3

34 4 1
                                    

Następnego dnia niebo było czyste, a słońce jasno świeciło nad Wilkowyjami. Wydawałoby się, że w taki świetny dzień nic złego nie mogłoby się wydarzyć, ale nawet i mieszkańcy przeżywali swoje osobiste dramaty, jeśli takimi można je nazwać.

Przed dworkiem właśnie rozgrywał się jeden z takich dramatów. Vincenzo, który właśnie miał wybierać się do sklepu został powitany przez wójta i siedział na schodku, słuchając go uważnie. Wójt stał nad nim, a po jego obu stronach stały kobiety. Vincenzo kojarzył jedną nich, w końcu zeszłej nocy pił z nią bimber. Drugiej, która była w średnim wieku, a na nosie świeciły jej okulary, nie miał wcześniej okazji poznać. Trzymała przy sobie czarną teczkę, która, jak się okazało, zawierała w sobie dokumenty związane ze sprzedażą dworku. Vincenzo tylko siedział i się im przypatrywał z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

– Pan jest jakiś niedorzeczny. Co to znaczy, że nie sprzeda mi pan tego dworku? Po co w takim razie kazał mi pan tutaj przychodzić? – Oburzył się wójt, chowając dłonie w kieszenie. – Zwykła strata mojego czasu...

– Nigdy nawet nie powiedziałem, że panu sprzedam ten dworek – westchnął Vincenzo, patrząc się na niego. – Pan coś sobie ubzdurał... To już nie moja wina.

– Niech pan sobie nie żartuje, panie Cassano – Hanseok uśmiechnął się nerwowo. – To taka dobra oferta. Jesteś pan nowoczesny człowiek, nie? Czego pan szuka w tej dziurze zabitej deskami?

– Ten dworek należy do mojej rodziny, a mnie samemu się nawet tutaj spodobało. Może pan iść i zająć się czymś ważniejszym, bo dłuższe siedzenie tutaj to będzie tylko strata pańskiego czasu – Vincenzo odpowiedział spokojnie.

Nagle kobieta w okularach podeszła do Hanseoka, szeptając mu coś na ucho. On tylko jej wysłuchał, popatrzył się na nią przez chwilę i skinął głową. Następnie spojrzał na Chayoung i też skinął głową w jej stronę. Po chwili ponownie spojrzał na Vincenzo, który tylko obserwował całą zaistniałą sytuację, bawiąc się zapalniczką w dłoni.

– Niestety, chciałbym zostać tutaj dłużej, ale za kilkanaście minut mam ważne spotkanie w urzędzie. Mam nadzieję, że pan zrozumie – uśmiechnął się Hanseok w stronę Vincenzo. – Spotkamy się później, dobrze? Niech pan przemyśli swoją decyzję.

– Przemyślałem – odburknął Vincenzo. – Nie sprzedam panu tego dworku. Żegnam.

Vincenzo wstał, włożył dłonie w kieszenie i zaczął się oddalać. Miał powoli dość tych ludzi. Wydawali mu się żałośni. Po co próbują, skoro on jasno im powiedział, że nie sprzeda im tego dworku? Vincenzo wiedział, że pod dworkiem znajdowało się złoto. Czy to dlatego tak bardzo nalegali na kupno..? Ale skąd mieliby wiedzieć o złocie znajdującym się pod dworkiem? Jedynymi osobami, które powinny o tym wiedzieć był Vincenzo, jego nieżyjąca już matka oraz pan Cho, który nie mógł nikomu nic wygadać. Vincenzo bardzo mu ufał.

Po chwili po jego prawej pojawiła się Chayoung, która wyglądała na zmęczoną. Vincenzo tylko spojrzał na nią, po czym znów skupił się na polnej drodze, która prowadziła do miasta. Nie była ona długa, przejście od dworku do wsi zajmowało tylko kilka minut.

– Dlaczego mnie pan okłamał? – Zapytała się nagle Chayoung. Brzmiała na urażoną. – Powiedział pan, że sprzeda pan ten dworek...

– Najpierw powiedziałem, że się zastanowię, a potem zdecydowałem, że go jednak nie sprzedam – westchnął Vincenzo. – O ile dobrze pamiętam to mówiłem pani, że tutaj zostaję?

– Był pan pijany...

– Może już mnie pani nie męczyć o ten dworek? Strasznie denerwujące...

– Przepraszam – Chayoung spuściła głowę, ale po chwili ponownie spojrzała się na Vincenzo. – Dokąd pan idzie? Może mogę pomóc...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 18, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

RanczoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz