4

12 5 46
                                    

Gdy tylko policja się zjawiła, próbowałem im wytłumaczyć, że zrobiła to babcia. Nie reagowali, mieli mnie gdzieś, z resztą jak wszystko inne.

Zabrali ciała, zrobili zdjęcia i zapakowali dowody sprawy w woreczki. 

Skąd w ogóle do cholery wziął się znowu ten nóż w naszym domu, przecież powinien być zabezpieczony na komendzie policji.

Znowu musiałem siedzieć na lekcjach, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Wszyscy mieli gdzieś co mówiłem.

Próbowałem nawet zeznawać przeciwko kobiecie, uznali to za niepotrzebne, tak jakby przy każdej burzy nie ginęło kilka niewinnych osób. 

Czy policja dążyła do wykreślenia ludzkości z tego miasta? Może nawet świata.

Nie rozumiałem co tutaj się działo i nikt nie chciał mi nic mówić.

Próbowałem skontaktować się z Louisem poprzez odwiedzanie jego domu, jednak jedyne co znalazłem to karteczkę z przyklejonym kluczem i zaadresowaną do mnie. 

'Może to być twoje bezpieczne miejsce, ale sprzątaj po psie.'

Zniknął, tak jakby coś go wciągnęło. 

Miałem ciągły mętlik w głowie który nie chciał odejść ani na sekundę.

Nie raz nocowałem w domu szatyna, z obawą przed domem babci. Musiałem jednak tam przychodzić i podawać kobiecie leki, inaczej matka by mnie znienawidziła.

Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie były to jakieś tabletki na psychozę. Nigdy nie słyszałem, żeby babcia na coś psychicznego chorowała, jednak po tym co zobaczyłem, mogę śmiało stwierdzić, że coś jest z nią nie tak. 

Z resztą tak jak z każdym innym w tym mieście. 

Każdego dnia bałem się być tu kolejny dzień dłużej, tak jakbym ja też miał zostać taki bezuczuciowy na czyjąś krzywdę. Nie chciałem stać się potworem.

Błagałem matkę o jak najszybszy powrót. Wciąż jednak kazała mi tutaj siedzieć, dopóki babci się nie polepszy, nie padnie albo nie będę musiał wracać do nauki stacjonarnej.

Tak upłynął mi miesiąc. Nadal nie potrafiłem pogodzić się z zaistniałym widokiem tamtego wieczoru. 

W tym czasie była jedna burza, za wcześniejszą namową Louisa, ukryłem się na ten czas w jego domu. Przesiedziałem tam nawet dłużej, żeby nie musieć widzieć kolejnych zwłok.

Tego dnia była piękna pogoda, która była powodem dla którego postanowiłem wyjść na spacer z psem.

Kręciliśmy się po okolicy, tym razem postawiłem przejść się, zamiast jeździć na deskorolce czy rowerze. 

Mimo, że chodziliśmy już tak przez trzydzieści minut, na ulicach zobaczyłem może maksymalnie sześć osób, a okolica wcale nie jest mała, wręcz przeciwnie.

W domach okna były zasłonięte roletami czy nawet kocami, momentami nawet widziałem powbijane deski jako barykada drzwi. 

Każdego dnia, chodziłem do domu Louisa, mając nadzieję, że mężczyzna już tam będzie i nareszcie odpowie na moje pytania. 

Pojawił się w mieście dopiero po dwóch miesiącach od tamtego wydarzenia. W ciągu tych dwóch miesięcy zamordowano sześć osób, wszystkie zwłoki pozostały u babci w domu.

Policja nic z tym nie robiła, gazeta czy media nie nagłaśniały. Momentami czułem się tutaj jak na innej planecie, wszystko było takie dziwne, nienormalne.

-Proszę powiedz mi coś o tym. - Błagałem szatyna już od dobrych dziesięciu minut, on jedynie mnie ignorował tak jak przy pierwszej wizycie tutaj.

-Wracaj do siebie i nie zadawaj mi więcej pytań. - Prychnąłem pod nosem oburzony i skierowałem się w stronę przedpokoju gdzie leżał pies na miękkim dywaniku. Przyniosłem go z domu babci, żeby nie zabrudzić Louis'owi podłogi błotem z łap zwierzaka. Miałem już wychodzić, gdy wpadłem na bardzo głupi pomysł, zawróciłem do salonu.

-Obciągnę ci, jeśli powiesz cokolwiek o tym co tu się dzieje. - Powiedziałem w jego kierunku bez chwili zawahania. Mężczyzna opluł się sokiem który właśnie pił, trochę wylewając z kubka na siebie.

-C-co kurwa? - Spojrzał na mnie zszokowany.

-Chodzisz ciągle jakbyś miał kija w dupie, więc uznałem, że potrzebujesz jakiegoś rozluźnienia. - Wzruszyłem obojętnie ramionami, jakbym rozmawiał o pogodzie.

-Siadaj, ale bez żadnego obciągania, wybij to sobie z głowy. - Odezwał się po kilku minutach ciszy.

-Szkoda. - Powiedziałem dla żartów, wzdychając smutno. Louis jedynie spiorunował mnie wzrokiem, zdecydowanie próbował mnie nim zamordować.

-W porządku, zacznijmy od tego, czy widziałeś ostatnio coś dziwnego związanego z morderstwami? - Poprawił się, odrywając kawałek ręcznika stojącego na stoliku, zaczął wycierać nim zmoczoną koszulkę z lepkiego napoju. 

-Przed twoim wyjazdem, gdy wracałem do domu widziałem moją babcię. - Wziąłem duży oddech, przymykając oczy. Nie chciałem wracać do tego momentu, ale teraz musiałem, musiałem to zrobić, żeby dowiedzieć się, co do cholery tutaj się dzieje. Louis dał mi czas na oswojenie się z trudnymi wspomnieniami, nie pośpieszał mnie w żaden sposób.

-Widziałem moją babcię nad stosem ciał, z nożem w dłoni. - Po wypowiedzeniu tego, schyliłem głowę w dół, chcąc odpędzić napływające łzy przez nieprzyjemne wspomnienie tamtej chwili. Niebieskooki wciągnął mocno powietrze.

-Okej, musisz wiedzieć, że - Nie dane było mu dokończyć bo nagle znikąd za oknem pojawiła się wielka błyskawica, wielka i bardzo głośna.

-Słyszałeś grzmoty wcześniej. - Zapytał lekko spanikowany.

-Nie? - Jak tylko odpowiedziałem, wręcz zerwał się z kanapy i podbiegł do okien które zaczął zasłaniać roletami, nie kiedy nawet przykrywać kocami.

-Kurwa nie siedź tak bezczynnie! Zabarykaduj drzwi komodą, czymkolwiek! - Nie wiedziałem co się dzieje, stałem przez chwilę zdezorientowany, jednak postanowiłem zrobić tak jak powiedział Louis.

Zacząłem przesuwać najbliżej stojącą komodę, szatyn w tym czasie wciąż biegał zasłaniając inne okna jak i zapewne drzwi z tyłu domu. 

Zajęło nam wszystko krócej niż dziesięć minut, pewnie byłoby szybciej gdyby nie zdezorientowany pies wyczuwający nasze zaniepokojone humory, a u Louisa pewnie strach, który dało się zauważyć gołym okiem. 

-Co się dzieje? - Zapytałem, gdy podszedł do mnie w ciemnym salonie, praktycznie nic nie widziałem.

-Za pięć minut rozpocznie się coś, o czym nigdy nie śniłeś. Gdy wybije dziewiętnasta, nie możesz się odezwać nawet szeptem, ani się wychylać, zrozumiano? - Złapał mnie za ramiona.

-Zrozumiano, ale dlaczego? - Miał się już odezwać, gdy jego zegarek się włączył pokazując dziewiętnastą. 

Przyłożył mi dłoń do twarzy, zapewne chcąc przekazać, że mam siedzieć jak najciszej mogę. Pociągnął mnie za dłoń do jakiegoś pomieszczenia, gdzie najwidoczniej nigdzie nie było okien. Usiadł za jakimś meblem i pociągnął mnie na swoje kolana. 

Pies położył się obok, jakby wyczuwał, że dzieje się coś złego, pewnie nawet on wiedział więcej niż ja. 

Usłyszałem dźwięk jakby ktoś próbował wywarzyć drzwi, wtedy ponownie poczułem dłoń Louisa na swoich ustach, który najprawdopodobniej wyczuwał mój strach nieznaną sytuacją.

Usłyszałem kroki na dole, ktoś wszedł do domu.

Horror story | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now