Zapukałam w drzwi od pokoju Shynna. Po chwili usłyszałam kroki i chłopak otworzył drzwi. Był.. bez koszulki. No tak, czy on zawsze rano lata z gołą klatą i mokrymi włosami ?
- Idziesz ? ja i Luhi już czekamy. - spytałam.
- Musze jeszcze wysuszyć głowę - odpowiedział a ja uśmiechnełam się na wspomnienie tamtego dnia gdy obudził mnie kapiąc na mnie z włosów. Shynn odwzajemnił mój uśmiech.
- Może mi pomożesz ? - spytał zbliżając się do mnie. W jednej chwili moje serce przyspieszyło swoją prace. Czułam jakieś perfumy i ciepło z jego nagiej klatki piersiowej.
To nic nie znaczy, pamiętasz jak się ostatnio zachowywał.
- Może nie tym razem. Czekamy na dole - mruknełam i nie patrząc mu w oczy odwróciłam się na pięcie i zeszłam po schodach.
Co ja zrobiłam?
Strzeliłam w duchu facepalma i usiadłam na kanapie obok blondyna.
- I co? Nasza księżniczka już idzie? - spytał Luhi.
- Taa, tak. Suszy włosy - odpowiedziałam tempo wpatrując się w ścianę. Po kilku minutach na dół zszedł Shynn. Podszedł do recepcjonistki i wręczył jej kilka stów.
- To za.. szkody w pokoju - uśmiechnął się sztucznie i wyszedł nie czekając na nas.
-
Zatrzymaliśmy się na jakimś poboczu i Shynn rozłożył na masce samochodu mapę. Jechał palcem po jakiejś trasie i kolejno mówił miasta w których się zatrzymamy.
- Phoenix, El Paso, San Antonio i potem najdłuższa trasa z Houston do Orlando. No i Miami.
- Najdłuższa czyli? - spytałam.
- Około 13-14 godzin. Reszta miast jest mniej więcej co 5.
-
W San Antonio zatrzymaliśmy się na nocleg. Trasa mineła dość szybko i na szczęście bez jakichkolwiek problemów. Następnego dnia wyruszyliśmy do Houston a potem do Orlando. Od celu dzieliło nas jedynie 1,5 godziny. Byłam strasznie podekscytowana. Co będzie jak dojedziemy? Nie wyobrażam sobie że zaczniemy nowe życie. Wrócę do liceum? Wynajmę jakieś mieszkanie? Ale za co.. nie mam przy sobie ani grosza. Wszystko co mam zawdzięczam Shynnowi.
- Jak masz na nazwisko ? - spytałam. Mój głos był zachrypnięty. Nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku godzin.
- Kto? - spytał Shynn.
- Obydwoje - odparłam przewracając oczami.
- Luhi Sleyn miło mi - uśmiechnął się blondyn.
- Evans - mruknął Shynn.
Luhi Sleyn i Shynn Evans.
Catarina Evans.
Nie. Nawet tak nie myśl.
Potrząsnełam głową wyrzucając z siebie te myśli. Jechaliśmy po drodze mijając palmy i domki. Potem wjechaliśmy do miasta. Miami było piękne. Przy plaży stały drewniane domki a w głebi miasta wieżowce. Mimo że nie ma lata, słońce świeciło i miło przygrzewało.
- Jesteśmy - oznajmił z uśmiechem Shynn.
Zaparkowaliśmy pod jednym z wysokich szklanych budynków i ruszyliśmy za Shynnem.
- Tu się zatrzymamy. Wynajmiemy jakieś mieszkanie. Ja narazie za wszystko zapłacę. - oznajmił Shynn.
Wnętrze budynku było urządzone w białych lśniących kolorach. Nie będzie tutaj dla nas za drogo? W życiu nie spłace tego brunetowi. W recepcji siedziała blondynka z włosami związanymi w koka. Na sobie miała koszulę i czarną spudnicę.
- Słucham? - zapytała poprawiając okulary które miała na nosie.
- Chcemy wynająć apartament czteropokojowy najlepiej. - Szczęka mi opadła. Apartament?
- Już sprawdzam. Tak jeszcze mamy kilka wolnych. Peter! Zaprowadź państwa pod 321! - kobieta podniosła głos i po chwili zjawił się u naszego boku mężczyzna w średnim wieku.
- Macie państwo jakieś bagaże? - spytał.
- Nie jest tego dużo sami sobie poradzimy - odparłam z uśmiechem. Poczekaliśmy aż Shynn zapłaci i ruszyliśmy windą na górę.
Peter oprowadził nas po apartamencie i wszystko wyjaśnił po czym zniknął. Wszystko urządzone było bardzo elegancko. Biel i czerń dominowała, jednak w kuchni pojawił się też kolor czerwony a w sypialniach brąz.
- Słuchaj ja nie wiem czy ja ci to oddam.. - zaczełam.
- Nic mi nie oddajecie zrozumiano? Mam bardzo dużo pieniędzy i na wszystko nam starczy. Przestańcie pieprzyć, weźcie prysznic i chodźcie na jakąś plaże. Prędzej czy później i tak nas znajdą więc lepiej dobrze wykorzystać dany nam czas. - odparł Shynn po czym skierował się w stronę swojej sypialni. Ja także ruszyłam do mojego pokoju. Rozebrałam się z brudnych podróżnych rzeczy i wskoczyłam pod prysznic.
Woda zmyła ze mnie wszystkie smutki, odświerzyła mnie i sprawiła że miałam lepszy humor.
Ubrałam się w czarne poszarpane spodnie, tego samego koloru bokserkę i flanelową koszulę w czarno czerwoną kratę. Gdy wyszłam czekaliśmy już tylko na Luhiego. Gdy wyszedł ze swojego pokoju ruszyliśmy na plażę. Pogoda była dość ładna więc wszędzie były tłumy ludzi. Kupiliśmy sobie jakieś lody i ruszyliśmy na spacer. Nim się obejrzałam słońce zaszło a na plaży ludzie zaczeli rozkręcać imprezę. Przyłączyliśmy się i już po chwili z piwem w ręku tańczyłam wśród tłumu spoconych ludzi. Gdy wydostałam się z "parkietu" cała dysząc usiadłam kawałek dalej na piasku i oparłam się na łokciach prawie leżąc. Po kilku minutach zobaczyłam że ktoś kieruje się w moją stronę. Brunet usiadł koło mnie i zaczął wpatrywać się w morze.
- Nie tańczysz ? - spytał.
- Jak widać - mruknełam. Shynn pokręcił głową chyba karcąc się za tak głupie pytanie.
- Niedługo znów będziemy musieli uciekać. Wiesz o tym prawda ?
- Wiem - odpowiedziałam - Zwiedzimy całą amerykę.
- Chciałbym. Pewnie jednak się nie uda.
- Boje się - spuściłam głowę.
- Jestem z tobą. Pamiętaj o tym. Zrobię wszystko żebyś była bezpieczna.
- Shynn, nie mów tak. Nigdy nie będe już bezpieczna. Nie jestem małym dzieckiem. Nie kłam.
- Nie masz pojęcia w co się wplątaliśmy. Masz rację, już nigdy nie będziesz bezpieczna. Ale obiecuję że póki żyję włos ci z głowy nie spadnie. - powiedział. Mimo że było ciemno widziałam jak jego orzechowe oczy błyszczą się. Był poważny ale jednocześnie bardzo.. czuły. Położyłam głowę na jego ramieniu.
- Dziękuje - szepnełam. Shynn przytulił mnie a pod wpływem jego dotyku po moim ciele przeszły ciarki. Odwrócił głowę w moją stronę a moje serce niemal staneło. Prawie stykaliśmy się nosami. Brunet spojrzał na moje usta i lekko się przybliżył. Spojrzałam na niego przerażona ale jednocześnie strasznie podekscytowana.
- Nie. Ja nie mogę Catarina. Nie mogę - wstał i zniknął w tłumie ludzi.
Przełknełam z trudem ślinę.
O co mu chodzi?
Musimy porozmawiać.
To się nie może tak ciągnąć.