Rozdział 6.

106 7 7
                                    

Lily i Charlotte były właśnie w drodze na śniadanie. Przemierzały wspólnie korytarze Hogwartu, próbując się rozbudzić. Niecałe trzydzieści minut temu wstały ze swoich łóżek i przez to były jeszcze nieco niemrawe. 

W pewnym momencie Charlotte, sięgając do swojej torby po różdżkę, nie zauważyła zbliżającego się szybkim tempem blondwłosego chłopaka. Nieświadomie przyspieszyła tempo i z impetem wpadła na nastolatka, po czym oboje runęli na posadzkę.

-Na Merlina! Przepraszam cię bardzo... - powiedziała szybko, zrywając się na równe nogi. - Emm, przepraszam, mógłbyś mi przypomnieć swoje imię? - zapytała nieco niezręcznie, pomagając mu wstać. 

-Daniel. Daniel Roberts - powiedział cicho, wstając powoli i zbierając rzeczy, które wypadły z jego torby. - Ty jesteś przyjaciółką tej Black, starszej siostry Regulusa? Charlotte, prawda?

-Tak, tak... Chwila, skąd mnie znasz? - zapytała zdziwiona, zaprzestając zbierania porozrzucanych wszędzie kartek.

-Emm...No wiesz... Tak jakoś... Tak się jakoś złożyło... - zaczął się jąkać. W tym momencie na odsiecz przybyła Lily, która do tej pory zagadała się z jakimś uczniem i nie zauważyła nawet, że nie ma przy niej przyjaciółki. 

-Coś się stało? Wszystko w porządku? - zapytała zdezorientowana. 

-Nic, nic, spokojnie - powiedział szybko blondyn, otrzepując spodnie. Charlotte popatrzyła na niego nieco podejrzliwie, ale po chwili otrząsnęła się. - Jestem Daniel Roberts - dziewczyna podała chłopakowi rękę, a ten ją ucałował. Rudowłosa uniosła brew.

-Aaa, kojarzę cię! - zawołała po chwili zastanowienia. Charlotte spojrzała na nią pytającym wzrokiem. - Jesteś tym Ślizgonem z roku wyżej, tak?

-Taak, to pewnie ja - zaśmiał się, drapiąc się po karku. Następnie spojrzał na zegarek, znajdujący się na jego nadgarstku i oznajmił, że, niestety, bardzo się śpieszy i musi, bardzo niechętnie, opuścić to miłe towarzystwo, po czym przeprosił obie dziewczyny i odszedł szybkim krokiem, rzucając jeszcze Charlotte ostatnie spojrzenie. 

Blondynka stała oniemiała. Zareagowała dopiero na szturchnięcie Lily, która patrzyła na nią z zadziornym uśmieszkiem.

-Od kiedy zadajesz się z tym Robertsem? - zapytała, kiedy ruszyły z powrotem w kierunku Wielkiej Sali. 

-Słucham? - zapytała Charlotte, przystając.

-No, nie udawaj, widziałam jak na ciebie patrzył - powiedziała dziewczyna, znów ciągnąc ją do majaczących się już przed nimi szeroko otwartych drzwi.

-Lily, błagam cię - powiedziała zrezygnowana blondynka. - Dobrze wiesz, że nie spotykam się z nikim, a już zwłaszcza nie ze Ślizgonami. Po tym jak ten cały Snape tak cię potraktował...

Evans spochmurniała. Niecałe parę miesięcy temu, jej dawny przyjaciel, Severus Snape, wyśmiał ją i nazwał "szlamą". Nie były to dobre wspomnienia. Wcale nie chciała do nich wracać. Gdyby Charlotte i Cassiopeia w tamtym momencie jej nie pomogły, mogłoby się to skończyć naprawdę nieciekawie.

-No nic, chodźmy, bo w końcu nie zdążymy zjeść tego śniadania - powiedziała Charlotte przyspieszając, na co ruda się zaśmiała.

☾︎

-Dzisiaj spróbuję ją zaprosić na spacer.

-Rogaczu, przecież wszyscy doskonale wiemy, że się nie zgodzi.

-Łapa, podaj mi talerz z tostami.

-Już, już. Wracając, jeśli nie umówiła się z tobą przez te pięć lat, nie zrobi tego teraz.

Zapach amortencji | Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz