🍃1🍃

809 67 5
                                    

Zhongli wysłał do Ventiego specjalnego gołębia pocztowego z małym liścikiem. Zawarł w nim wiadomość do Archona aby spotkał się z nim w przyszły weekend w Stone Gate. Jest to miejsce które można określić jako brama pomiędzy Liyue a Mondstadtem. Zaznaczył również, że personalnie rozmowa jest dla niego bardzo ważna.
Venti nie myślał nad tym zbyt dużo i postanowił w swojej prawdziwej formie przemknąć się w danym dniu przez kawałek drogi razem ze swoim wiatrem. Sprawiło mu to przy okazji trochę przyjemności. Latając przez całą drogę w powietrzu czuł się jak ryba w wodzie.
Nie zajęło mu to ledwo godziny kiedy dotarł na miejsce i za jednym, dużym kamieniem zmienił się w swoją wybraną postać. Od razu kiedy zrobił parę kroków do przodu, zauważył Moraxa, który zapewne znowu przyszedł o wiele za wcześnie żeby się nie spóźnić. W sekrecie właśnie to jeden z powodów dlaczego Barbatos go podziwia. Był pod wrażeniem tego jak dotrzymuje słowa, jak wychodzi z klasą z każdej sytuacji a szczególnie był zdziwiony tym w jaki sposób postanowił pójść na emeryturę w Liyue.

- Widzę, że naprawdę musi cię coś gryźć skoro nawet włosy ci lśnią.
Grajek podszedł powolnym krokiem do bożka na co ten westchnął.
- Witaj Barbatos. Wybacz, że po takiej przerwie wzywam cię na spotkanie ale... nastąpiła pewna sytuacja. I myślę, że jako jeden z nielicznych możesz coś na to poradzić. - Z powagą skrzyżował ramiona nabierając stanowczej miny. Choć też tak mu się zdawało, lecz prawda była taka, że nawet biorąc najbardziej odprężającą kąpiel w życiu potrafi mieć kamienny wyraz twarzy.
- No to jestem, twój druch, więc zamieniam się w słuch ~ - Venti pomyślał, że może pocieszy go swoim luźnym podejściem do sytuacji. Zwykle na innych to działa a i tak nie potrafi często pohamować swojego komicznego charakteru.

- Sytuacja dotyczy Xiao. Po upadku Jade Chamber jego obsesja na punkcie ochrony Liyue zdecydowanie wzrosła. Cały wręcz... emanuje złą energią. Przeżyłem nie jedno ale i tak czasem dostaję dreszczy gdy widzę go w środku nocy całego we krwi.
Morax mówił ze skupieniem i dużą powagą a Venti cierpliwie słuchał, choć nie dawał pozorów dobrego słuchacza.
- Rozumiem ale... No wiesz, nie chcę zabrzmieć chamsko, tylko... co ja mogę zrobić? Monstadt już dawno jest w stanie pokoju więc nie mam pojęcia jak mógłbym go chociaż pocieszyć. No bo cóż, rozumiem, że o to ci chodzi, tak? - Wietrzny Bożek skrzyżował ramiona i uniósł podbródek do góry w akcie powagi jakiej nabierał.
Zhongli za to ciężko westchnął i zaczął dwoma palcami masować swoją skroń.

- Ja wiem Venti, że się na tym nie znasz ale ja tym bardziej. Jeśli tak dalej pójdzie to Fatui się w końcu nim zainteresuje i użyje jak marionetki a o to naprawdę nie jest trudno gdy Xiao założy maskę. W dodatku powoduje to u niego uszczerbek na zdrowiu.
Wziął nagle głęboki wdech i przymknął oczy, tak jak to miał w zwyczaju gdy szykował długą wypowiedź.
- To co teraz powiem może wydać się kontrowersyjne ale... Xiao jest dla mnie jak syn. Po upadku Jade Chamber zapewne nie ma już miejsca w którym ktoś nie słyszał o adeptusach a w tym stanie jaki on się znajduje to byłoby zabójstwem zostawić go samego. Nie znam się zbytnio na empatii, a tym razem jego stan jest naprawdę ciężki.
Venti był lekko zdziwiony wyznaniem Boga. Miał bardzo współczujący wyraz twarzy.
- Wiem jakie miałeś doświadczenia Venti dlatego będziesz mógł lepiej do niego dotrzeć niż ktokolwiek inny. I zanim powiesz, że Traveler jest w tym lepszy, to nawet jeśli faktycznie tak jest to nie ma możliwości żeby się zjawił. Już dotarł do Inazumy.
- Okej, okej, zrozumiałem już...
Bożek pomachał szybko dłonią z westchnieniem. Przez chwilę milczał starając się szybko przemyśleć plusy i minusy jego zniknięcia z Mondstadtu na czas nieokreślony.
- A co ty wtedy będziesz robić? Siedzieć w Liyue i popijać wino? - Venti był nieco zirytowany postawą przyjaciela. Miał wrażenie, że nawet nie próbował pomóc.
- Venti... próbowałem. On mi tylko ciągle obiecuje, że mnie nie zawiedzie i dobrze wykona swoją rolę. W dodatku muszę wypełnić swoją część kontraktu i pozostawić Liyue na pewien czas.

Gołym okiem było widać, że Zhongli'emu było ciężko i coś porządnie zaprzątało mu głowę.
- Ouh, okej... zgodzę się aale... - Venti uniósł jeden palec do góry. - Musisz mi załatwić worek jabłek. To moje jedyne wymaganie. Będąc szczerym to trochę się dziwię, że po emeryturze jeszcze masz coś na głowie.
Zhongli ciężko westchnął i opuścił dłonie w dół.
- Pozostał mi już ostatni kontrakt który muszę wypełnić. Wybacz. - Podał mu rękę do uściśnięcia na co Venti od razu ją uścisnął.
- Postaram się z całych sił Morax. W końcu nikt się nie oprze moim piosenkom. Znam każdą-
- ... każdą melodię jaka wirowała po Teyvacie. Tak, wiem. - Uśmiechnął się Morax i po chwili puścił jego dłoń.

Bogowie wymienili się jeszcze jednym wzrokiem po czym odeszli w swoje strony - Zhongli do Liyue a Venti do Mondstadtu na ostatnią dotychczas noc.

Zatrucie |Xiaoven|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz