Coś było zdecydowanie nie tak. Problem w tym, że Azirafal nie wiedział dokładnie, co. Zdawał sobie sprawę, iż ciało Crowleya różniło się od jego ludzkiej powłoki a kierowanie nim, będzie wymagało od niego sporego wysiłku. Rzeczywistość jednak zawstydziła wszystkie jego wyobrażenia. Bycie Crowleyem bowiem... bolało. Może nie cały czas i nie w równym stopniu, ale każdy gwałtowniejszy ruch wywoływał bolesne przebłyski na całej długości pleców. A kiedy spróbował rozłożyć skrzydła, tak na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo na jakie pomysły wpadną ich Kwatery Główne, niemal zgiął się wpół. Nie wiedział, czy powinien spytać o to Demona, tym bardziej, że sam Crowley, będący teraz w jego ciele, zdawał się poruszać niezwykle ostrożnie.
Ostatecznie Azirafal doszedł do wniosku, że ludzkie ciała, które dostali sześć tysięcy lat temu, tak bardzo przesiąkły ich wewnętrzną esencją, że teraz starały się pozbyć nowego lokatora. To tłumaczyłoby ból. Niebo i Piekło, od zawsze starały się wyeliminować siebie nawzajem.
O tym, jak bardzo się mylił przekonał się dopiero, gdy zdejmował ubranie przed ostatnią, w mniemaniu Demonów, kąpielą Crowleya. Na widok ukośnej, grubej blizny szpecącej prawy bark przyjaciela, nie mógł powstrzymać syknięcia. Na szczęście Demony zinterpretowały to jako oznakę bólu a nie zaskoczenia.
Hastur zmierzył ciało Crowleya nienawistnym wzrokiem po czym uśmiechnął się z wyższością.
- I co? – Podszedł do Azirafala. Ten musiał użyć całej siły woli, żeby się nie cofnąć. Książę Piekła był, po prostu, obrzydliwy. – Nadal boli? – Naraz jego uśmiech stał się szyderczy. Bez żadnego ostrzeżenia klepnął Crowleya w plecy a Azirafal o mało nie krzyknął z bólu. Demony wybuchnęły rubasznym śmiechem.
- Czy twój aniołek był tego wart? – spytał Belzebub, kiedy wreszcie zrobiło się cicho. – Dziwne, że po tym wszystkim nadal chciałeś, choć przebywać w jego obecności.
Azirafal nie odpowiedział bojąc się, że jedno nieopatrzne słowo może go zdradzić. Nie miał pojęcia, co tu się działo. O czym oni mówili? Co to za blizna? I dlaczego, tak bardzo, bolały go plecy?
- Jesteś zakałą wszystkich Upadłych – kontynuował Belzebub. – Na szczęście już niedługo. Do wanny! – rozkazał.
Azirafal wykonał polecenie. I dopiero wtedy zaczęło się prawdziwe przedstawienie.
- Wejdziesz? – mówiąc to Azirafal nie patrzył na Crowleya, nie potrafił się na to zdobyć. Zwłaszcza, że czuł się, jak zdrajca. Temat, który chciał poruszyć musiał być dla Crowleya, bardzo nieprzyjemny a mimo to nie mógł go zignorować. Jeśli chcieli zacząć, na nowo, po swojej własnej stronie, niektóre rzeczy, zwyczajnie, musiały zostać wyjaśnione.
- Coś się stało, Aniołku? – Crowley znał Azirafala lepiej niż ten mógłby przypuszczać. Od razu wyczuł, że coś było nie w porządku. Zsunął ostrożnie okulary i spojrzał na przyjaciela swoimi wężowymi oczami. Na ten widok Azirafala przeszedł dreszcz. Naprawdę lubił oczy Crowleya.
- Chcę... - zawahał się. – Muszę z tobą o czymś porozmawiać – powiedział starając się brzmieć jednocześnie stanowczo i przyjaźnie. Nie chciał, żeby Crowley pomyślał, że ma mu coś za złe.
Demon wypuścił z sykiem powietrze. Mógł się spodziewać, że wizyta w Piekle natchnie Anioła do zadawania pytań. On sam wolałby, jak najszybciej, zapomnieć o całej sprawie. Powrót do Nieba, po tak długim czasie, wcale nie był przyjemnym doznaniem. Zwłaszcza, że występował w roli skazanego na śmierć Azirafala. Rozumiał jednak fascynację Anioła.