeli wcześniej słyszała głos Jamesa, a teraz widziała przed sobą Marlenę, oznaczało to, że właśnie zginęła. Miało to sens, ponieważ ostatnim co pamiętała była pogoń za Greybackiem i wielki głaz spadający wprost na nią.
W jej oczach zaczęła pojawiać się nuta ekscytacji. Na razie pozwoliła sobie zapomnieć o bitwie o Hogwart oraz wciąż żyjących Harry'm, Liah'u i Charlotte (miała nadzieję, że żyjących). Migiem podniosła się z łóżka, a na jej twarz wkradł się uśmiech, pierwszy odkąd się tu znalazła. Jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu, a radość w jej sercu cały czas rosła. Dookoła niej stali James Potter, Syriusz Black, Marlena McKinnon, Lily Evans oraz młoda dziewczyna, której z pewnością nie znała. Zanim zdążyła się jakkolwiek odezwać, znalazła się w ramionach tego nieznośnego okularnika, za którym zawsze tęskniła.
- To za to, że przez tyle lat troszczyłaś się o mojego syna. Chociaż fakt, że nic mu nie mówiłaś do trzeciej klasy...
- Wiem. - sprostowała szybko. - Przepraszam. Przepraszam, że nie mogłam się nim zająć od maleńkiego. Chciałam, ale...
- Wiemy jakie były trudności. - wtrąciła Lily, stając za James'em. - Najważniejsze jest to, że wspierałaś go przez ostatnie cztery lata.
- A my zajmowaliśmy się Victorią odkąd tylko się tu zjawiła. - dodał James.
Lena nagle zrobiła krok w tył i rozejrzała się gwałtownie we wszystkie strony. Gdzie była jej rodzina?
- Spokojnie, młoda nie chciała mnie to podrywa mojego syna. - odezwał się Syriusz, a blondynka zmrużyła oczy i powędrowała wzrokiem na nastolatkę, której wcześniej nie rozpoznała.
- Czyli... jednak urodziłaś bliźniaki, Marlena?
- Tak, bliźniaki. - potwierdziła. - Ale nie tylko ich nie znasz...
Lisica na chwilę zatrzymała się by pomyśleć. Po chwili coś do niej dotarło i aż pisnęła z wrażenia.
- Lily! Ty też byłaś w ciąży! - podekscytowała się, a ruda uśmiechnęła się w jej stronę.
- Lyra, skoczysz po Isabelle? - zagadała w stronę czarnowłosej nastolatki.
- Jasne, ciociu Lils.
CZYTASZ
One Shoty // Zmierzch (Remus Lupin)
FanficOne shoty związane z dwiema częściami moich fanfiction "Zmierzch // Remus Lupin". Będą tu opisane rzeczy, które się wydarzyły oraz te, które mogłyby się wydarzyć gdyby dana postać przeżyła. ⚡UWAGA NA SPOILERY⚡ Jeżeli nie czytałeś jeszcze moich ff...