alexa, play drinks, cyn!
lekcja 4: trenczowy płaszczImprezowanie w San Jose tylko odrobinę różniło się od tego, jak rzeczywiście prezentowana jest kalifornijska młodzież w mediach. Być może nasze podejście do nocy determinowała wysoka temperatura za dnia, ciągnął nas ocean, miękki piasek między palcami, orzeźwiający zapach bryzy i przeświadczenie, że żyjąc tu, potrafimy znaleźć na tyle odległe plaże, że nie zostały skażone żadnym turystą.
Na samą myśl o zachodzącym w tafli wielkiej wody słońcu przechodził mnie dreszcz wspomnienia minionych wakacji. Czułem się dobrze wśród przyjaciół, zdecydowanie bardziej, niż odbywając kolejny „staż" dla swojej mamy, ale przynajmniej miałem powód, by ubrać spodnie inne, niż wygodne szorty. Gdybym miał wybierać, z mojej garderoby wypadłoby wszystko, co obcisłe, zwłaszcza w okolicach ud. Nie nosiłbym też zbyt wielu eleganckich koszul z długim rękawem, zwłaszcza takich przylegających, a ten fakt odrobinę przeszkadzał Elizabeth Hemmings, która urodziła się do noszenia pradowych i chanelowych gorsetów. Wbrew temu co uważała, byłem zdania, że jeśli zdobędę kiedykolwiek jej godny posłuch, nikt nie zakwestionuje mojej wpływowości, nawet gdy przyjdę na briefing w dresie. Może dlatego, jako członkini rady rodziców, tak bardzo wojowała o utrzymanie mundurków na terenie całego liceum? Czy Liz ruszyłaby niebem i ziemią, chcąc udowodnić coś mnie?
Jeśli tak się stało, być może słusznie, ponieważ Michael Clifford po godzinach nie nosił tylko trenczowego płaszcza, a na dodatek właśnie te przeklęte koszule, choć wciskał je w środek bojówek, które kończyły się dokładnie gdzieś w połowie jego łydki, by sprawiać wrażenie, że wsunął nogawki do ciężkich, wysokich, wiązanych traperów. Mógłbym przyrzec, że delikatnie przycieniował oczy fioletem, a na dodatek miał jeszcze pomalowane paznokcie, przez co doszedłem do wniosku, iż wygląda niewygodnie dobrze, choć nieakuratnie w kontekście tego, że zmierzaliśmy ku plaży przez podziurawiony płot, przy okazji mijając zalesione pole.
Noc była ciepła, w powietrzu unosiły się chłodne podmuchy wiatru, z oddali słyszeliśmy silnik, co oznaczało, że Ivy i Frankie konspiracyjnie prowadzą nas szosą do celu. Ścieżkę rozświetlała latarka Caluma, Ashton niósł worek z kiełbaskami oraz piankami, ja trzymałem lodówkę przenośną wypełnioną piwem, mając na barkach gitarę akustyczną, natomiast w ręce Michaela ulokowaliśmy koce. Skylar jako jedyna tylko obgryzała paznokcie, lekko dygocząc z zimna przy nas. To zabawne, że nienawidziła Iyv tak bardzo, że nie chciała jechać samochodem z dziewczynami i paroma innymi znajomymi, którzy również taszczyli wałówkę. Skoro więc Sky szła z nami, szedł z nami również Clifford.
- Przejrzałem twoje prace i jak już gadamy, to w sumie chciałem się zapytać jaki format rysunku jesteś w stanie stworzyć, no i czy robisz tylko tym kreskówkowym, swoim stylem, czy jest szansa na coś realistycznego? – odezwał się Calum właśnie do niego.
Zmarszczyłem brwi, ponieważ ja sam nigdy nie kliknąłem w obrazki Mike'a na sprzedaż i nie miałem pojęcia, że mój przyjaciel posilił się w tym kierunku. Wcześniej nie zamienili zbyt wielu słów. Jedynie to, do czego zostali zobligowani podczas lekcji, ale prywatnie ta interakcja była pierwszą pomiędzy Hoodem, Irwinem i Cliffordem.
- Nie rysuję nic realistycznego, wybacz, ale szczerze mi się nie chce, a ten styl po prostu mi wychodzi, w sumie jak chcesz i ci to odpowiada, to się możemy zgadać, albo napisz do mnie na Messengerze zwyczajne zamówienie z pytaniami, to ci podam wszystko dokładnie w calach i ustalimy cenę.
- Czad, napiszę. Mamy się na fejsie?
- Mam Skylar, powinieneś mnie znaleźć – odparł Mike, przy okazji zerkając na mnie kątem oka, bo sukcesywnie od miesiąca nie potwierdziłem jego prośby o znajomość zarówno na facebooku, jak i Instagramie.
CZYTASZ
anti-romantic {zawieszone}
FanfictionTrójkąty miłosne zostały przeanalizowane już od każdej strony, w każdy możliwy sposób. Edward, Jacob i Bella, Serena, Nate i Dan, Damon, Stefan i Elena, dobrze znane w popkulturze figury, które informują, że "można kochać ich obu", że miłość to wybó...