Strzał.
Krzyk.
Pisk opon.
Widziałam wszystko jak przez mgłę, w zwolnionym tempie. Jak w tych wszystkich filmach, obserwowałam swoje życie z drugiego planu. Shynn ostro zahamował i zaklnął skręcając w uliczkę. Na jego ramieniu zobaczyłam krew. Szara koszulka szybko zmieniła swój kolor na czerwień.
To mi wystarczyło.
Serce znów poczułam w gardle, wszystko działo się szybko. Za szybko ale zdołałam wyszeptać:
- Shynn, nic.. jak.. co mam robić ?!
- Schyl się i nie wyłaź - warknął znów ostro zakręcając.
Posłusznie schowałam się tak by przez szyby nikt nie mógł mnie trafić. Słyszałam co chwile jęki Shynna gdy prowadząc musiał używać zranionej ręki. Chciałam mu pomóc ale w tej chwili nie miałam jak.
Zamknełam oczy i usłyszałam dwa strzały a potem pisk opon.
Ale nie naszych.
Shynn przyspieszył a po chwili zatrzymał się. Otworzył drzwi od pasażera i przytulił mnie mocno. Zaskoczona jego nagłym ruchem chciałam go odepchnąć ale ciepło jego ciała, zapach i nierówny oddech sprawiły że chciałam zostać w jego ramionach już na zawsze.
- Nic ci nie jest ? - spytał odsuwając się odemnie i lustrując każdy centymetr mojego ciała.
- Nie, co się stało? Czemu już nas nie gonią?
- Luhi przestrzelił im opony albo coś.
- Luhi!? Skąd on się tu wziął ?
- Nie wiem. Nie jestem wróżką. Zapytasz się go jak przyjedzie.
- A ty? Jesteś ranny, masz apteczkę ?! - widząc rozmiar plamy i grymas na twarzy chłopaka zaczełam panikować.
- Mam gdzieś. Chyba. - odparł.
Kazałam mu usiąść i się nie ruszać. W schowku na szczęście znajdowała się apteczka.
Wysiadając z auta rozejrzałam się. Byliśmy w jakimś zaułku, u góry wisiało rozwieszone pomiędzy oknami pranie a od trzech stron otaczały nas ściany bloku.
Wziełam butelkę wody leżącą w samochodzie i przemyłam Shynnowi ranę. Potem zdjełam mój pasek i mocno zacisnełam na jego ramieniu. Oczyściłam ranę wodą utlenioną z apteczki i zadzwoniłam do Luhiego.
- Gdzie jesteście ? - spytał odrazu.
- Nie wiem. W jakiejś ślepej uliczce. Shynn dostał.
- Co?! Gdzie ? A ty?
- W ramię, mi nic nie jest. Jedziemy na pogotowie. Tam się spotkamy. Rozumiem że już.. Po nich tak ?
- Mhm - odpowiedział i rozłączył się.
- Na pogotowie ? - Zapytał Shynn.
- A gdzie ? Teraz nie dopływa ci krew do ręki więc mamy tylko dwie godziny.
Wsiadłam za kółko i wyjechałam z uliczki. Zaczełam zastanawiać się gdzie jest policja. Takie rzeczy przecież nie zdażają się na codzień. Ulice były jednak puste. Znalazłam szpital i szybko zaprowadziłam Shynna do środka. Lekarze przyjeli go a mi kazali usiąść w poczekalni. Po chwili przyjechał Luhi. Jego włosy były w totalnym nie ładzie a twarz smutna i przygnębiona.
- I co? - spytał.
- Wyciągają mu kulkę - odpowiedziałam zamykając oczy. Nastała cisza.
Nie wiem ile mineło czasu ale kiedy Shynn wyszedł z sali nawet nie zastanawiałam się tylko rzuciłam mu się w ramiona. Chłopak objął mnie jedną ręką a brodę oparł na moim czole. Bo chwili opuścił rękę i odsunął się lekko. W jego orzechowych oczach widziałam smutek.
Coś zrobiłam źle?
Zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do auta.
- Musimy wiać. - Odparł Luhi siadając na miejsce kierowcy. - ukradłem auto jakiemuś kolesiowi na stacji i nie zapłaciliśmy za paliwo. Na szczęście wszyscy ludzie są na jakiejś paradzie i nie ma ich w tej częsci miasta. Rozsądniej będzie jednak spadać zanim ktokolwiek coś zgłosi. Jedziemy. Ruszyliśmy z zawrotną prędkością przez miasto i wyjechaliśmy na autostradę.
- Oni byli z tamtego.. psychiatryka prawda ? - spytałam po godzinie jazdy.
- Tak. - odparł Luhi.
- Co im zrobiłeś ? - nie byłam pewna czy chce znać odpowiedź.
- Jechali tak szybko że gdy przestrzeliłem im opony nie mieli szans ze ścianą. - Luhi spojrzał na mnie w lusterku ze smutkiem.
- Niie żyyją? - głos mi się zatrząsł.
Nie chciałam by ktokolwiek przez nas umierał. Chciałam tylko z tamtąd uciec. Chciałam zacząć żyć od nowa, zapomnieć o tym co było. Nie wyobrażałam sobie że ktokolwiek mógłby przeze mnie zginąć. Może i chcieli nas złapać, może i stali po przeciwnej stronie. Jednak napewno nie zasługiwali na taki los.
Łza spłyneła po moim policzku.
- Nie uciekniemy od tego prawda? Już nigdy nie będziemy żyć normalnie..? - spytałam znając już odpowiedź. Łzy zaczeły płynąć strumieniami. Podkuliłam kolana i oparłam głowę o zimną szybę.
- Nie wiem Cat, nie wiem. Zawsze można spróbować. Po to uciekamy. - odparł niepewnie Luhi.
- Nie kłam. Nie jestem głupia. Przestańcie robić ze mnie idiotkę. Cały czas tylko kłamstwa i tajemnice. Nie wiem nic a wy wszystko. Może czas mi o wszystkim powiedzieć co ? Może wreszcie się czegoś kurwa dowiem. - Warknełam.
Byłam zła. Na wszystko i wszystkich.
- Cat.. Przestań. Robimy to dla twojego dobra. - odparł blondyn.
- Dla mojego dobra ?! Śmieszne, naprawdę śmieszne. Więc wylądowałam w tym pieprzonym psychiatryku dla mojego dobra tak ? Właśnie ktoś zginął, dla mojego doobbra!? - głos znów mi się łamał. Byłam zmęczona, zła i czułam się bezbronna. Po mojej głowie galopowały tysiące myśli których nie potrafiłam ułożyć w jedną spójną całość. Miałam dość, po prostu dość.
- To nie tak.. - zaczął Luhi.
- Zatrzymaj się w tym motelu. - Przerwał mu odzywając się po raz pierwszy Shynn wskazując na niebieski szyld. Luhi zjechał więc z drogi i zaparkował pod budynkiem.
- W środku pogadamy a narazie oboje przestańcie się drzeć - warknął i wyszedł trzaskając drzwiami. Miałam ochotę wyjść i rozszarpać go na kawałki ale miałam przeczucie że może właśnie za chwilę się czegoś dowiem. Weszliśmy do skromnie i tanio urządzonego pomieszczenia. Shynn rozmawiał właśnie z recepcjonistką.
- Trzy pokoje na jedną noc - powiedział a kobieta w starszym wieku wręczyła mu trzy klucze. Chłopak zapłacił i wszedł po schodach na górę a my za nim. Weszliśmy do jednego z pokoi.
Był urządzony w odcieniach zieleni i brązu. Nie powiem żeby był ładny. Usiadłam na łóżku przedtem zdjemując buty i oparłam się wygodnie o poduszkę. Luhi usiadł na krześle a Shynn zamknął drzwi na klucz i wskoczył na parapet.
- No. To co chcesz wiedzieć ? - spytał Shynn zdejmując kurtkę i rzucając ją gdzieś w kąt. - Pamiętasz wtedy jak nas złapali ? - spytał. Spojrzałam mu prosto w jego orzechowe oczy.
- Pamiętam. - odparłam cicho i odwróciłam wzrok.
- To zadaj nam jakieś pytania a my odpowiemy - wtrącił się blondyn.
- Kim jesteście ? - gdy zadałam to pytanie Shynn uśmiechnął się.
- Sam chciałbym to wiedzieć. Ale na moje oko idiotami którzy wpadli w niezłe gówno. - powiedział.
Przewróciłam oczami. Nie to chciałam usłyszeć.
- Powiedziałeś że.. że on żyje. Czyy to prawda ? - spytałam cicho.
- Tak, to prawda. On żyje i chciał by cię mieć. Tam w tym psychiatryku.
- Dlaczego ? Po co mu jestem ? Najpierw okłamał mnie i mamę, nie mam z resztą pojęcia jak a teraz chce mnie mieć?
- Tylko że twoja matka wiedziała o wszystkim. O to chodzi. Dlatego teraz nie żyje.
- Co?! - nie mogłam dłużej hamować łez. Moja własna matka okłamywała mnie przez całe życie. - Czemu mi nic nie powiedziała ?
- Bo zgineła by wcześniej a wtedy ty szybciej byś tam trafiła. Chciała byś tam się znaleźć mając np. 12 lat? - spytał Luhi.
Nie nie chciała bym. Za nic w świecie.
- Więc czemu jednak tam trafiłam? Przecież nic mi nie powiedziała.
- Bo twój tatuś nagle zarzyczył sobie bym cię ściągnął. - warknął Shynn chowając twarz w dłoniach.
- I zrobiłeś to. - dokończyłam.
- A co miałem zrobić ? Luhi nie wykonał swojego zadania i wylądował w tym pieprzonym ośrodku ! Tak kończą wszyscy którzy się nie podporządkują. Nie znałem cię. Byłaś tylko celem, tylko zadaniem, misją którą musze wykonać żeby nie wylądować w tym wariatkowie ! - Chłopak zeskoczył z parapetu i uderzył pięścią w stół. Jego ręce pokryły żyły a on sam był strasznie zdenerwowany. Bałam się go w takim stanie. Stał do nas tyłem.
- Luhi.. Czy to prawda ? - spytałam.
- Tak, miałem zlecenie od kogoś z góry. Miałem zabić jednego gościa i całą jego rodzinę. Miał dwójkę dzieci. 5-letnią córkę i 2-letniego syna. Przez przypadek znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Nie mogłem tego zrobić Cat. Nie mogłem, to nie była jego wina. Skłamałem mówiąc że ich zabiłem. Oni jednak wiedzieli że kłamię i zamkneli mnie tam.
- Czemu, czemu on taki jest ? Czego on chce?
- Ma z tego zyski, kasę, nikt mu nie podskoczy no i czerpie z tego przyjemność. - odpowiedział mi Shynn
- Z zabijania ? Z robienia z ludzi potworów ?
- Nie wiem, nie znam go przecież. Napewno jest psychiczny, bo kto by to wszystko robił będąc zdrowym.
- Ja idę się położyć, mam dość na dzisiaj - przerwał Luhi po czym wstał i wyszedł z pokoju.
Shynn odwrócił się w końcu i rzucił w moim kierunku klucze.
- To twoje - mruknął.
Gdy tylko zamknełam drzwi usłyszałam odgłos tłuczonego szkła.
Shynn dalej był zły.
Chciałam wejść spowrotem ale zdecydowałam że może lepiej dla mnie jeśli nie będe mu przeszkadzać. Szybko znalazłam mój pokój, wziełam prysznic i położyłam się do łóżka. Po tym co się dzisiaj dowiedziałam nie mogłam zasnąć. Gdy jednak mi się to udało około piątej to koszmary powróciły i tak czy siak nie spałam.
Zajebiście.