to tylko sny, szalone sny

180 12 8
                                    

– Trochę stary ten dworek. Jesteś pan pewien, że chcesz w nim zamieszkać? Może lepiej by było wrócić do stolicy – westchnął pan Cho, poprawiając okulary na nosie. Zaraz obok niego stał Vincenzo, który z dłońmi w kieszeniach, przyglądał się lekko zrujnowanemu dworkowi, który zostawiła mu w spadku jego matka. – Podobno wójtowi na jego widok ślinka cieknie, tak bardzo chce go zakupić.

Vincenzo jedynie parsknął śmiechem, lekko kręcąc głową. Następnie spojrzał się na mężczyznę stojącego obok niego.

– To co? Wchodzimy..?

– Jak pan chce – westchnął w odpowiedzi mężczyzna, podnosząc walizkę z ziemi.


Dworek znajdował się w opłakanym stanie. Było w nim bardzo wilgotno, a na ziemi leżało pełno gruzu. Vincenzo jedynie oglądał wszystko, kręcąc głową. Pan Cho tylko podążał za nim, także niedowierzając temu w jakim strasznym stanie znajduje się dworek. Zatrzymali się w salonie, gdzie Vincenzo kucnął i chwycił jeden z wielu kamieni leżących na ziemi.

– Może lepiej by było jakby pan faktycznie wrócił do stolicy – wymamrotał pan Cho, rozglądając się po pokoju. Vincenzo jedynie się uśmiechnął, kiwając głową i oglądając kamień w dłoni. – Brudno tu i brzydko. Znam dobry hotel, może się pan tam--

– Panie Cho – przerwał mu Vincenzo, wstając i spoglądając na mężczyznę. – Niech się pan nie martwi. To wszystko da się sprzątnąć i wyremontować.

– Trochę dużo tu roboty...

– Żadna robota mi nie straszna – Vincenzo parsknął śmiechem, rozglądając się po pokoju.

Nagle ich uszu dobiegł jakiś męski głos, jednak nie mogli zrozumieć, co on mówi. Po chwili dało się usłyszeć kobiecy głos i głośne "Ja pierdole" - dokładnie takie, jakie się mówi, po tym jak się prawie przewróciło.

– Niepotrzebnie przychodziłaś w szpilkach – męski głos stał się głośniejszy i bardziej zrozumiały.

– Miałam przyjść w gumiakach jak ty? Niedoczekanie.

Vincenzo jedynie spojrzał pytającym wzrokiem na pana Cho, który jedynie wzruszył ramionami, najwidoczniej zaskoczony tak samo jak Vincenzo.

Po chwili wyłonił się starszy mężczyzna w okularach w zwykłej hawajskiej koszuli i szortach oraz młoda kobieta ubrana elegancko. Miała na sobie marynarkę, długie spodnie oraz szpilki na nogach. Wyglądała jakby nie pochodziła z tego miasta. Vincenzo jedynie się uśmiechnął na ich widok, jednak nadal był lekko zaskoczony ich obecnością. Oboje kiwnęli głowami na widok Vincenzo i pana Cho.

– Pan Cassano? – Zapytała nagle kobieta. Mężczyzna, który przyszedł razem z nią, jedynie posłał jej niemiłe spojrzenie. Ona tylko wywróciła oczyma i podeszła do Vincenzo, wyciągając w jego stronę rękę. – Miło poznać. Jestem Hong Chayoung, pracuję w urzędzie gminy.

– Vincenzo Cassano – lekko skinął głową, odwzajemniając uścisk dłoni. – Czego pani tutaj szuka, jeśli mogę spytać?

– Niech nawet pan nie zaczyna tematu – zaśmiał się mężczyzna, także podając dłoń Vincenzo. – Ja nazywam się Hong Yuchan, miło poznać. Jak coś to mogę pomóc tu ogarnąć... Załatwić taczkę i łopatę.

– Ty zawsze wtrącasz się w nieswoje sprawy – kobieta syknęła, patrząc na starszego mężczyznę. Następnie spojrzała na Vincenzo i uśmiechnęła się lekko. – Przyszłam panu złożyć propozycję od wójta.

– A co to za propozycja i czemu wójt nie mógł złożyć mi jej osobiście?

– Wójt jest ostatnio strasznie zajęty – syknęła kobieta z uśmiechem na ustach. – Chce kupić ten dworek od pana. Lepszego kupca pan tu nie znajdzie.

– Kupić ten dworek? – Powtórzył pytająco Vincenzo.

– Mhm. Pozostaje pytanie - jaka cena by pana interesowała?

– Przestań. Nie zaczynaj – Yuchan spojrzał się wrogo na kobietę, po czym uśmiechnął się lekko w stronę Vincenzo. – Niech pan jej nie słucha.

– A ile by wójt był gotowy zapłacić za ten dworek? – Zapytał Vincenzo, wkładając dłonie do kieszeni. – Nie znam się na tutejszych cenach. Niech pani poda jakąś.

– Dwa i pół tysiąca.

– Dwa i pół tysiąca?

– Trzy tysiące.

– Trzy?

– Trzy i pół..?

– Trzy i pół? – Vincenzo się zaśmiał i spojrzał się na pana Cho, który tylko się wszystkiemu przysłuchiwał od dłuższej chwili. – Panie Cho, co pan myśli o tej propozycji?

– Hmm, no cóż – pan Cho zaplątał się, poprawiając okulary na nosie. – Jest z pewnością... interesująca.

– Rozumiem – Vincenzo parsknął śmiechem, kiwając głową. Następnie spojrzał na Chayoung. – Może pani przyjść jutro? Muszę się namyśleć.

– Jutro? – Kobieta nie brzmiała na zadowoloną pytaniem Vincenzo, jednak pokiwała głową. – Jasne, dobrze.

– Mam tylko jedną prośbę – Vincenzo się uśmiechnął. – Czy wójt może przyjść do mnie osobiście?

– Osobiście...? Porozmawiam z nim o tym.

– Jeśli się nie pojawi to nie sprzedam mu tego dworku. Proszę mu to przekazać.

– A jeśli się pojawi..?

– Zastanowię się nad tym – zaśmiał się Vincenzo.


Chayoung jedynie pokiwała głową i odwróciła się, posyłając wrogie spojrzenie w stronę starszego mężczyzny i wyszła z dworku.

– To jak, panowie? Musimy tu wszystko jakoś ogarnąć – odezwał się nagle Vincenzo.

Chayoung wyszła przed dworek i odwróciła się w jego stronę, wykrzykując jakieś wyzwiska w stronę Vincenzo, po czym skierowała się w stronę domu wójta.

– Mam się pojawić osobiście? – Zaśmiał się Hanseok. – Ten Vincenzo Cassano jest śmieszny...

– Po co właściwie panu ten dworek? Nic z niego nie będzie... – Westchnęła Chayoung, popijając kawę. – To właściwie ruina.

– Nie wiem, czy Cassano to wie, ale – Hanseok uśmiechnął się i pochylił w stronę Chayoung – pod dworkiem znajduje się kilkanaście ton złota.

– Kilka- – Chayoung podniosła się z krzesła, zakrywając usta dłońmi, by nie krzyczeć. Po chwili usiadła i spojrzała się na Hanseoka, który tylko z uśmiechem na ustach oglądał jej reakcje. – Kilkanaście ton złota? Ale... Ale skąd?

– Kilkanaście ton złota – powtórzył potwierdzająco wójt. – Poza tym chciałem później podarować ten dworek tobie. Trochę złota i dworek, czy to nie brzmi zachęcająco? Mogłabyś tam mieszkać i tworzyć swoje obrazy do końca życia.

– Cóż, to brzmi zachęcająco, ale jak zamierza dostać się pan do tego złota?

– Hm, otwarcie i wyniesienie tego całego złota zajęłoby parę dni. Samo dostanie się do niego jest nawet łatwe, jednak... ściany mają oczy, jeśli wiesz o co mi chodzi.

– Kilkanaście ton złota byłoby niemożliwe do wyniesienia bez bycia zauważonym przez kogoś niechcianego.

– Dokładnie tak – Hanseok wziął łyka kawy. – Więc co pani na to, pani Hong? Wchodzi w to pani?

– Właściwie to w sumie nie mam już wyboru – Chayoung westchnęła, po czym spojrzała na Hanseoka. – Co jeśli Cassano nie sprzeda panu tego dworku?

– Jakoś go do tego zmusimy, nawet jeśli miałoby go to zabić.

– Zabić..?

– Nieważne – zaśmiał się Hanseok. – To taki żart. Niech pani teraz wróci do tego dworku i dopilnuje, by Cassano nie sprzedał go komuś innemu, hm?

RanczoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz