2

54 3 0
                                    

Parę godzin i kilka pełnych gruzu taczek później dworek wyglądał prawie jak nowy. Właściwie to ściany nadal wyglądały jakby nie były malowane dobre kilkanaście lat, podłoga nadal była lekko wilgotna a mebli prawie że nie było. W salonie znajdowało się tylko krzesło i zrujnowane łóżko, które pozostawiła po sobie matka Vincenzo, a które nie przeszło próby czasu i zmiennej pogody. Mężczyzna był nawet zadowolony. Praca była ciężka, ale jej efekty bardzo go satysfakcjonowały.

Był już wieczór. Pan Cho szybko zniknął, mówiąc, że musi odebrać córkę z przedszkola. Hong Yuchan przyniósł dwa taboreciki i składany stolik z kanciapy obok dworku. Mężczyzna wytłumaczył, że tam mieszka odkąd matka Vincenzo umarła.

– Wcześniej mieszkałem z nią. Podarowała mi mały pokoik na górze, ale po jej śmierci wyniosłem się – westchnął, siadając na taboreciku i przecierając czoło z potu. Chwilę wcześniej wrócił z dachu, gdzie przetykał kominek. – Jeśli mam coś panu powiedzieć to... niech pan nie sprzedaje dworku wójtowi.

– Nawet nie zamierzałem – Vincenzo westchnął, wpatrzony w kominek. – Spodobał mi się ten dworek.

– To dobrze – zaśmiał się Yuchan, rozpalając ogień w kominku. – Pańska matka była bardzo dobrą kobietą. Szkoda by było się pozbyć takiego ładnego dworku i oddać go w ręce tego człowieka.

– Wygląda na to, że nie lubi pan wójta? – Vincenzo spojrzał się na starszego mężczyznę z lekkim uśmiechem na ustach.

– Ech, czy ja wiem? – Zastanowił się Yuchan. – Może rzeczywiście go nie lubię. To bardzo podły człowiek.

– Bardzo podły człowiek, hm?

– Tak, ale może to rozmowa na inny czas – zaśmiał się mężczyzna. – Zresztą... pozna go pan to zobaczy na własne oczy i zrozumie.

– Chyba, że tak.... – Vincenzo pokiwał głową.

Nagle usłyszeli czyjeś kroki i Vincenzo wstał, kierując się w stronę wyjścia. Jego oczom ukazała się Chayoung z jakąś flaszką w jednej dłoni i papierowymi kubeczkami w drugiej. Uśmiechnęła się lekko na widok Vincenzo, który tylko stał w nią wpatrzony.

– Przyniosłam coś na powitanie – powiedziała, lekko potrząsając butelką. – Mogę wejść?

– Jasne, proszę – odpowiedział lekko zdziwiony Vincenzo i przesunął się na bok, by zrobić miejsce kobiecie, by ta weszła do środka. – Wcześniej nie potrzebowała pani zgody.

– Wcześniej byłam tu w interesach – odpowiedziała zadowolona kobieta.

– Teraz już pani nie jest..?

– Nie – powiedziała kobieta, kierując się w stronę salonu. Wyglądała na zadowoloną, dopóki nie zobaczyła tam siedzącego Yuchana. Na jego widok stanęła w miejscu, a jej uśmiech zniknął z twarzy. Vincenzo zastanawiał się, czy oni się znają..? – Co ty tu robisz?

– Mógłbym tobie zadać dokładnie to samo pytanie – odpowiedział wrogo mężczyzna. – Czego tu szukasz? Jak mu tam... Ten twój Hanseok ciebie tu przysłał? Czy ten drugi, ten bliźniak... Jak on ma?

Vincenzo przyniósł kolejny taborecik dla kobiety, po czym powrócił na swoje miejsce.

– Mówisz o nim jakbym była jego dziewczyną... – Kobieta westchnęła, siadając i kładąc butelkę oraz kubeczki na stoliku. Siedzieli teraz w trójkę, prawie w kółku. Vincenzo siedział na środku, naprzeciw niego znajdował się kominek. Po jego prawej siedział Yuchan, a po lewej - Chayoung. – Już mówiłam, że nie jestem tu w interesach.

– To po co tu jesteś?

– Przyszłam przywitać nowego mieszkańca Wilkowyj..?

– Bo jeszczę w to uwierzę – parsknął mężczyzna, biorąc i otwierając butelkę. – Nie przyniosłaś popitki?

RanczoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz