Tylers Pov:
- Ty jesteś napalony, tak? - pytam Jeff'a kiedy już znajdujemy się w pokoju - Ja się nie wpierdalam. Ruchaj co chcesz. Mam jedną prośbę.
Na tym kończę zdanie, żeby zbudować napięcie. Jest to jedyna szansa, żeby ta laska mnie nie wkurwiała. Pierdolona kokietka. Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu i każdy z nas będzie na swój sposób zaspokojony.
- Kurwa, mów... - pogania mnie Jeff.
- Ruchaj ją, najlepiej mocno, żeby nie mogła się ruszać i leżała cały dzień w łóżku. - chłopak śmieje się na te słowa - Ale zabieraj ją do siebie. Błagam mordo, nie zcierpię jej.
Dobrze wiem co mi na to odpowie, że powinienem przestać być taki aspołeczny, a już tym bardziej w stosunku do dziewczyn, że skończę sam jak palec, bo on nie będzie wiecznie ze mną (co z tego, że to nie tak, że potrzebuję jego obecności całą dobę). Niby wiem, że ma rację, ale jak to mówią: Wszystko w swoim czasie! Jak chcę, to przecież umiem ogarnąć sobie jakąś dupę. A na tą całą szopkę z zakładaniem rodziny jeszcze przyjdzie czas. Chyba... Tak jak powiedziałem, tak się też stało. Siedziałem na fotelu w pokoju i słuchałem długiego kazania Jeff'a, który cholernie martwi się moim życiem towarzyskim.
***
Mijają nam tak trzy godziny. Na niczym konkretnym. Po prostu siedzimy, gadamy i co jakiś czas się śmiejemy.
- Dobra mordo, a teraz serio. Nie podoba Ci się? - pyta Jeff unosząc brwi.
- Jestem głodny. Zaraz wracam.
Staję na równe nogi i słyszę śmiech mojego towarzysza. Mój brak odpowiedzi oznacza, że to potwierdzam. No jakby nie było, ślepy nie jestem i widzę, że jest ładna, ale to wszystko. Sam fakt, że mnie irytuje sprawia, że laska traci na urodzie. Staję przed lodówką i widzę, że jest wypchana po same brzegi. To ona tyle żre, czy zrobiła zakupy na mój przyjazd? Z resztą, nieważne. Wiem tylko, że sam też muszę robić zakupy. Nie będzie mnie przecież utrzymywać. Nalewam sobie coli i biorę winogrona. Wiem, połączenie godne podziwu. Odwracam się z miską winogron i pełną szklanką. Już wychodzę z kuchni, a w tym samym czasie próbuję upić trochę napoju ze szklanki, ale coś sprawia, że napój ląduje mi NA gębie, a nie W niej.
- Nosz kurwa - syczę przez zaciśnięte zęby, a Lily patrzy na mnie jakby właśnie zobaczyła trupa. Mam mokry ryj i całą koszulkę.
Stawiam, a raczej prawie rzucam miskę na blat. Mijam moją koleżankę i idę do łazienki. Ja ją kiedyś kurwa zabiję. Mam nadzieję, że Jeff ma coś w sobie z nekrofila i zimna cipa mu nie przeszkadza. Mimo narastającego gniewu, staram się nad sobą panować. Staję przed lustrem i ściągam koszulkę. Stwierdzam, że jednak muszę wskoczyć pod prysznic, bo cały się kleję. Rozpinam pasek i ściagam spodnie. Wtedy drzwi się otwierają i do środka wchodzi Lily. Marszczę brwi i czekam, aż się odwróci.
- Przyniosłam Ci czysty ręcznik i pozwoliłam sobie wejść do Twojego pokoju, żeby wziąć Ci jakieś ciuchy. Oczywiście Jeff mi je dał. Przepraszam, że przeze mnie wylałeś tą col... - no i się odwraca.
Patrzę na nią bez żadnej emocji, chociaż w duchu mam ochotę się uśmiechnąć. Jej mina karpia, to coś niesamowitego. Widzę jak na jej policzki wkrada się rumieniec, jak szybko unosi się jej klatka piersiowa i słyszę jak głośno przełyka ślinę. Właśnie w tym momencie uznałem, że to będzie moje ulubione zajęcie. Sprawianie, że będzie zakłopotana, bo wtedy się nie odzywa, a jednak jest zabawna.
- Wybacz, nie chciałam tak wtargnąć. - jąka się patrząc w podłogę - W każym razie...yyy...tak. -Tym razem nie umiem tego opanować, Uśmiecham się i po prostu na nią patrzę. - Czemu się cieszysz? - irytacja na jej twarzy jest jeszcze śmieszniejsza.
- Bo mnie śmieszysz.
- Liczyłam bardziej na "Dziękuję za ręcznik i ciuchy, nie musiałaś się fatygować" - kładzie dłonie na biodrach. Chyba po to, żeby wygladać poważniej.
- Skoro wiesz, że nie musiałaś, to po co poszłaś po te ciuchy? - bingoooo!
Lily czerwieni się jeszcze bardziej, a moje ego po prostu rośnie. Nie tylko ego... Odganiam od siebie te myśli i po prostu się śmieje.
- Dupek! - rzuca do mnie rozdrażniona dziewczyna i wychodzi.
- Tak mi mów! - krzyczę za nią i zamykam drzwi.
***
Po moim szybkim prysznicu nie obeszło się oczywiście bez komentarzy ze strony Jeff'a. Nie byłby sobą, gdyby siedział cicho. Wyszedł z mieszkania już jakieś dwie godziny temu żegnając się w chuj optymistycznie z moją współlokatorką. A ja siedzę teraz na kanapie i przeskakuje z kanału na kanał i stwierdzam, że te wszystkie Reality Show są po prostu na każdym pierdolonym kanale. A gdzie jest jakiś boks, nożna czy coś?!
Znalazłem w końcu jakiś program motoryzacyjny. Popijam moją upragnioną colę i zajadam się winogronami, Wcześniej nie było mi to dane.
Żwawo komentuję to co robi mechanik i klnę pod nosem kiedy widzę, że ostro spierdolił sprawę. Z tego transu wyrywa mnie skrzypienie drzwi łazienki. Ma mokre włosy, a owinięta jest czerwonym ręcznikiem. Bez makijażu nie wygląda już jak taka rozkapryszona bogaczka. Szczerze powiedziawszy, wolę ją w tej wersji. Kiedy mnie zauważa, znowu się rumieni. Boże, dziękuję za ten wyjebany urok osobisty i wypranie mnie z jakichkolwiek uczuć. Dzięki temu, jedyne co teraz czuję, to rozbawinie. Moja wyobraźnia nie płata mi figli jak to u większości facetów bywa. Chyba nie płata.
- Nawet się nie odzywaj. - ostrzega mnie mocno zaciskając pięść na ręczniku.
- Spokojnie, absolutnie mnie nie jarasz.
- I vice-versa!
Siadam znów wygodnie na kanapie i cieszę się jak głupi do sera. Odnalazłem pasje! Jest nią wkurwianie mojej współlokatorki. Brzmi pięknie, a zobaczycie jak pięknie będzie to wyglądać. Na samą myśl stwierdzam, że może jednak nie będzie tak źle. Im bardziej będę ją peszyć, tym mniej będzie się do mnie odzywać. Plan nikczemny, aczkolwiek idealny. Mówcie mi geniusz, fantasta lub jak tam chcecie!
Lily wychodzi z pokoju ubrana w krótkie spodenki i sportowy stanik. Pomyślałbym, że idzie biegać, gdyby nie to, że idzie do kuchni, chwyta wodę i siada obok mnie na kanapie. Dębieje. Już się nie wstydzi?
- Jeśli chcemy się nie pozabijać, to musimy się dogadać... - zaczyna.
---------->
- Camilla :)
CZYTASZ
Ukojenie
RomanceJak wiele może zmienić przeprowadzka? Jaki wpływ mają na nas ludzie? Co musi się stać, by agresja jaka w nas tkwi uleciała? Jedyne co przynosi ukojenie, to Ty...