Dutch

65 3 1
                                    

Ten rozdział miał się skończyć tylko imprezą na plaży, ale tak pisałam, pisałam i nie mogłam przestać.
Nie ma za co.
______________________

— No dawaj stary. Bez ciebie nie będzie to samo.— próbowałem od kilku minut przekonać Johnny'ego do mojego genialnego pomysłu.

— Daj mi spokój, naprawdę nie jestem w nastroju.— odpowiedział mi zrezygnowany głos w słuchawce.

— Od paru miesięcy nie jesteś. Jak długo jeszcze zamierzasz siebie wyniszczać?— spytałem zirytowany.

— Chrzanisz.

— Mówię co widzę. Olej Mills ten jeden raz i wyjdź z nami na imprezę. Będą wszyscy.

— A ... Ona?— usłyszałem pytanie, po tym jak blondyn odchrząknął, przełykając ślinę.

— Beth próbuje się do niej dodzwonić. Zresztą pogadamy o tym w cztery oczy, bo zaczyna mi się nie podobać jej sytuacja z tym gościem.

— Nie sądzisz po prostu, że jest z nim i ...

— Błagam cię, nie kończ. Zbieraj się, przyjadę po ciebie za półtorej godziny.

°°°

Właściwie nikt z nas nie sądził, że małe ognisko na plaży skończy się, kilkudniowym imprezowaniem w innym Stanie... Ale jak się bawić to się bawić.
Aktualnie siedziałem z Johnny'm przy barze, pijąc drinka i zerkając mimowolnie na tańczący tłum ludzi.

Nikt nam nie zarzuci nie wykorzystywania wakacji.

Prawdę mówiąc już dawno przestałem się orientować gdzie są Tiffany i Beth, a co dopiero Bobby, Tommy, Jim i Jerry.

Tak wiem, jestem chłopakiem roku.

Postanowiłem jednak skupić uwagę na lekko wstawionym blondynie i za wszelką cenę poprawić mu humor. Dlatego też zamówiłem ponownie kolejkę, a potem jeszcze cztery. Jedynie co mi pozostało to trzymać język za zębami i nie sugerować Johnny'emu flirtu z przygladajacą mu się kelnerką. Pijany Johnny czy nie, wie jak uderzać. Nie musiałem ponownie się o tym przekonywać.

Właściwie całkiem oburza mnie fakt jego nie odchodzącej popularności.
Ten człowiek wygląda teraz gorzej niż ujebany gównem przedszkolak.

Za długie włosy straciły swój blask i słoneczny kolor i pewnie też swoją miękkość, w dodatku końcówki tego siana kręcą się każda w inną stronę, a efekt jest potęgowany gdy mój przyjaciel szarpie je nie wiadomo po co, starając niby ułożyć.
   Nie golił się od około dwóch miesięcy więc na jego brodzie i policzkach widoczny jest już spory, niechlujny zarost. Przysięgam, że jeśli zobaczę wąsik pod jego nosem to sam oskalpuje mu ten dziewiczy koper.
    Nie wspomnę o wybieraniu przez niego ciuchów. To wszystko wygląda tak, jakby zakładał to, co wypluła w niego pralka, bez ładu i składu oraz prasowania.
    A co najgorsze? Laski wciąż za nim biegają...

Nasza rozmowa więc obejmowała obgadywanie tego co się dzieje w tym momencie. W dużej mierze tylko piliśmy. Jak za starych  dobrych czasów. Beth mnie zabije.

Wkrótce, gdy słońce zaczęło zachodzić nadając niebu pomarańczowe tony, złapałem Johnny'ego za bark.
Bardziej w celu by się nie wyjebać, ale równie dobrze mogliśmy też przejść się po plaży.
Zeszliśmy z ustawionego na początku plaży baru, który był zrobiony w prawdziwie hawajskim klimacie.

— Ej mordo. Mam genialny pomysł. Chodźmy popływać.— byłem dumny z mojego pomysłu. To idealnie zajmie nam czas i myśli.

— Jesteś pewien?— mój idiociały przyjaciel nie wydawał się być przekonany.

The way of the fist or balance [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz