Koło czternastej wyszliśmy z mojego mieszkania i udaliśmy się do wesołego miasteczka oddalonego około godziny od centrum.
W samochodzie było bardzo wesoło. Włączaliśmy przeróżne piosenki i wygłupialiśmy się, śpiewając je. David był znakomitym kierowcą ani na sekundę nie stracił kontroli nad pojazdem, ani skupienia na drodze. Gdybym to ja prowadziła, zapewne wylądowalibyśmy na pierwszym lepszym drzewie.
W wesołym miasteczku byliśmy kilka minut po piętnastej. Może i wcześnie, ale było już dużo ludzi. Głównie rodziny z dziećmi i nastolatkowie.
— To, co chcesz robić najpierw? — zapytałam, uważnie przyglądając się widocznym atrakcjom.
— Napić się lemoniady. — wskazał na niewielką budkę i stosunkowo małą kolejkę.
Zgodziłam się i ruszyliśmy w tamtą stronę. Stanęliśmy na końcu kolejki. Włożyłam dłonie w kieszenie czarnej, skórzanej kurtki i przeniosłam ciężar ciała na lewą stronę. David stanął podobnie do mnie.
Po pięciu minutach, gdy kolejka się nie ruszała, byłą poirytowana. Lemoniada była dostępna w trzech smakach: cytrynowym, wiśniowym i brzoskwiniowym. Para na samym początku nie mogła się zdecydować. Raz stawiali na wiśniową, bo jeszcze takiej nie próbowali. Później zmieniali zdanie na brzoskwiniową, bo o takiej też nigdy nie słyszeli. Potem jednak decydowali się na tradycyjnie cytrynową, bo już znali smak. A na końcu zaczynało się od nowa.
— Ile można kupować lemoniadę? — fuknęłam cicho, ale mój towarzysz usłyszał i uśmiechnął się pod nosem. — Możemy wrócić tu później? — zapytałam.
— Ale ja chcę lemoniadę. — wydął usta i zrobił wielkie, smutne oczy.
Cisnęłam w niego zdenerwowanym spojrzeniem, zaczął się śmiać i kiwać głową, że się zgadza. Wyszliśmy i z kolejki, a chwilkę później zobaczyłam jak jedna rodzina i niewielka grupka nastolatków również ją opuszczają. Sprzedawca na pewno nie był zadowolony.
— Chodź na strzelnice. — złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę stoiska.
Przy mężczyźnie, który to obsługiwał, wisiały pluszaki do wygrania. Obok stała już strzelnica, na której były trzy tory i jeden z nich zajmowany był już przez małego chłopca.
— Dzień dobry. — przywitał się z nami mężczyzna. — Ile strzałów? — zapytał.
— Jeden. — David był bardzo pewny siebie. — I gram o tego misia. — wskazał największą maskotkę.
Miś mierzył z ponad metr długości, miał brązowe futro i czerwoną kokardę zawiązaną wokół szyi.
— Jest pan pewny? Ten miś jest za bezbłędne strzały i zazwyczaj ludzie wybierają co najmniej trzy. — upewniał się.
— Jestem pewny. — odpowiedział.
Odebrał broń i ustawił się na drugim torze. Musiał strzelić w zaznaczony punkt na plakacie, który się ruszał. Wątpiłam, że mu się uda, ale mimo wszystko stałam obok i wspierałam w tym zadaniu.
Maszyna się uruchomiła, plakat zaczął latać w prawo, lewo, górę, dół, do przodu i do tyłu. Nie było to łatwe zadanie. David stał tak chwilę, ale w końcu ustawił się do strzału. Mocno się skupił. Kiedy przykładał palec do spustu, wstrzymałam nawet oddech. Sekundę później plakat był postrzelony w dokładnie zaznaczonym na czerwono punkcie.
Ja, jak i mężczyzna ze stoiska byliśmy w szoku. On naprawdę strzelił i to za pierwszym razem.
Odebrał misia z uśmiechem i odwrócił się do mnie.
CZYTASZ
The Killer
RomanceŻycie Madeline spokojnie się toczyło. Studiowała, zarabiała na siebie i miała narzeczonego. Jednak istniał ktoś, kto planował jej to wszystko odebrać, aby pokazać swoją siłę. Do jej życia wkroczył tajemniczy mężczyzna i powoli niszczył to, co budowa...